sobota, 10 czerwca 2017

ROZDZIAŁ 19

Jakiś czas później

- Grzesiu kochanie, czy zostałbyś jakąś godzinkę z naszą piękną córeczką?
- Jasne skarbie.
- Papke masz w lodówce, wystarczy ją tylko podgrzać. Pieluchy są w komodzie w naszym pokoju w drugiej szufladzie po prawej stronie za smoczkami. Tylko weź te z zielonymi wstawkami, żeby mała je wykorzystała bo potem będą za małe. Jak coś się będzie działo to dzwoń. A i jak wpadną chłopaki to niech trochę się z małą pobawią bo potem będzie spać jak suseł. Jak będzie płakać to niech Zibi ją weźmie na ręce to jej pomaga. I niech ją Igła uśpi  ona lubi jak on śpiewa.
- A ja co mam robić? - zapytał Grzesiu.
- Ty masz ich pilnować, żeby nie roznieśli domu i żeby nasze dziecko za bardzo nie ucierpiało.
- Myślę, że sobie poradzę - odprowadził mnie z małą na rękach do drzwi.
 - Jak przyjdą wujkowie to wykorzystaj ich maksymalnie jak sie da - powiedziałam do Oli.
- A bu gu bruu - dostałam w odpowiedzi.
- Tak skarbie, najmocniej jak potrafisz - pocałowałam ich na do widzenia i wyszłam. Akurat dróżką szedł Igła.
- A mamusia dokąd się wybiera?
- A tak sobie wychodzę na miasto.
- Tylko wróć szybko.
Taa, już wracam. Aż tak głupia nie jestem żeby psuć małej i Grześkowi zabawę. Ja już wiem, że ona rozkochała ich w sobie i że robią co ona każe.

Na początku mojego wypadu na miasto poszłam do fryzjera, potem paznokcie, masaż i na koniec zakupy. Kto przecież powiedział, że mama musi non stop siedzieć w pieluchach i gotować, prać i sprzątać. A Grzesiu i tak nic nie zauważy.

Miałam wrócić po godzinie, a wróciłam po trzech. Ups. Na szczęście gdy wróciłam chłopaki spali, a Olcia bawiła sie telefonem Zibiego.
- Choć do mamusi. To ty miałaś spać, a nie oni.
- Zigi bruu - poczułam wielką krople śliny na swoim policzku.
- Tak tak to wujka telefon. - wzięłam go od niej, żeby go za bardzo nie zniszczyła.
- Ola?! O boże Zbyszek gdzie jest Ola!? - usłyszałam przerażony głos Kosy.
 - Grzesiu, co się tak drzesz.
- Dziecko mi uciekło dlatego się dre! Przecież Oliwia mnie zabije!
Nie mogłam powtrzymać śmiechu, więc weszłam z małą na rękach do salonu.
- Tata - wypowiedziała swoje pierwsze zrozumiałe słowa Olcia.
- Ona powiedziała do mnie tata - Kosa był zszokowany takim obrotem sytuacji.
- Dobrze, że nie Kosa - podsumował Igła.
- Wy mieliście uśpić Olcie, a tymczasem ona was uśpiła.
- Wiesz jaki ona ma na nas wpływ.
- Wiem wiem, i jestem pod wrażeniem.

Chłopaki posiedzieli jeszcze z godzinkę, ale gdy wspomniałam o  kąpieli nagle się zmyli. Patrzyliśmy jak mała próbuje stanąć na nogi, co głównie kończyło się frustracją na jej twarzy. Rosła jak na drożdżach, a jej śliczny uśmiech skradał milion serc.
- Jak to szybko zleciało; za miesiąc będzie roczek Olci.
- O tak, musimy imprezę jej zrobić. 
- Raczej chłopakom - zaśmiał się Grześ. 
- Kocham Cię wiesz? 
- Ja Ciebie też skarbie.

Grzesiowi dużo frajdy sprawiało pluskanie się z  małą. Byłam pod wrażeniem, że tak dobrze sobie z nią radził. 
- Psi - usłyszałam z ust Olci i zobaczyłam żółty kolor wody. 
- Koniec kąpieli - na te słowa zaczęła walić rękami w wodę ochlapując wszystko wokoło. Jej perlisty śmiech tak nas zauroczył, że nawet nie mieliśmy świadomości tego że mamy na sobie jej siuśki. 

Gdy Olcia w końcu zasnęła, Grzesia zebrało na romantyzmy.
 - Jesteś taka piękna i tylko moja. 
- Tylko twoja. Zawsze i na zawsze. 
Myślalałam, że dzisiejszy wieczór zakończy się naszym baraszkowaniem, natomiast po kilku minutach Grzesiu zasnął na moich piersiach. Sama po chwili odpłynęłam. 

piątek, 4 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 18

I tak jak powiedział Grzesio tak też się stało. Urządzaliśmy pokój dla naszego bobaska. To znaczy chłopaki urządzali. Bo ja nie mogłam nic robić "bo coś mi się jeszcze stanie". Nie żeby coś, ale zaczynali urządzać jak byłam w szóstym miesiącu. A zbliżał się finał a nawet do połowy nie doszli co mnie strasznie frustrowało. Ale postanowiłam się tym nie martwić. Mieliśmy z Grzesiem gorsze rzeczy na głowie. Np rodzice Grześka; albo moi. Bo jak, ja w ciąży a nie znam jego mamy ani taty. To mi głownie chodziło po głowie i nie wiedziałam jak to rozwiązać.
- Ja bym zrobił tak - zaczął swoje mądre przemówienie Igła w trakcie PIĄTEJ przerwy w ciągu GODZINY (o zgrozo) - urodzisz, Kosa zadzwoni do rodziców, że zostali dziadkami i po sprawie.
- Albo lepiej: powie im że ma dla nich niespodziankę i zabierze ich na porodówkę - do Igły dołączył jakże elokwentny Zibi.
- Jakie to mądre - zakpiłam ironicznie.
- Ale to wcale nie jest takie głupie. Nie ma innego wyjścia - postawił się za nimi Kosa.
Nie mogłam już z nimi wytrzymać więc wyszłam na taras. Od tych nerwów zrobiło mi się aż gorąco i zaczął boleć mnie brzuch. Przekręciłam się na bok i poczułam jak robi mi się mokro. Spojrzałam na dół i zobaczyłam tylko jak moje nogi robią się mokre wraz z leżakiem.
- Grzesiek! - wydarłam się na cały dom przerażona.
- Co się stało?
- Ja rodzę!
- Jezu jak wasze dziecko będzie tak drzeć jak matka to ja wam współczuje.
- Igła dawaj torbę i jedziemy do szpitala.
O dziwo bardziej panikowali Igła z Zibim niż Kosa. Dzięki bogu na dobrego trafiłam faceta.
Ja też byłam spokojna. Może dlatego że Kosa mnie uspokajał?
Zajechaliśmy do szpitala gdzie szybko zabrali mnie na wózek.
- Który z panów to ojciec? - zapytał lekarz patrząc na zdenerwowanego Igłę i Zbyszka.
- Ja jestem ojcem - odezwał się Kosa.
- Pan? Taki spokojny? - zdziwił się doktorek.
Zabrali mnie na porodówkę i się zaczęła akcja.

Dla mnie to było pięć minut, ale potem okazało się że poród trwał całe sześć godzin. W tym czasie w poczekalni zjawiła się cała śmietanka towarzyska z rodzicami Grześka na czele.
- Mają państwo zdrową córkę - oznajmił nam lekarz. - Macie już imię?
Spojrzałam zdziwiona na Grześka. Nie pomyśleliśmy o imieniu!
- Ola? - rzuciłam od tak
- Ola pasuje - zgodził się Grzesiek całując mnie w czoło.
Była prześliczna. Tak wiem, dziecko kilka minut po porodzie nie może być śliczne. Ale dla mnie była aniołkiem  brązowych włosach i dość sporym rozmiarze.
- Będzie wielka jak tata - zaśmiała się pielęgniarka na co mała zaczęła płakać. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać bo najwidoczniej nie spodobała się jej to określenie.

Po dwóch dniach wyszliśmy ze szpitala. W domu czekał na nas pięknie urządzony pokoik oraz pełno prezentów zapewne od chłopaków dla małej. Było tego tyle że ledwo się przechodziło. Chłopaki obiecali pomagać przy małej, ale skończyło się gdy zrobiła kupę, która wylewała się z pieluchy.
- O kurde zapomniałem że zostawiłem żelazko włączone - jako pierwszy wymigał się Zibi.
- Bo wiecie Iwona coś kazał mi załatwić i muszę iść - kolejny: Igła. I tak dalej i tak dalej dopóki nie zostałam sama z Kosą i płaczącą Olą.
- Kochanie przewiniesz? Ja muszę do toalety.
Ostatecznie na mnie spoczął ten śmierdzący ciężar.

- Kosa! - krzyknęłam kończąc przewijać małą. Wszedł do pokoju zatykając nos.
- Wiesz, że ta kupa pachnie porzeczkami? - dałam szanse mu powąchać podtykając pod nos.
- Porzeczki? Ja tu czuje tylko kupę. Eh nadal świrnięta jak była tak jest.

czwartek, 14 listopada 2013

ROZDZIAŁ 17

Dałby ktoś wiarę w to co właśnie się stało? Że ja i on? Że my!? No chyba kurde nie. Ale proszę państwa do rzeczy: JESTEŚMY ZWYCIĘZCAMI ZOSTANIEMY RODZICAMI!!! Tak tak, radość chwilę trwała. Teraz trzeba się zmierzyć z pięknym panem o brązowych oczach i przekazać mu tę radosną nowinę. Zaszłam do sklepu co by kupić butelkę wina. HOLA HOLA! Soczku oczywiście :) I jakieś tam jeszcze ogórki, czekoladę, śledzie co by się w klimat ciążowy wczuć. Biedne bobo z taką mamusią.
Grzegorz na szczęście był na treningu gdy z zakupami wchodziłam do domu. Nerwy zaczęły brać, ale co tam dam radę! Położyłam się na kanapie w salonie i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

To nie tak miało wyglądać: że wstanę i zobaczę Grześka z USG w ręku cicho płaczącego z szerokim uśmiechem na ustach i głaszczącego małą fasolkę ze zdjęcia. To ja miałam mu powiedzieć kurde! Ale ok, reakcja prawidłowa. Biedaczek nawet się nie zorientował kiedy zwlekłam swoje ciężkie dupsko z kanapy i stanęłam obok niego.
- Grzegorz? - zapytałam nieśmiało. Spojrzał w górę na mnie tymi swoimi załzawionymi oczami z iskierkami radości.
- Olivka, jaki on jest podobny do mnie - wypalił z grubej rury. No pewnie, co będę tatusia wyprowadzać z błędu, że pięciotygodniowy zalążek nie może jeszcze być podobny do niego, a co dopiero mówić o płci.
- Czyli nie jesteś zły ani nie chcesz mnie wygonić z domu?
- Co ty gadasz. O niczym innym tak nie marzyłem jak o dziecku z tobą.
- Uff - wpakowałam mu się na kolana co by nie palnął kolejnej głupoty.
- Olivia, musisz teraz uważać na siebie. Zero stresu, noszenia ciężkich rzeczy - oh nie. Teraz zacznie się wykład jak muszę o siebie dbać.
- Grzesiu, ciąża to nie choroba - położyłam dłoń na jego policzku co by wzmocnić przekaz moich słów.
- Ja wiem misiaczku. To z miłości.
- Dobrze, to jak ja nie mogę dźwigać ciężkich rzeczy, ale ty tak, to może zaniesiesz mnie do sypialni?
- Ty jesteś lekka jak piórko - oświadczył, po czym porwał mnie do góry. Zaczęłam się śmiać jak głupia. Tak bardzo kochałam swojego Grzesia. A teraz będę się stawać jeszcze większym wielorybem niż byłam.

No i się zaczęło: moje humorki, rzucanie talerzami, garnkami, wielkie fochy, achy, ochy, jedzenie czekolady z pomidorami lub brokułami, picie ogromnej ilości mleka, wymiotowanie i tak dalej i tak dalej.
 Biedny Grzesio czasami nie mógł wytrzymać i wychodził z domu. Na niego nie krzyczałam bo by się jeszcze obraził, ale na Krzysia to lubiłam, oj lubiłam się wydrzeć. W końcu wolno kobiecie w ciąży nie? KOBIECIE W CIĄŻY WOLNO WSZYSTKO!!! Pominę ten przykry fakt, że moje ubrania były za ciasne i ogólnie wszystko było jakieś takie inne.
Pewnego słonecznego popołudnia gdy mój brązowooki mężczyzna nie miał treningu, wybrał się ze mną na badanie USG. Od miesięcy mnie z tym męczył, a ja głupia się zgodziłam. Usiadłam ze swoim wielkim brzuchem na krześle w poczekalni, a Grzesiek rozmawiał z miłą starszą panią. Dzisiaj mieliśmy się dowiedzieć co za potwór we mnie drzemie. W sensie o płeć chodzi. W końcu pani doktor wyczytała moje nazwisko i weszliśmy z Grzesiem do środka.
- Koniec piątego miesiąca, a pani ma brzuch jakby była w siódmym. Teraz już wiem, że tatuś jest duży - spojrzała na niego znad okularów. - Dobrze, proszę się położyć.
Pięć minut później Grześ się rozczulił słysząc bicie serduszka naszego maluszka.
- Dziewczynka. Tak, na 100% to będzie dziewczynka - powiedziała pani doktor dziwnie przekrzywiając głowę.
- Zwariowana po mamusi - poczułam ciepłe wargi na policzku i uśmiechnęłam się szeroko.
Po całym badaniu wyszliśmy cali happy, w skowronkach i radości. Kosa musiał pędzić na trening, a ja i nasza córa dzielnie mu towarzyszyłyśmy.
- Olivia! Jak ty urosłaś! - usłyszałam za sobą krzyk Igły. Ten to umie pocieszyć kobietę.
- Dziękuje Krzysiu. Nie mam lustra w domu. Wiesz, nie mów Kosie, ale podobno jestem w ciąży.
- No tak, zapomniałem że błogosławiony stan. Znacie już płeć?
- Dziewczynka. Dzisiaj byliśmy na badaniu.
- Jesteś pewna, że to jedno dziecko? Bo wiesz, masz brzuch jakbyś bliźniaków nosiła.
- To przez Grzesia. Wysoki chłop to i bobas duży.
- A dziadkowie kiedy się dowiedzą?
- O jasna cholera. Dasz wiarę, że o tym nie pomyślałam?  Pal licho moich. Ale Grześka?
No i zostawił mnie samą ciężarną z tym problemem; trener zawołał go co by się tak nie obijał.
Ja wiedziałam, że my o czymś zapomnieliśmy, ale żeby o rodzicach Grzesia!? I co, może mam teraz tak wejść do ich domu "Dzień dobry, jestem dziewczyną Grześka. Zostaną państwo dziadkami". Już widzę jak wykopują mnie z domu, krzyczą na Kosoczka i cholera wie co jeszcze.
- Nad czym tak myślisz? - przeraziłam się słysząc jego niski głos obok.
- O twoich rodzicach.
- A co z nimi nie tak?
- No jak to co!? Ja jestem w ciąży! Z tobą! A oni mnie nawet nie znają!
- Mamusia wie, że mam dziewczynę, ale o dziecku nie zdążyłem powiedzieć. Jakoś to rozwiążemy.

- Musimy urządzić pokój dla małej - delektowałam się tą cudowną chwilą jaką niewątpliwie było kopanie moich wnętrzności przez córkę, gdy Grzesio wszedł do sypialni w samych bokserkach. Kobieta w ciąży, same bokserki, ochota na seks, dziecko które nie śpi = nie najlepsze połączenie. Ale co tam; zakryłam oczy by nie patrzeć na niego i próbowałam oddalić swoje rządze.
- O którym pomieszczeniu dokładniej mówisz? Ten obok sypialni?
- Nie. Myślę o tym pokoju na górze. Tym zamkniętym.
- Serio? - aż usiadłam z wrażenia. Grzegorz był gotowy do odcięcia się od przeszłości? - Ale..
- Olivia, nie ma żadnego ale. Zawsze ich będę kochać tak samo jak was. Myślę, że nasza córka powinna mieć tamten pokój.
- Dobrze - odpowiedziałam po głębokim zastanowieniu. Oby tylko jego rodzice przy bliższym kiedyś poznaniu nie pomyśleli, że jestem ta zła która wymazała Kingę i córki z pamięci ich syna. Postanowiłam że nie będę nie potrzebnie stresować siebie i dziecka więc wtuliłam się w Kosoka, co było dość trudne z tym brzuchem, i zasnęłam. A to że ten mały potwór szalał w moim brzuchu to kompletnie mnie nie obchodziło. W ogóle. Gdyby nie fakt, że w nocy tak mnie kopnęła pod żebro, że aż zawyłam z bólu.
- Uspokój się ty mały szatanie - wyszeptałam do brzucha. No to nockę miałam z głowy. Wstałam i wzięłam się za tłumaczenie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
ło ho ho. Widzę, że aż dwa miesiące tu nic nie skrobnęłam. Wybaczcie mi to niedopatrzenie :(

piątek, 13 września 2013

ROZDZIAŁ 16

- Oliwka kochanie, to wino ci chyba zaszkodziło, co? - zapytał Grzesiek śmiejąc się w głos. No kurwa sorry, ale to on sprawiał wrażenie jakby coś pił zanim wyszliśmy z domu kurde!
- Nie no, jeszcze dużo przede mną. Rozumiem, że jutro nie macie treningu skoro dzisiaj balet?
Kurde czemu ta droga była taka nierówna? Szłam w koturnach i musiałam się mocno trzymać Grześka żeby nie walnąć twarzą o podłoże.
- Tak. Mam nadzieję że dzisiaj nie będzie w pobliżu żadnego fotografa bo inaczej kiepsko z nami - znowu ten uroczy śmiech. Jezu, Kosa co ty ze mną robisz.
- Te, Kosoki, wy już coś ten teges? - usłyszeliśmy za sobą głos Zbyszka.
- Ten teges było wczoraj Zbysiu. Dzisiaj idziemy na balet.
- Kosa Kosa ty tylko o jednym.
- Idź mi z oczu. Albo lepiej nie. Powiedz gdzie masz partnerke.
- Wszyscy już są w środku. Ja tylko po fajki.
- Po fajki? Serio? - zdziwiłam się troszeczkę. No ale to nie ja potem będę zdychać na treningu bo mam płuca czarne.
- Obym przetrwała dzisiejszą noc- szepnęłam do Grzesia widząc tłumy w klubie.
- Witamy witamy i o dziewictwo pytamy - przywitał nas Jochen. Zaczęłam się śmiać.
- Igła, może weź ty nie bierz się za uczenie polskiego co?
- Kochana nie pamiętasz jak bawół cielęciem był? A kto tak pięknie przekręcał nazwy jeszcze kilka miesięcy temu?
- Pff ja o co innego.
- Olivka fajne majki - uslyszalam glos Tichaczka.
- Lukas co ty gadasz?
- No nie są majtki?- zapytał wielce zaskoczony.
- To jest sukienka.
- Igła ty nie dobry chłopaczek- pogroził mu palcem.
- Ah robienie żartów z ludzi to moje powołanie.
- Będziemy tak gadać czy pijemy? - no kapitan i takie rzeczy gada?
- Ja stawiam - zatarł ręce Zbysio. - Kelner!
Szybko obok nas znalazła się niska gruba brunetka. Bartman złożył pokaźne zamówienie, a ja w tym czasie przytuliłam się do Grześka. Wszystkie dziewczyny poszły do kibelka i tylko ja byłam jedyną kobietą w tym towarzystwie.
- Zatańczymy? - wymruczałam do niego. Akurat leciał szybki idealny kawałek do tańca. W momencie stawiania pierwszych kroków na parkiecie, dj zmienił muzykę na coś wolniejszego. O niee. Przytuliłam się do Grześka i jakoś dawaliśmy rade. Ciężko było bo ciężko ale co poradzić. Pan przy konsoli chyba widząc nasze męki zmienił na coś szybszego.
- No to teraz szalejemy - zaśmiał się Kosa. Piruety, przeżuty, wymachy i nagle w około nas nie było nikogo. Stanęliśmy zdziwieni widząc ludzi patrzących się na nas. Ukłoniliśmy się, oni bili nam brawo i zeszliśmy z parkietu.
- Gołąbeczki i Gwiazdeczki - szanowny pan Piotr dopiero teraz dołączył do naszego grona. Przytuliłam przyjaciela i przywitałam się z jego dziewczyną.
- No to pierwszy niech będzie na cześć naszym obcokrajowcom - wniósł toast Bartman. Możecie się tylko domyślać że impreza była zajebista. Otóż nie. To znaczy była, gdybyśmy pominęli jeden fakt. Otóż kilka buców przywaliło się do chłopaków, a potem do partnerek, czyli do nas. Z potyczki słownej wszystko przerodziło się w bójkę. Zibi oberwał w nos, Kosa wracał z podbitym okiem, a Igła z krwawiącą wargą. Tamci mieli trochę większe szkody na sobie bo i jakieś uszczerbki na ciele to i również ubrania nadawały się do wyrzucenia.
- Ja pierdole, trener nas zabije jak to się ukaże w gazecie.
- Co tam trener. Ty się o związek martw - jęknął Kosa przytykając twarz do zimnego muru.
- Ja jutro ręką nie ruszę - dało się słychać krzyk Pita. Przeaktorzył tym razem.

- Jak ja wyglądam - Kosa stał nadal i oglądał swoją ciemną śliwę pod okiem.
- Zamaluje ci to jutro i będziesz wyglądał jak człowiek - musiałam go jakoś pocieszyć nie? Przecież żaden kosmetyk nie zakryje takiego lima.No chyba że te co posiadają makijażystki aktorów.
- Chodź spać bo zaraz świra dostaniesz.
- Ja już dostałem - odparł zrezygnowany.
- Grzesiu, to nie koniec świata. Zawsze mogło być gorzej. Złamana ręka czy noga. A to - wskazałam na oko - kilka dni i po nim.
- Przytul mnie - usłyszałam jego rozpaczony głos. Mocno wtuliłam go w swoją pierś jak matka syna i chyba zasnął bo przestał już marudzić.
Na drugi dzień musiałam się mocno powstrzymywać, żeby na jego widok nie wybuchnąć śmiechem. Zamalowałam trochę to limo, ale ślad i tak był. Specjalnie poszłam na ich trening by ocenić sytuację. Trener nie wygonił mnie z trybun więc chyba tak źle z nimi nie było. Widać było, że Iwona też zadziałała kosmetykami bo obrażenia Igły na wardze były jaśniejsze niż wczoraj.
Po treningu czekałam na Kose przy wyjściu. Padał deszcz, było szaro i buro, a Kosa co? Szedł sobie korytarzem w okularach przeciwsłonecznych.
- Grzesiu, z głową wszystko okej?
- Te twoje mazidła zeszły jak brałem prysznic i to wygląda jeszcze gorzej.
- No dobra. Chodź bo jeszcze ludzie zobaczą - zaczęłam się śmiać z niego i złapałam za dłoń, po czym wyszliśmy z hali.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
przepraszam za krótki rozdział po tak długim czasie, ale tyyyle się dzieje że masakra. Dopinanie spraw na studiach, szukanie mieszkania, plus Memoriał i ME kobiet.
Na szczęście już za tydzień ME panów z czego ogromnie się cieszę! Niestety pierwszego meczu nie obejrzę bo jadę do Radomia na Czarnych i Resovię :3 btw ktoś się wybiera?

niedziela, 25 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 15

Czas zapierdzielał że szok. Nasz związek z Kosą kwitł że hoho. Oczywiście nie obyło się bez wtrącania Resoviaków i innych siatkarzy z reprezentacji.
W listopadzie musiałam opuścić już swój ukochany Rzeszów i oczywiście Grzesia, na rzecz Szwecji. Obowiązki wzywały i musiałam lecieć do swojej ojczyzny.
- Olivka, proszę cię, zadzwoń jak dolecisz - jezusie, no ja rozumiem, że Kosa mnie odprowadził na lotnisko, ale i że reszta!? Jak wrócę to muszę porozmawiać z trenerem, że chyba za dużo wolnego mają i się nudzą.
- Pamiętaj, przywieź nam coś ze Szwecji. Jakąś pamiątkę czy coś - nalegał Igła.
- Będziemy za tobą tęsknić - rozczulił się Achrem.
- Chłopaki, ja jadę tylko na kilka dni. Odpoczniecie sobie ode mnie.
- Wnosisz kolor do naszego życia. Tzn twój strój - poprawił się szybko Igła.
- Spoko spoko. Już nie musicie się tak podlizywać. Grzesiu, będę tęsknić - zwróciłam się do ukochanego.
- Ja też - przytulił mnie MOCNO i pocałował w usta. Wzięłam swoją różową walizkę i poszłam na odprawę.

Lot nie trwał długo; na szczęście z lotniska odebrał mnie tata, który zresztą mnie nie poznał. Super nie? Własny ojciec nie poznaje córki.
- Olivka, ale to dlatego, że tak normalnie wyglądasz. A gdzie masz chłopaka? Nie mów tylko że zerwaliście - przeraził się nie na żarty.
- Tatuś, nie zerwaliśmy. Jutro gra mecz. Poza tym treningi i jeszcze raz treningi. Ale ja ci już nie wystarczam?
- To nie o to chodzi. Matka mnie zabije. Powiedziała, że bez was mam się nie pokazywać w domu.
- To co robimy?
- Jak jej obiecasz, że przyjedziecie wkrótce razem to jeszcze jakieś światełko w tunelu jest.
Mama oczywiście się wkurzyła, ale nie na mnie, a na tatę. Musiałam jej obiecać że przyjedziemy razem, do tego pokazać wszystkie zdjęcia, opowiadać jaki jest i jak się z nim żyje oraz następnego dnia obejrzeć cały mecz. Moja rodzina zwariowała.

Następny cały dzień spędziłam w redakcji na omawianiu tłumaczeń z szefem. Obiecał mi również wysłać nowe, ażebym za bardzo się nie nudziła w Polsce.
Akurat dotarłam do domu gdy młody znosił laptopa na dół by rodzice mogli obejrzeć mecz Resovii. Mama założyła szalik Polski (OKEJJJJ), a tatuś wygrzebał z szafy klaskacze i trąbkę. Nie no spoko.
- To jest Podpromie - wytłumaczyłam im gdy zaczęli transmitować mecz. A nóż się wkurzą i każą mi się zamknąć? Oby.
- Ten pan w garniturku to trener, Andrzej Kowal. Swoją drogą bardzo sympatyczny człowiek. O, i jest Winiar. No ten to zwariowany człowiek - zaczęłam się śmiać na samo wspomnienie pobytu z nimi.
- Polska, biało-czerwoni! - zaczął drzeć się braciszek gdy sędzia zagwizdał.
- Coś ci się chyba pomyliło synu - klepnął go w plecy tata.
- Musisz śpiewać Mistrzem Polski jest Sovia, Sovia najlepsza jest - chciałam go odpowiednio nakierować, ale ten i tak swoje.
- O jest Grzesiek - zaczęłam cieszyć się jak głupia gdy trener wpuścił Kosę na boisko.
- Fiu fiu. Fajne ciacho - zarumieniła się mama.
- Mamo - krzyknęliśmy oboje z bratem. Jezu, jaka siara. Jak on tutaj przyjedzie to też tak będzie buraczyła?
Oliwy do ognia dolała jeszcze dzisiejsza dyspozycja Grześka: MVP meczu.

Gdy obliczyłam, że powinien już dotrzeć do domu, zadzwoniłam do niego, ale słuchawkę wyrwał mi tata. Zaczął gratulować mu po szwedzku oczywiście.
- Tato, on nic nie rozumie kurde.
Odebrałam w końcu swój telefon od papy.
- Olivia? - usłyszałam zdezorientowany głos Kosy.
- Papcio się podniecił. Gratulacje! To był piękny mecz. A, i jeszcze jedno: spodobałeś się teściowej.
Usłyszałam tylko rechot po drugiej stronie słuchawki.
- Igła, ty też jesteś niczego sobie według mojej mamusi. - jeszcze większy rechot. Czemu mnie to nie zdziwiło, że wszyscy siedzą razem?

Te kilka dni w Szwecji zleciały bardzo wolno. Stęskniłam się za rodzicami, ale teraz brakowało mi Grześka i Rzeszowa. Do swojej walizki dopakowałam jeszcze kilka rzeczy i wyruszaliśmy z tatą na lotnisko.
- Córeczko, przyjedźcie razem na święta.
- Tatuś, wiesz że to nie ode mnie zależy. Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
-  No dobrze dobrze. Trzymaj się i pozdrów go - pocałował mnie w czoło, przytulił, otarł łezkę i w końcu puścił. Weszłam na pokład i usiadłam na swoim miejscu. Jezu, już w Polsce robiłam się normalna; przyjechałam do Szwecji i wszystko wróciło.
Na lotnisku czekał na mnie Grzesiek, ale na mój widok aż zmrużył oczy. No co? Do różowej walizki musiałam dobrać coś co pasowało. Nie moja wina, że pod ręką były różowe buty na koturnie, seledynowe spodnie i pomarańczowa bluza.
-Stęskniłam się - rzuciłam walizkę i wpadłam w jego ciepłe i silne ramiona.
- Ja też - usłyszałam jak wciąga mój zapach.
Zapakowaliśmy się do jego samochodu i ruszyliśmy do domu. W którym była strasznie gorąco. Na wejściu zdjęłam bluzę i zostałam w samym staniku. Oczywiście dół był cały. Na mojej opalonej skórze lśnił żółty stanik.
- Oliwka, razisz - wymruczał Grzesiu za mną. Rozpiął mój stanik i rzucił go w kąt. Nawet w ciemności widziałam pożądanie w jego oczach. Podniósł mnie do góry i całując po piersiach, kierował się do sypialni.

- Jak będziesz mnie tak witać to mogę częściej wyjeżdżać. - wymruczałam łapiąc oddech gdy skończył penetrować moje wnętrze. Oboje mieliśmy przyśpieszony oddech i rozpalone ciała.
- Kocham cię, wiesz? - te dwa słowa były tak proste, a jak wiele dla mnie znaczyły.

Rano obudził mnie całus w policzek od Grzesia gdy wychodził na trening. Zamruczałam, uśmiechnęłam się i przewróciłam na drugi bok. Tak mi się dobrze spało, że z łóżka wyszłam dopiero po 13. Założyłam koszulkę Kosy i poszłam do kuchni. Było mi trochę za zimno, więc gdy woda spokojnie gotowała się w czajniku, wróciłam do garderoby po grube puchowe skarpetki. Z szafki wzięłam swojego laptopa i z gorącym kubkiem kawy udałam się do salonu. Wślizgnęłam się pod koc i odpaliłam sprzęt. Korzystając z tego że Grzesio jeszcze pewnie był na treningu, stwierdziłam że trochę popracuję. Niestety przy trzecim zdaniu i drugim łyku kawy zaczął dzwonić mój telefon. Na widok zdjęcia Kosy uśmiechnęłam się szeroko i z wielką przyjemnością odebrałam telefon.
- Olivka, idziemy dzisiaj na miasto? Drużyna idzie do klubu. Co ty na to?
- No z chęcią. Ale jest chyba jeszcze za wcześnie nie?
- Dzwonie wcześniej bo do 18 siedzę na hali. Więc tak o 20 wyruszamy. Wyprasujesz moją czarna koszulę, proszę?
- Pewnie Grzesiu. Tylko dokończę tłumaczenie. Wiesz co mi ten drań szef dał? Erotyk.
- To lepiej nie powiem nic chłopakom bo będą chcieli czytać - usłyszałam jego śmiech po drugiej stronie.
- Sam byś pewnie chciał.
- A to już inna strona lokówki.
- Czego? - zaczęłam się śmiać przez co na mój laptop zostałaby wylana kawa.
- Takie tam nowe powiedzenie. Misiek, kończę bo wychodzimy na siłownię. Kocham cię i do zobaczenia później w domu.
Skończyłam dwa rozdziały tej jakże poruszającej powieści i poszłam się szykować. W końcu ciało się samo nie umyje, nie ogoli, nie umaluje i nie ubierze. Włączyłam na fula odtwarzacz Kosy z płytą The 1975 i skierowałam się do kuchni. Z szafki wyjęłam kieliszek i czerwone wino. Z pełnym kieliszkiem tanecznym krokiem kierowałam się do łazienki. Na początku relaksująca kąpiel w ciepłej wodzie, a potem szykowanie. Gdy woda zrobiła się już zimna, wyszłam z wanny i puchowym ręcznikiem okręciłam swoje ciało. Nie wiedziałam co jeszcze założę, więc najpierw poszłam wyprasować koszulę Grześka. Fajnie, miał pięć czarnych koszul i teraz którą miał na myśli? Wyjęłam pierwszą lepszą.

Dochodziła 18 gdy skończyłam się malować i stanęłam przed szafą by dokonać trudnego wyboru jakim niewątpliwie był mój strój. Po długich rozmyślaniach wyjęłam sukienkę: czarną z seledynowym dołem od bioder. Może mnie za to nie ukatrupią. Ale za to będę widoczna w tłumie. Do tego czarne koturny i gotowe! Wróciłam do kuchni i usiadłam na blacie. Czekałam na Grzesia popijając wino. Po 18 wpadł do domu jak burza. Szybko popędził do łazienki się szykować. Co żeby nie umarł z głodu zrobiłam mu w międzyczasie kanapki. To był zły pomysł żeby w samym ręczniku, opinającym jego seksowne biodra, jadł w kuchni. Rozpraszał mnie maksymalnie tym, ale postanowiłam być twarda. Zjadł, umył talerz, pocałował mnie w przelocie i zniknął w łazience. No to godzina z głowy. Zakradłam się do łazienki i usiadałam na klozecie oglądając jak Kosa się szykuje. Samo golenie zajęło mu 15 minut. No dłużej niż baba! Ale za to jego zarost był idealnie równy co do linijki.
- Gotowe - klasnął triumfalnie w dłonie gdy się ubrał i przejrzał w lustrze. Stanęłam obok niego podziwiając efekt. To ten, ładnie się prezentowaliśmy chyba nie?
Było grubo po 19 gdy wyszliśmy z domu. Mi w głowie szumiało od wina, a Kosa chciał też dzisiaj zaszaleć, więc do klubu szliśmy na pieszo. It's time to party!
------------------------------------------------------------------------------------------------------
o jeju jeju! wiecie gdzie ja byłam? W Spale! A żeby było ciekawiej nocowaliśmy tam uwaga: NA TRZECIM PIĘTRZE GDZIE ŚPIĄ KTO? SIATKARZE OFCOURSE! Nie no, ale stwierdziłam że jestem już stara bo nie jara mnie widok przechodzącego obok mnie Kurka, Ziomka Ruciaka i innych.
Z tego miejsca chciałam pozdrowić dziewczyny z którymi byłam, sąsiada z naprzeciwka czyli Dzika, sąsiadów koleżanek czyli Zibiego i Rucka oraz Wronę (panowie przepraszamy za tę głośną imprezę :D), Wujka Pedofila, Subtelnego Ziomka, Slipa i na koniec balkony Możdżona :)
PS. gdy idziecie na trening siatkarzy liczcie się z tym że możecie oberwać piłką w twarz lub inną część ciała :x
SPAŁA I MISS YOU SO SO MUCH! <3 Naprawdę, wystarczy COS w Spale by odpocząć, a nie jakiś tam drogi kurort.
PS 2. łóżka tam mają zajebiście wygodne :D

 PS 3 te kilka zdjęć które się przewijają to właśnie z tego jakże udanego pobytu :)

środa, 31 lipca 2013

ROZDZIAŁ 14

- Grzesiek, co to jest? - zapytałam słabo na widok dziecięcych zabawek, ubrań, kołyski, zdjęć.
- To jest odpowiedź na twoje pytanie - odparł zachrypniętym głosem. Teraz już nie płakał, ale uśmiechał się czule.
- Ja chce stąd wyjść.
- Olivia, proszę. Zostań. Jeśli chcesz zrozumieć, to musisz tutaj zostać i mnie wysłuchać.
Zaprowadził mnie do pierwszej komody na której stały ramki ze zdjęciami. Spoglądała na mnie śliczna blondynka oraz dwójka małych dzieci w wieku może trzech lat. Dwie dziewczynki były identyczne więc domyśliłam się, że to bliźniaki. Na dalszych był Grzesiek z dziećmi, Grzesiek z tą kobietą, same dzieci. Serce mi zamarło na widok zdjęcia na którym stoją objęci i czule patrzą sobie w oczy. Dalej oglądałam to wszystko z większym bólem serca. A czułam, że to dopiero początek.
- To było pięć lat temu - zaczął cicho patrząc mi w oczy. Odwróciłam szybko wzrok, ale on złapał mnie za brodę więc musowo spojrzałam w jego czekoladowe oczy. - To było pięć lat temu. Normalny dzień: śniadanie z rodziną, trening, po treningu wybraliśmy się na spacer. Ten sam park co zawsze, znajome już twarze. Rozłożyliśmy koce i spędzaliśmy rodzinnie czas. Potem, zadzwonił trener że jest jakieś zebranie w hali i muszę być. Pożegnałem się z córkami i żoną po czym ruszyłem w stronę hali. Miałem blisko więc szedłem na piechotę. Uśmiechnięty wszedłem do pomieszczenia i udałem się na sale. Wszyscy już tam byli oprócz Krzyśka oczywiście. Wpadł zmęczony informując nas, że była jakaś strzelanina, wszędzie karetki, policja. Nie przejmowałem się tym, bo co to mnie obchodziło. Wtedy tak pomyślałam. Po zebraniu, w którym trenerzy przekazali nam szczegóły wyjazdu na sobotni mecz, nie odbyło się bez żartów i przekomarzań, wyszliśmy uśmiechnięci na zewnątrz. Zebranie trwało prawie dwie godziny więc skierowałem się od razu do domu bo wiedziałam, że o tej porze Kinga nie będzie siedzieć z dziewczynkami w parku. Trochę się zdziwiłem gdy wszedłem i zobaczyłem, że jednak ich nie ma. Usiadłem w salonie i włączyłem telewizor. Stamtąd dowiedziałam się że w tej strzelaninie zginęło piętnaście osób. Piętnaście niewinnych osób w tym - zamilkł nagle.
- O boże - zakryłam usta dłonią i spojrzałam na swojego chłopaka. - Grzesiek - rozpłakałam się i przytuliłam go z całych sił. Teraz oboje płakaliśmy w swoich objęciach.
- Gdybym wtedy nie poszedł na to spotkanie
"To też byś zginął" - pomyślałam.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? - zapytałam cicho. Nie z wyrzutem; po prostu chciałam wiedzieć.
- Bałem się. Dawno o tym z nikim nie rozmawiałem.
- Co było potem?
- Wpadłem w panikę, gdy zobaczyłem miejsce zbrodni. Dzwoniłem na komórkę Kingi, ale nikt nie odbierał. Pobiegłem do tego parku gdzie wciąż było sporo policji. Potem się jakoś potoczyło. Nie pamiętam za wiele z tamtego okresu. Wpadłem w depresje, ale chłopaki pomogli mi z niej wyjść. Powoli wracałam do normalnego życia. Ten pokój nie pozwala mi o nich zapomnieć. Nie umiem się go pozbyć - dodał cicho. Wstałam i wyciągnęłam do niego rękę; wstał i objęci wyszliśmy z pomieszczenia. Kosa zamknął drzwi na klucz i zeszliśmy na dół.
- Jeśli zechcesz odjeść bo ukrywałem to przed tobą to zrozumiem. Ale wiedz, że kocham ciebie. I przepraszam.
Dotknął miejsca na moim policzku po którym właśnie spływała łza.
- Nigdzie się nie wybieram. Na pewno nie teraz.
Złożyłam pocałunek na jego wargach. Byłam szczęśliwa z nim. A tę historię musiałam po prostu przetrawić.
Długo oboje nie mogliśmy usnąć. Grzesiek opowiadał mi jeszcze historię jak się poznali, jak bardzo brakuje mu swoich dzieci. Cholernie mu współczułam, ale też podziwiałam za to, że jest teraz taki silny. Pokochałam go jeszcze bardziej.

- A wam co? - wpadł do naszego domu roześmiany Igła następnego dnia przed treningiem. Spojrzałam na niego smutno, to samo zresztą też zrobił Kosa.
- Aha, to chyba wpadłem nie w porę - zaczął się wycofywać z kuchni.
- Zostań - podparł Kosa - powiedziałem Olivii.
- I jak? - zapytał cicho.
- Muszę to przetrawić - odpowiedziałam patrząc w okno. Krzysiek po prostu podszedł do mnie i przytulił.

Przez następne dni stopniowo wracał nam dawny humor i uśmiech.
- Kosa, jak cię zaraz sypnę mąką to te twoje łapki od razu przestaną mnie rozpraszać.
- Ale ja nic nie robię. Wiesz, że to przez przypadek - zaśmiał się. Staliśmy w kuchni i szykowaliśmy obiad dla szerszego grona. Dziwne? Wcale.
- Przez przypadek to oni nic nie będą jeść.
- Jak wyjdą - zamruczał - to ci coś pokaże.
- Grzesiek! Teraz będę myśleć o tym cały czas! I nie śmiej się! - krzyknęłam gdy wyszedł żeby odebrać telefon.
- Olivia to do ciebie - miał dość dziwną minę.
- Tak? - spytałam gdy przyłożył mi słuchawkę do ucha.
- Olivia, kiedy do nas przyjedziesz?
- Tata! - krzyknęłam radośnie. Zapewne Kosa nie rozumiał nic z tego dziwnego języka. A przecież tak często do niego mówiłam po szwedzku. No dobra, tylko jak chciałam żeby czegoś nie zrozumiał. Ale to zawsze coś!
- W listopadzie muszę odwiedzić redakcję to może wtedy? A jak mama?
- Mama mówi, że bez chłopaka masz nie przyjeżdżać. - zaczęłam się śmiać przez co o mało telefon nie wpadł do jajek.
- To będzie ciężkie. Tato zadzwonię później bo teraz robimy obiad. Odezwę się wieczorem.
- Okej. Pozdrów tego Gwesia.
- Grześka tato - słyszałam w oddali jak mama się śmieje.
- Mamy zaproszenie do moich rodziców - poinformowałam Kose.
- Rodzice. Zapomniałem o tym.
- Pomartwimy się o to później. Teraz lepiej mi pomóż a nie.
- Tak jest pani. Tylko założę fartuch - zaśmiałam się i zaczęłam kroić pomidory.

Śpiewając i szykując dania całkowicie zapomnieliśmy o bożym świecie. Gdy wstawiałam pieczeń i spojrzałam na zegarek krzyknęłam z przerażenia.
- Oparzyłaś się? - dobiegł szybko Kosa.
- Nie. Za 15 minut tutaj będą. O matko.
- Wyrobimy się. A oni pewnie się trochę spóźnią.
Pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy do łazienki. Żeby nie marnować czasu to szykowaliśmy się wspólnie. Ja brałam prysznic, Kosa się golił; ja się malowałam, Kosa brał prysznic. Idealnie gdy skończyłam zakładać buty, zadzwonił dzwonek. Z uśmiechem na twarzy poszłam otworzyć, a Kosa jak zwykle się jeszcze szykował.
- Gospodarz w łazience, witam was znowu ja - przytuliłam Igłę i Iwonę.
- Nowa tradycja! - klasnął w dłonie Krzysio. Spojrzałam na niego zdziwiona. - No goście przychodzą a ten siedzi w kiblu.
- Krzysiek - palnęłam się w czoło, a Iwona zrobiła facepalma. Zaprosiłam ich do jadalni, po czym wróciłam do kuchni sprawdzić jak jedzenie. Gdy wróciłam z powrotem, dotarło więcej osób. Dzisiaj miałam bliżej poznać partnerki Pita i Zibiego. Z racji tego, że tylko ich znałam z Repry, to oni pierwsi poszli na ogień.
- Zbyszek dużo mi o tobie opowiadał - zaskoczona aż podskoczyłam gdy wstawiałam wodę na kawę.
- Już się boje co takiego ci mówił.
- No wiesz, jak się poznaliście i takie tam. Nie wiedziałam, że można być aż tak zwariowanym - zaśmiała się blondynka.
- Oni są gorsi, uwierz.
- Wiem wiem. Daj, pomogę ci - przejęła ode mnie półmisek z ryżem i wróciłyśmy do jadalni.
- A pamiętacie jak szli na pierwszą randkę z Kosą? - zaczął Igła.
- Albo jak się zgubiłaś na mieście.
- Dobra, i tak najlepsze było jak nie wiedziałam gdzie jest hotel, a wystarczyło się tylko odwrócić. Pan z taksówki miał niezły ubaw.
Wspomnienia leciały chyba do drugiej w nocy. Nie żebym ich wyganiała czy coś, ale już chciało mi się spać. Dziewczyny okazały się normalnymi babkami, zresztą fajnie się z nimi gadało.
- Jestem padnięta - powiedziałam opierając się o blat gdy z Grzesiem wstawiliśmy naczynia do zmywarki. Nagle świat zawirował i znalazłam się w jego ramionach.
- Kochany jesteś - pocałowałam go w policzek na którym zaczął kiełkować już zarost.
- Wiem, ale jeszcze nie zasypiaj bo chce ci coś pokazać.
- Nowe bokserki? - zaśmiałam się.
- Nie nie. Pojedziemy gdzieś.
- Grzesio, ja marzę tylko o łóżku, kołdrze i twoich ramionach.
- Spodoba ci się. Weź tylko jakiś ręcznik i strój kąpielowy.
- Idziemy na basen? O tej porze?
- Nie głuptasie - pocałował mnie w czoło i postawił na ziemie. Co on kurde kombinuje? Spakowałam do torby ręczniki i ten nieszczęsny strój kąpielowy. Zapakowaliśmy się do jego auta i ruszyliśmy.
- Las? Wieziesz mnie do lasu? - zapytałam zdziwiona gdy wjeżdżaliśmy między drzewa.
- Nie nie. Możesz się przebrać już w strój. Spokojnie nie patrzę.
- O to akurat się nie boje.
Zaczęłam zdejmować ubrania, co w samochodzie nie było takie łatwe. Zmieniłam bieliznę na strój i ponownie ubrałam się we wcześniejsze ciuchy. Przecież nie wyjdę w zimną noc w samym staniku i majtkach. Wyjechaliśmy z lasu i..
- Jezu,  Kosa. Gdzie my jesteśmy?
- To jest miejsce gdzie o tej porze nie ma wstępu, ale my się wkradniemy. Woda nadal jest ciepła.
Przeszliśmy przez niskie ogrodzenie i znaleźliśmy się koło małego jeziorka. Wokół rosły kwiaty, było też patio do którego się zbliżaliśmy. A wszystko to oświetlał księżyc i małe lampki słoneczne.
- Woda jest czysta?
- Tak. - odpowiedział tylko i zaczął się rozbierać. Jezu, przecież na dworze było prawie lodowato. Patrzyłam się niego jak na wariata. - No dawaj, jak wejdziesz do wody to zrobi ci się cieplej - zachęcił. Szybko zdjęłam ubrania i postawiłam ostrożnie nogę w wodzie która była rzeczywiście ciepła!
- Ale jak?
- Na dole są podgrzewane czujniki. To one sprawiają że woda na okrągło jest ciepła. Nie wpuszczają tutaj nikogo oficjalnie bo kiedyś utopił się jakiś chłopczyk. Ale ja tutaj zanim ciebie poznałem przychodziłem dość często. Odprężyć się i odpocząć od miasta.
Gdy już weszłam całkiem, to popłynęłam na środek sprawdzić głębokość, ale nie dało rady. Zanurzyłam się w wodzie i zaczęłam szukać kosokowych nóg.
- Olivia? - usłyszałam jego krzyk. Idealnie w tym momencie złapałam go za gumkę od bokserek, a ten pisnął jeszcze głośniej.
Zaczęłam się śmiać widząc jego minę.
- Nigdy więcej tak mnie nie strasz. Przez ciebie na zawał zejdę.
- Ale nadal mnie kochasz prawda?
- Kocham, szaleńczo kocham.
- Panie Kosok, w wodzie? - wyszeptałam gdy stopniowo zaczął swoimi ustami schodzić w dół.
- Czemu nie. Warto spróbować wszystkiego.
Woda potęgowała nasze doznania; było jakoś inaczej, ale tak samo przyjemnie.
- Musimy tu częściej przyjeżdżać - stwierdziłam po wszystkim gdy pakowaliśmy się już do auta.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - pocałował mnie w nos i ruszyliśmy do domu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, rozdział miał być jutro/pojutrze/za kilka dni (niepotrzebne skreślić) ale teraz to już przesadzili. NO JAK TO KURWA IGŁA WYWALONY ZA PIJAŃSTWO!!? chyba ich do reszty pogięło. Alee dzięki akcji na TT #ParodiaOnetu się uśmiałam czytając że Kosa ma plantacje koki, a np tekst :"matka wie, że ćpiesz" miał w sobie jakieś podstawy :D dzięki #VolleyFamily za to :) a tak poza tym to jak u was? jak wakacje?

wtorek, 30 lipca 2013

POMÓŻMY

Od pewnego czasu na Facebooku krąży akcja dla domów dziecka. Mały lajk, udostępnienie nic was nie kosztuje, a tym małym dzieciom cholernie pomaga.  Tak więc proszę was abyście polubili tę stronę https://www.facebook.com/Kolorujemy a potem podali dalej swoim znajomym :)
Dziękuje i pozdrawiam Carmen :*