Następny dzień zaczął się całkiem normalnie. Obudziła mnie głośna muzyka, wstałam, ubrałam się, zeszłam na śniadanie i o dziwo panów tam nie było. Zdziwiło mnie to i to bardzo. Może są na hali. No w końcu nie muszą mnie informować co robią nie? Wracałam do pokoju i usłyszałam głośne "Kurwa" z ich pokoju, więc weszłam. Typowi faceci, oglądali jakiś mecz.
- Real wygra- powiedziałam siadając w luce na łóżku. Pełne skupienie na ekranie i oglądałam razem z nimi.
- No Messi, chłopie rusz tą dupę! - wydarł się Winiar.
- No spalony przecież był - powiedziałam z wyrzutem gdy sędzia uznał gola dla Realu.
- Co ty powiedziałaś? - spytał zdziwiony Kurek.
- No spalony. Co nie widziałeś tego? Przecież ewidentnie Ronaldo był w złej pozycji.
- Jezu Olivia wyjdź za mnie - uklęknął przede mną.
- Co za okaz - tym razem zrobił to samo Dziku. Wszyscy otwierali dla mnie nie widoczne pudełeczko z niewidocznym pierścionkiem.
- Olivia, wybierz mnie. Jestem najnormalniejszy z nich wszystkich - również uczynił to samo Kosa.
- Dobre - zaczęłam się śmiać. - pomyśle nad tym którego z was wybrać na męża. Tym czasem Messi strzelił gola- wskazałam głową na ekran. Wrócili do normalnej pozycji i dalej oglądaliśmy. Darłam się bardziej od nich i sporo też wiedziałam na temat piłki nożnej i rugby. To dzięki mojemu bratu, który wszystkiego mnie nauczył. Szkoda tylko, że nie nauczył mnie siatkówki.
Po jakże wyczerpującym kibicowaniu chłopaki udali się na trening, a ja poszłam do swojego pokoju. Nie chciałam kolejny raz siedzieć i wpatrywać się w nich jak w obrazki. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam na fula Sabatona; no powiem wam, że to było skuteczne odcięcie od świata. Tak skuteczne, że nie usłyszałam jak panowie weszli i grzecznie sobie słuchali jak wyje na cały regulator. Chociaż na korytarzu i bez wchodzenia pewnie by dobrze słyszeli. Otworzyłam oczy dopiero gdy zaczęłi się tak głośno śmiać, że nawet przez muzykę słyszałam.
- Już skończyliście? - podsumowałam gdy Igła cały czerwony walał się po podłodze.
- No powiem ci, że prawie jak Edzia Górniak - zaśmiał się Dzik.
- Kto to jest Edzia Górniak? - zapytałam brakiem swojej wiedzy. Te pacany zaczęły śmiać się jeszcze bardziej.
- Nie odzywam się do was - odwróciłam się na brzuch i schowałam twarz w poduszce. W głębi ducha też się oczywiście śmiałam bo wiedziałam jak okropnie fałszuje. Poczułam, że ktoś mi kładzie dłoń na plecach i odruchowo spojrzałam.
- Może nie śpiewasz za ładnie, ale ja to przeżyje - powiedział uśmiechnięty Kosa. Jezusiczku, jakie on miał oczy. Dopiero z takiej odległości dostrzegłam, że są takie śliczne. Położyłam odruchowo dłoń na jego policzku i się w niego wpatrywałam. Miał taką delikatną skórę i takie pełne usta. Poczułam jak robi mi się gorąco.
- Ekhm - odrząknął Igła. Oderwałam się jak zahipnotyzowana od niego i spojrzałam na resztę. Wyglądali jak stado, nie pamiętam jak to się nazywa, no ale chodzi o takie duże oczy.
- Co? - warknęłam na nich. - Ja tu się zakochuje w tym człowieku, a ty mi przeszkadzasz - powiedziałam z wyrzutem do Igły.
- Ups - uśmiechnął się i wyszedł. Za nim poszła reszta. O cholera, oni to wzięli na serio. Znowu schowałam twarz w poduszkę i leżałam tak przez kilka minut. Ej, Kosa został ze mną, nie? Ja pierniczę, to się porobiło. Zaczął się śmiać i po chwili ja też dołączyłam do niego. Zobaczyłam jaka ta sytuacja była komiczna. Tak głośno ryczeliśmy, że aż wpadł Kurek z Gumą. Ło jaki cud. Gdy zobaczyli, że się śmiejemy, zmieszani wyszli. Chyba myśleli że zastaną nas w jakiejś intymnej sytuacji. Pff. Wstałam z łóżka i Kosa zrobił to samo.
- Spadamy zaraz na miasto- powiedział patrząc na mnie. Wziął delikatnie moją dłoń i podszedł bliżej. Zamarłam; dosłownie. A ten złapał mnie za brodę, uniósł lekko moją głowę i nachylił się. Pocałował delikatnie, a ja stałam jak ta idiotka. Się ocknęłam i oddałam pocałunek. Oh co to był za pocałunek, wam powiem. Grzesiu całował niesamowicie; chociaż na takiego nie wyglądał. Oderwał się ode mnie i zamglonymi oczami spojrzał w moje.
- Chodź mała - powiedział i wziął mnie za rękę. Zamknęłam drzwi na klucz i zeszliśmy do reszty. Nadal byłam w szoku po tym co on zrobił. Nie wiedziałam czy to zajdzie gdzieś dalej w najbliższej przyszłości, bo w końcu się prawie nie znaliśmy. No ale czas pokaże. Póki co uwolniłam swoją rękę, żeby nie robić sensacji.
- Ee co wy tam robiliście? - zapytał Igła.
- Prowadziliśmy konwersację - puścił do mnie oczko.
- Ta jasne. I od tego Olivia ma takie rumieńce?
- Gorąco jest jakbyś nie zauważył - powiedziałam obojętnie. Zebraliśmy się i wyszliśmy. Znowu szłam pod rękę z Kosą w razie czego.
Przegadaliśmy całe zwiedzanie, potem w pokoju też ciągle gadaliśmy; był niesamowicie zabawny i naprawdę przystojny. Co z tego, że był chyba dwa razy wyższy ode mnie. W końcu nie wiem jakim cudem, ale oboje zasnęliśmy w tym samym momencie; i obudziłam się znowu w dziwnej pozycji: nogi miałam poplątanie z nogami Kosoka i w sumie tylko one mnie przytrzymywały bo inaczej bym już leżała na podłodze. Moja głowa i tułów były poza łóżkiem. Jakoś się wygrzebałam i spadłam z głośnym hukiem na podłogę.
- Co jest? - podniósł się przestraszony Grzesiu. Zorientował się, że jest w moim pokoju i nadal w ciuchach.
- Chyba się zasiedziałem - przeczesał swoje włosy. Spojrzałam na ten jego gest i znowu mi się zrobiło gorąco. Ulala. Jakoś się zebrałam do kupy i odprowadziłam go do drzwi. Pocałował mnie w głowę i wyszedł. Sama się też umyłam i przebrałam w piżamę. Z uśmiechem na ustach zasnęłam.
----------------------------------------------------------------------------------------
no to nie poszalałam zbytnio ;/ tu będę dodawać niestety trochę rzadziej. Codziennie zacznę wstawiać jak skończę swój pierwotny blog.
a tym czasem http://www.youtube.com/watch?v=ktvTqknDobU
pozdrawiam :*
poniedziałek, 18 lutego 2013
LIEBSTER AWARD
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymywanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób ( nie możesz jednak nominować osoby, która nominowała Ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań. Ja zostałam nominowana przez http://naranja-vb.blogspot.com/
Pytania od Naranja:
1. 1. Trzy rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę? (klasyk ;D)
Piłkę do siatki, okulary przeciwsłoneczne, i książkę "Na wschód od Edenu"
Pytania od Naranja:
1. 1. Trzy rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę? (klasyk ;D)
Piłkę do siatki, okulary przeciwsłoneczne, i książkę "Na wschód od Edenu"
2. Twoje motto życiowe?
" Nie ma rzeczy nie możliwych"
3. Moim nawykiem jest... ?
Kawa, siatkówka
4. Gdy nikt nie widzi... ?
... nie wiem :)
5. Chciałabym... ?
w przyszłości pracować w kręgu siatkówki.
6. Nie znoszę... ?
dwulicowych ludzi, mięsa na słodko xd, ocenianie innych z opini drugiej osoby.
7. Gdybym mogła wybierać, byłabym... ?
siostrą Ignaczaka :D
8. W przyjaźni cenię... ?
szczerość i wspólny język z tą drugą osobą
9. Siatkówka jest dla mnie... ?
cudownym sportem w którym znalazłam swoje szczęście.
10. Trzymam kciuki za... ?
medal siatkarzy w IO w 2016
11. Moim ulubionym siatkarzem jest... ?
Grzegorz Kosok, Andrzej Wrona i Igła.
Pytania ode mnie:
1. Siatkarz do którego kompletnie nie pałasz sympatią?
2. Ulubiony siatkarski cytat?
3. Jakiemu klubowi kibicujesz?
4. Kto twoim zdaniem powinien przejąć po Igle 16?
5. Czy jest coś z czego jesteś dumna? Jeśli tak to co?
6. Jak widzisz siebie za 20 lat?
7. Ulubiony serial?
8. Co wywołuje na twoje twarzy uśmiech?
9. Bez czego nie wyobrażasz sobie swojego życia?
10. Styl muzyki której słuchasz?
11. Wygrywasz dwa miliony. Na to wydasz tyle pieniędzy?
Nominowani przeze mnie:
# http://spalawziete.blogspot.com/
# http://i-zyjmy-dlugo-i-szczesliwie.blogspot.com/
# http://szukajacszczescia-lookingforhappiness.blogspot.com/
# http://miloscwtwoichoczach.blogspot.com/
# http://co-to-jest-szczescie.blogspot.com/
# http://wlochy-to-moj-nowy-dom.blogspot.com/
# http://centymetryszczescia.blogspot.com/
# http://siatkowka-w-rytmie-rock-n-rolla.blogspot.com/
# http://my-dream-my-fucking-life.blogspot.com/
# http://spala-adventures.blogspot.com/
piątek, 15 lutego 2013
ROZDZIAŁ 5
Co mi się w ogóle śniło. No właśnie problem w tym, że nie wiem. Ale wiem jedno: zasypiając na łóżku obudziłam się w dość dziwnej pozycji. Lewą stroną byłam na nim, a prawą zwisałam sobie poza. Jezu, jaka perwersja. Sturlałam się do końca i pochwyciłam telefon ze stolika. Wstałam idealnie na śniadanie. Jak to w zwyczaju mają normalni ludzie umyłam się i ubrałam. Zeszłam sobie na dół do restauracji i zaczęłam nakładać co mi się na ręce podwinie. Byłam niesamowicie głodna. Siadając kolo Kurka napotkałam jego zdziwione spojrzenie. Wcale mnie to nie zdziwiło bo on ciągle się tak na mnie gapi.
- Co tym razem?- spytałam biorąc ostrożnie kubek do ręki. Nie chciałam sobie pobrudzić moich turkusowych rurek.
- Masz apetyt dziewczyno- skwitował za niego Dziku.
- Pewnie będę musiała iść po dokładkę- nie no teraz się z nich nabijałam. Ale co tam. Śniadanie minęło nam w dość spokojnej atmosferze. Oprócz tego że niechcący wylałam gorącą kawę na krocze Kosy. Oj oj co to był za krzyk. Chciałam mu to jakoś zetrzeć, no ale przecież nie będę przez nim klęczeć z ręką na kroku. Dobrze, że to nie był taki strikte wrzątek bo by było po mnie. Po jego genitaliach też.
- Jak tam barbie?- spytałam chłopaków.
- Mam dylemat. Nie wiem jeszcze czy ją kupie - Dzik zwiesił głowę.
- Będzie dobrze - walnęłam go w plecy. W tym był problem, bo pił kawę i cała zawartość z jego ust, wyleciała na stół. Zaczęłam się śmiać, a on spojrzał się na mnie wilkiem. Po śniadaniu panowie zaprosili mnie na swój trening, który odbywał się nie daleko hotelu. Jak się później dowiedziałam, tutaj miał się odbywać jutrzejszy mecz. No, chociaż się nie zgubię.
- Czy ty możesz przejść pięć metrów bez wywalenia się? - zapytał Kosa, gdy w ciągu naszej pół kilometrowej podróży wywaliłam się chyba ze sto razy.
- Jestem ciekawy jak będziesz szła do ołtarza - rozmyślał Dzik.
- Zaproszę cię to zobaczysz - szłam pod rękę z Kosą. Pod rękę to stanowczo za dużo powiedziane. To on mnie głównie trzymał, i starał się ze wszystkich sił uchronić mnie przed upadkiem. Oni poszli się przebierać, a ja z tym fajnym starszym panem poszliśmy na salę. Niestety przez przypadek wygadałam im się, że będę na meczu i z niespodzianki nici. Usiadłam na trybunach i oglądałam jak się rozgrzewają. Powiem wam, że ciekawy widok ulala. Potem legli koło mnie cali spoceni i rzucili się na wodę. Oglądałam ich jeszcze może z godzinę i wyszłam na miasto.
- Tylko się nie zgób - krzyknął Kurek. Pokazałam mu język i wyszłam. No oczywiście, że się zgubiłam. Weszłam w plątanine jakichś uliczek i nie mogłam wyjść. Błądziłam w kółko aż padłam na ławkę i stwierdziłam, że dalej nie idę. Rozłożyłam się na niej i wpatrywałam w niebo. Telefon wskazywał sporo po 18. No świetnie, umrę sobie tutaj samotnie pożarta przez wilki czy inne psy. Brawo Olivka; a ten Kurek to też miał wyczucie. Zebrałam dupsko i wstałam.
- Jezu, jaka ja jestem głupia - walnęłam się mocno w głowę, co przyciągnęło uwagę osób, które spacerowały sobie obok. Przecież ja znajduje się tu obok hotelu. Zaczęłam się śmiać i poszłam drogą do celu. Wpadłam do hollu nadal uśmiechnięta ze swojej głupoty.
- Co taka zadowolona? - spytał Łukasz gdy mijałam go w korytarzu.
- Zgubiłam się - zaczęłam się śmiać.
- Czemu mnie to nie dziwi - przewrócił oczami i poszedł dalej.
- Co tam mała? - objął mnie ramieniem Kurek.
- Ah no wiesz, oprócz tego, że zgubiłam się koło hotelu to nic.
- Wiedziałem - jego śmiech nie miał końca.
- No, już się pośmiałeś z biednej małej Olivki?
- Nie.
- Co to za jakaś świnia kaszle? - wyszedł zaciekawiony Dziku.
- Spadaj stąd - wepchnął go do pokoju. Zmęczona wróciłam do swojego i ległam. Obudził mnie telefon od rodzicielki. No tak, mamusia jak zawsze się o mnie martwiła. Musiałam ją chyba uspokajać z pół godziny. Znowu w trakcie wszedł Kurek.
- Ej bo jest taka sprawa. Idziesz z nami na kolację? - ten tak poważnie zaczyna, a tu o takie coś chodzi.
- Jak się czujesz Kosa? - spytałam gdy zauważyłam go przy stole. Na jego nie szczęście znowu siedział koło mnie.
- Stabilnie - wyszczerzył się. No czyli jakby co to mnie nie zabije jak przez przypadek się znowu coś wyleje.
- Gdzie ty to wszytko mieścisz? - wyszczerzył oczy, znowu, Dziku na widok mojego jedzenia.
- No wiesz, nosi się ten pas wyszczuplający - okręciłam się w około, a ten aż się zakrztusił.
- A weź go kiedyś nie załurz - rozmarzył się Kurek.
- Debilu ona się z was nabija - dodał Zibi.
- A się nabrałem - zaczął się śmiać Igła. Popatrzyłam się na niego jak na debila.
- Chyba czas spać, bo widzę, że jest coraz gorzej. - już wstawałam, żeby odstawić swoją tacę, ale uprzedził mnie Kosa.
- Wiesz, może ja to zaniosę.
- Uuu Grzesiu - skwitował Dzik.
No fajny był ten Grzesiu. Taki uczynny i w ogóle. Świetnie byśmy się dopasowali. Przeciwieństwa się przyciągają i te sprawy.
Następnego dnia na meczu wcale nie było lepiej. Już miałam iść do organizatorów, żeby uciszyli to stado panienek. No na lewe ucho to na pewno ogłuchłam.
- Co ty robisz? - zobaczyłam zniesmaczoną minę Kurka. Postępy widzę; nareszcie nie zdziwioną
- No bo one się tak drą, że ogłuchłam na lewe ucho. - musiałam je sobie przeczyścić; zastał mnie z palcem grzebiącym w nim. No nigdy więcej nie pójdę na ich mecz. Chyba że załatwią mi takie specjalne korki zatykające. Znowu wygrali; nie chciało mi się na nich czekać, bo tłum fanek oblepiały ich po autografy, więc wróciłam sama do hotelu.
- No gdzieś ty nam uciekłaś - wszedł do pokoju Dziku. Złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju.
- Chciałam sobie spokojnie odpocząć - powiedziałam do niego z wyrzutem.
- Z nami? Wybij to sobie z głowy - tamci znowu pili piwo, no więc i ja się skusiłam. To był błąd.
- Olivia co jest? - spytał zaniepokojony Kosa.
- Chyba się upiłam - było mi tak jakoś nie dobrze i strasznie kręciło mi się w głowie.
- Po puszce piwa? - zaczął się śmiać, a reszta oczywiście zaczęła mu współtowarzyszyć.
- Się lepiej nie odzywaj bo po flaszce się upijasz. To ja po jednym piwie. Będę rzygać.
Wybiegłam szybko do kibla i zdążyłam w ostatniej chwili. Niestety nie mogę pić tego typu trunków. Uczulenie czy coś. Po ścianie wyszłam z toalety i runęłam na łóżko.
- Umieram, ja umieram - zaczęłam szeptać.
- Oj nic ci nie będzie. Do jutra przejdzie - śmiał się ciągle Igła.
- Świetnie. Najdłuższa śmierć w historii.
Wirowało mi w głowie że hoho.
- Kurek, czemu masz zielone włosy? - spojrzałam się na niego. Na serio miał takie.
- Powaliło cię do reszty. - i tak spojrzał przestraszony w lusterko.
- Igła, noga ci się skraca - usiadłam na łóżku i patrzyłam jak jego lewa odnóżka staje się coraz krótsza.
- Brałaś coś? - jak zwykle zgrabnie podsumował Łukasz.
- Matka wie że ćpiesz? - powiedział Pit i wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy oprócz mnie bo nie wiedziałam o co im chodzi.
- Ej znowu mi nie dobrze - popędziłam ile sił w nogach; uwaga, nie wywaliłam się!
- Robisz postępy! - krzyknął do mnie Guma. Oo, co za zaskoczenie. Chyba wyrzuciłam całą zawartość ze swoje żołądka i znowu wróciłam na łóżko.
- Co wy oglądacie? - usłyszałam dziwne jęki dochodzące z komputera.
- Nic ważnego. - odpowiedzieli i ścisnęli się bliżej przy komputerze. Cicho wstałam i udało mi się ujrzeć kawałek ekranu między pachą a nogą Kosy. Zaczęłam się śmiać z nich na cały głos. Spojrzeli na mnie wilkiem. Znowu jakbym im matkę zabiła.
- Możesz nie podglądać? - powiedział poważnie Pit.
- Porąbało was do reszty, żeby jakieś goryle oglądać. Powinniście się leczyć.
- Trafimy na ten sam oddział.
- Poza tym to nie jest zwykły goryl. To jest mały kochany gorylek, który jest naszym malutkim ulubieńcem i prosiłbym żebyś się nie naśmiewała z Franusia.
- Coo? I wy na mnie mówicie, że jestem walnięta. Jedziemy na tym samym wózku.
Zadowolona, że są bardziej walnięci ode mnie wróciłam do siebie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://www.youtube.com/watch?v=pg61JDPW3oU zostawiam was z tym o to filmikiem :) Czy tak samo jak ja chcecie już sezon reprezentacyjny?
miłego weekendu i pozdrawiam :*
- Co tym razem?- spytałam biorąc ostrożnie kubek do ręki. Nie chciałam sobie pobrudzić moich turkusowych rurek.
- Masz apetyt dziewczyno- skwitował za niego Dziku.
- Pewnie będę musiała iść po dokładkę- nie no teraz się z nich nabijałam. Ale co tam. Śniadanie minęło nam w dość spokojnej atmosferze. Oprócz tego że niechcący wylałam gorącą kawę na krocze Kosy. Oj oj co to był za krzyk. Chciałam mu to jakoś zetrzeć, no ale przecież nie będę przez nim klęczeć z ręką na kroku. Dobrze, że to nie był taki strikte wrzątek bo by było po mnie. Po jego genitaliach też.
- Jak tam barbie?- spytałam chłopaków.
- Mam dylemat. Nie wiem jeszcze czy ją kupie - Dzik zwiesił głowę.
- Będzie dobrze - walnęłam go w plecy. W tym był problem, bo pił kawę i cała zawartość z jego ust, wyleciała na stół. Zaczęłam się śmiać, a on spojrzał się na mnie wilkiem. Po śniadaniu panowie zaprosili mnie na swój trening, który odbywał się nie daleko hotelu. Jak się później dowiedziałam, tutaj miał się odbywać jutrzejszy mecz. No, chociaż się nie zgubię.
- Czy ty możesz przejść pięć metrów bez wywalenia się? - zapytał Kosa, gdy w ciągu naszej pół kilometrowej podróży wywaliłam się chyba ze sto razy.
- Jestem ciekawy jak będziesz szła do ołtarza - rozmyślał Dzik.
- Zaproszę cię to zobaczysz - szłam pod rękę z Kosą. Pod rękę to stanowczo za dużo powiedziane. To on mnie głównie trzymał, i starał się ze wszystkich sił uchronić mnie przed upadkiem. Oni poszli się przebierać, a ja z tym fajnym starszym panem poszliśmy na salę. Niestety przez przypadek wygadałam im się, że będę na meczu i z niespodzianki nici. Usiadłam na trybunach i oglądałam jak się rozgrzewają. Powiem wam, że ciekawy widok ulala. Potem legli koło mnie cali spoceni i rzucili się na wodę. Oglądałam ich jeszcze może z godzinę i wyszłam na miasto.
- Tylko się nie zgób - krzyknął Kurek. Pokazałam mu język i wyszłam. No oczywiście, że się zgubiłam. Weszłam w plątanine jakichś uliczek i nie mogłam wyjść. Błądziłam w kółko aż padłam na ławkę i stwierdziłam, że dalej nie idę. Rozłożyłam się na niej i wpatrywałam w niebo. Telefon wskazywał sporo po 18. No świetnie, umrę sobie tutaj samotnie pożarta przez wilki czy inne psy. Brawo Olivka; a ten Kurek to też miał wyczucie. Zebrałam dupsko i wstałam.
- Jezu, jaka ja jestem głupia - walnęłam się mocno w głowę, co przyciągnęło uwagę osób, które spacerowały sobie obok. Przecież ja znajduje się tu obok hotelu. Zaczęłam się śmiać i poszłam drogą do celu. Wpadłam do hollu nadal uśmiechnięta ze swojej głupoty.
- Co taka zadowolona? - spytał Łukasz gdy mijałam go w korytarzu.
- Zgubiłam się - zaczęłam się śmiać.
- Czemu mnie to nie dziwi - przewrócił oczami i poszedł dalej.
- Co tam mała? - objął mnie ramieniem Kurek.
- Ah no wiesz, oprócz tego, że zgubiłam się koło hotelu to nic.
- Wiedziałem - jego śmiech nie miał końca.
- No, już się pośmiałeś z biednej małej Olivki?
- Nie.
- Co to za jakaś świnia kaszle? - wyszedł zaciekawiony Dziku.
- Spadaj stąd - wepchnął go do pokoju. Zmęczona wróciłam do swojego i ległam. Obudził mnie telefon od rodzicielki. No tak, mamusia jak zawsze się o mnie martwiła. Musiałam ją chyba uspokajać z pół godziny. Znowu w trakcie wszedł Kurek.
- Ej bo jest taka sprawa. Idziesz z nami na kolację? - ten tak poważnie zaczyna, a tu o takie coś chodzi.
- Jak się czujesz Kosa? - spytałam gdy zauważyłam go przy stole. Na jego nie szczęście znowu siedział koło mnie.
- Stabilnie - wyszczerzył się. No czyli jakby co to mnie nie zabije jak przez przypadek się znowu coś wyleje.
- Gdzie ty to wszytko mieścisz? - wyszczerzył oczy, znowu, Dziku na widok mojego jedzenia.
- No wiesz, nosi się ten pas wyszczuplający - okręciłam się w około, a ten aż się zakrztusił.
- A weź go kiedyś nie załurz - rozmarzył się Kurek.
- Debilu ona się z was nabija - dodał Zibi.
- A się nabrałem - zaczął się śmiać Igła. Popatrzyłam się na niego jak na debila.
- Chyba czas spać, bo widzę, że jest coraz gorzej. - już wstawałam, żeby odstawić swoją tacę, ale uprzedził mnie Kosa.
- Wiesz, może ja to zaniosę.
- Uuu Grzesiu - skwitował Dzik.
No fajny był ten Grzesiu. Taki uczynny i w ogóle. Świetnie byśmy się dopasowali. Przeciwieństwa się przyciągają i te sprawy.
Następnego dnia na meczu wcale nie było lepiej. Już miałam iść do organizatorów, żeby uciszyli to stado panienek. No na lewe ucho to na pewno ogłuchłam.
- Co ty robisz? - zobaczyłam zniesmaczoną minę Kurka. Postępy widzę; nareszcie nie zdziwioną
- No bo one się tak drą, że ogłuchłam na lewe ucho. - musiałam je sobie przeczyścić; zastał mnie z palcem grzebiącym w nim. No nigdy więcej nie pójdę na ich mecz. Chyba że załatwią mi takie specjalne korki zatykające. Znowu wygrali; nie chciało mi się na nich czekać, bo tłum fanek oblepiały ich po autografy, więc wróciłam sama do hotelu.
- No gdzieś ty nam uciekłaś - wszedł do pokoju Dziku. Złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju.
- Chciałam sobie spokojnie odpocząć - powiedziałam do niego z wyrzutem.
- Z nami? Wybij to sobie z głowy - tamci znowu pili piwo, no więc i ja się skusiłam. To był błąd.
- Olivia co jest? - spytał zaniepokojony Kosa.
- Chyba się upiłam - było mi tak jakoś nie dobrze i strasznie kręciło mi się w głowie.
- Po puszce piwa? - zaczął się śmiać, a reszta oczywiście zaczęła mu współtowarzyszyć.
- Się lepiej nie odzywaj bo po flaszce się upijasz. To ja po jednym piwie. Będę rzygać.
Wybiegłam szybko do kibla i zdążyłam w ostatniej chwili. Niestety nie mogę pić tego typu trunków. Uczulenie czy coś. Po ścianie wyszłam z toalety i runęłam na łóżko.
- Umieram, ja umieram - zaczęłam szeptać.
- Oj nic ci nie będzie. Do jutra przejdzie - śmiał się ciągle Igła.
- Świetnie. Najdłuższa śmierć w historii.
Wirowało mi w głowie że hoho.
- Kurek, czemu masz zielone włosy? - spojrzałam się na niego. Na serio miał takie.
- Powaliło cię do reszty. - i tak spojrzał przestraszony w lusterko.
- Igła, noga ci się skraca - usiadłam na łóżku i patrzyłam jak jego lewa odnóżka staje się coraz krótsza.
- Brałaś coś? - jak zwykle zgrabnie podsumował Łukasz.
- Matka wie że ćpiesz? - powiedział Pit i wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy oprócz mnie bo nie wiedziałam o co im chodzi.
- Ej znowu mi nie dobrze - popędziłam ile sił w nogach; uwaga, nie wywaliłam się!
- Robisz postępy! - krzyknął do mnie Guma. Oo, co za zaskoczenie. Chyba wyrzuciłam całą zawartość ze swoje żołądka i znowu wróciłam na łóżko.
- Co wy oglądacie? - usłyszałam dziwne jęki dochodzące z komputera.
- Nic ważnego. - odpowiedzieli i ścisnęli się bliżej przy komputerze. Cicho wstałam i udało mi się ujrzeć kawałek ekranu między pachą a nogą Kosy. Zaczęłam się śmiać z nich na cały głos. Spojrzeli na mnie wilkiem. Znowu jakbym im matkę zabiła.
- Możesz nie podglądać? - powiedział poważnie Pit.
- Porąbało was do reszty, żeby jakieś goryle oglądać. Powinniście się leczyć.
- Trafimy na ten sam oddział.
- Poza tym to nie jest zwykły goryl. To jest mały kochany gorylek, który jest naszym malutkim ulubieńcem i prosiłbym żebyś się nie naśmiewała z Franusia.
- Coo? I wy na mnie mówicie, że jestem walnięta. Jedziemy na tym samym wózku.
Zadowolona, że są bardziej walnięci ode mnie wróciłam do siebie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://www.youtube.com/watch?v=pg61JDPW3oU zostawiam was z tym o to filmikiem :) Czy tak samo jak ja chcecie już sezon reprezentacyjny?
miłego weekendu i pozdrawiam :*
środa, 13 lutego 2013
ROZDZIAŁ 4
Zebrałam się w końcu i poszłam pod prysznic. W hotelu było cicho, więc wywnioskowałam, że moi nowo poznani koledzy już wyjechali. Zresztą widziałam ich rano. Skleroza się szerzy widzę. Umyłam swoje brązowe kręcone włosy i wyjęłam z walizki ubrania. Hmm dzisiaj chyba postawię na coś mniej kolorowego. O ile coś takiego mam. Wyjęłam żółte rurki, niebieską koszulkę i uwaga czarne trampki. Jedyna czarna rzecz w mojej szafie.
Mój lazur w oczach był dzisiaj bardziej widoczny. Spakowana i wymeldowana wyszłam z hotelu. Nie no oczywiście, że się wywaliłam ale tylko dwa razy. Sukces. Kupiłam jakiś kartonowy bilecik i ni kija nie mogłam go skasować. Wkładałam w tą dziurkę i nie chciało się nic robić aż w końcu kopnęłam tą przeklętą maszynę i wkurzona usiadłam na siedzeniu. Przy okazji puściłam wiązankę szwedzkich przekleństw. Nie ma co, ludzie mieli ubaw po pachy. Na szczęście żaden facet nie pytał czy mam bilecik. Wysiadłam na Dworcu Zachodnim; takie wskazówki dał mi Dziku, to znaczy zgadywałam, że o to chodzi bo za bardzo nie mogłam go rozczytać.
Widzę, że język angielski jest całkiem obcy paniom w kasie. Spędziłam tam piętnaście minut bo nie mogły mnie zrozumieć. No co za kobiety. W końcu kupiłam ten przeklęty bilecik za kosmiczną cenę i poszłam na peron. No nie powiem, luksus tutaj to mało znane pojęcie. Kurde co ja mam z tym luksusem. Chyba dotarłam na odpowiedni peron, potem usiadłam, pogadałam z gołąbkami i czekałam na pociąg. Nadjechał jakiś i życzliwa pani udzieliła mi odpowiedzi, że to do Łodzi. Nic tylko wsiadać. No warunki w nim przednie. Usadowiłam się w swoim przedziale i wyjęłam laptopa. Nic nie będę mówić jakiego jest koloru. Pani co siedzi przede mną aż zamknęła oczy gdy go zobaczyła. Rażący róż, nie mogłam się powstrzymać. Weszłam na Facebooka i powiem wam, że panowie szybko się uwinęli ze znalezieniem mnie. Trochę zdziwiło ich że mam takie w miarę normalne zdjęcie. Zdjęcie robił mi mój brat, gdy skakałam z mostu. No miałam zabezpieczenia nie, ale mój kolega grafik skutecznie je usunął. Ale była jazda jak je wstawiłam. Chcesz się zabić dziewczyno; Powaliło cię do reszty; Wiedziałam że masz zjebaną psychę, ale że aż tak?. To były te lajtowe komentarze. No, ale się przyzwyczaili do mojej dziwności. Na studiach znalazłam całe grono z taką przypadłością. Moja rodzicielka twierdzi, że bardziej bym się nadawała na psychologa niż biochemiczkę. Dobra, ale koniec tych smętów. Czas podróży szybko minął i tak się zapatrzyłam na tą małą grupkę na peronie, że wyrżnęłam z walizką przed nimi. Padłam im do stóp można powiedzieć.
- No, powiem ci że w miarę normalnie wyglądasz - skwitował mój ubiór Łukasz.
- Starałam się - musiałam rozmasować swoje bolące kolana. - Co ty tu w ogóle robicie?
- Obecnie zwiedzamy piękne miasto Łódź. I tak sobie pomyśleliśmy, że nie trafisz więc jesteśmy tutaj by ci pomóc - dokończył z uśmiechem Kurek.
- No to świetnie. Jak widać daje radę.
Szliśmy sobie spokojnie i powoli przez Łódź, aż dotarliśmy do hotelu. Ja szłam spokojnie, bo oni ciągle byli zaczepiani.
- Jezu, weź go już zostaw. I się tak do niego nie szczerz, ty blond pindzio - powiedziałam po szwedzku, gdy kolejna dziewczyna podeszła po autograf i suszyła zęby do Kosy. Dzik szedł z moją walizką co wywoływało u mnie nie mały śmiech, przez co jeszcze bardziej przyciągałam uwagę. Po jakimś czasie byliśmy pod hotelem i zameldowałam się w pokoju obok z tego jak się później dowiedziałam Igły i Ziomka. Wchodząc do pokoju dałam znać mojej mamusi o racji mojego bytu, co strasznie ją ucieszyło. Nie lubiłam gdy miałam sto nieodebranych połączeń od niej, więc załatwiłam to szybko. Przez pierwsze pięć minut chodziłam z telefonem z dala od ucha żeby nie ogłuchnąć i w tym czasie Kurek wszedł do pokoju i znowu to dziwne spojrzenie.
- Tak tak mamo też cię kocham. Ale widzisz, właśnie idę do kolegów. No tak, dobrze usłyszałaś. Oj nie zgwałcią mnie. Tak tak ja tatusia też kocham.
Rozłączyłam się i wyszłam z nim do nich. Oglądali powtórkę swojego ostatniego meczu. Łoł jak ja raziłam. No nie powiem, fotogeniczna to ja byłam że łoho.
- Jak latarka - skomentował Igła.
- Służę - ukłoniłam się w jego stronę. Oo nawet był moment jak Kosa mnie wziął na Mount Everest. Się ubawiłam niesamowicie jak to oglądałam. Nie wiedziałam, że to może być takie emocjonujące, to znaczy słuchanie ich. Przy każdej możliwej akcji się tak emocjonowali jakby nie wiedzieli co się zaraz stanie. A najbardziej to darł się ten co mało gada. Paweł to znaczy. Zdziwiona byłam niesamowicie. Chłopaki też; Dziku wlewał sobie wodę do szklanki i tak się zapatrzył na Gumę puszczającego wiązankę, że przelał do granic możliwości.
- Polałeś się - odrzekł Paweł wpatrzony nadal ekran. Ee dobry. Taki cichutki i w ogóle, a tu oczy dookoła głowy się ma. Już go lubię.
Teraz przerzucili się na piłkę nożną, potem była ręczna i rugby.
- O mój brat - zaczęłam krzyczeć, gdy najechali na Alka.
- To twój rodzony brat? - spytał z nie dowierzaniem Winiar. Jezu, ten jak zwykle się czepia. No był wyższy ode mnie, nie tak kolorowy i nie tak piękny jak ja; no ale nie można mieć wszystkiego nie?
- Z krwi i kości - powiedziałam szczerząc się do ekranu.
Dopiero po chwili skapnęłam się, że emocjonują się meczem z przed roku. Co za podążanie za nowościami. Znowu im tutaj usnęłam i już się chciałam przekręcić na boczek, gdy poczułam twardą powierzchnię. Tamci byli zafascynowani czymś w kompie, że znowu nic nie usłyszeli. Zaszłam ich od tyłu i widząc ekran zaczęłam się śmiać.
- Wam chyba naprawdę kobiety brakuje, że lalki barbie oglądacie. A to dobre - Znowu ten atak śmiechu. Dziku zawstydzony zamknął laptopa.
- Najnowszy okaz wyszedł - odpowiedział poważnie Kurek.
- Już jest? - podbiegł zaciekawiony Igła.
- No ja rozumiem, ty dla córki; ale oni?
- Oni je testują. Wiesz sprawdzają czy syrenka zmienia kolor pod wodą, czy ta ze skrzydełkami na serio umie latać, czy szampon farbuje im włosy - powiedział z kąta Pit.
- Ja pierdziele. Kogo ja poznałam - schowałam twarz w poduszkę. Co za świry.
- Ty się nigdy nie bawiłaś barbie? - poważny ton Kosy.
- No urywałam im kończyny jeśli o to ci chodzi. Ale jazda była, mówię wam. Mama wchodzi kiedyś do pokoju i widzi tu wisi noga , tam ręka, gdzieś głowa i nawet członek Kena się znalazł. Ah to były czasy - rozmarzyłam się do granic możliwości.
- Ej a miałaś taką a la policjantka albo pielęgniarka?
- Noo - o zafascynował mnie teraz Kosok. - a pamiętasz tą co jak nacisnąłeś i mówiłeś coś to ona powtarzała?
- To chyba nie barbie - zamyślił się Dzik.
- No jak nie jak tak. Może do was nie doszła. Ale była taka. I moja mama kiedyś ją nacisnęła i powiedziała do niej cytuje pierdolona lala. I ja do tej pory nie wiem co to znaczy, a ona mi nie chce powiedzieć. No ale mniejsza o to. Kiedyś w sklepie stałam i powiedziałam to. Nie żeby z marszu; wcześniej ćwiczyłam żeby mi tak samo jak mamie wyszło. No i pani przede mną chyba zrozumiała. I zaczęła do mnie, że jestem nie wychowana.
- A ty co do niej? - rozszerzył oczy z ciekawości Pit.
- No powtórzyłam z uśmiechem pierdolona lala. - powiedziałam poważnie. Nie rozumiałam z czego takie ha mają. Nie chcieli mi powiedzieć co to znaczy i nadal muszę żyć w tej nieświadomości. Dalej tak sobie gadaliśmy o życiu, barbie, kucykach i tego typu rzeczach i wróciłam do pokoju. Kolejny zwariowany dzień z mojego życia minął.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Jutro, tzn dzisiaj moja szkoła będzie wyglądała jak jeden wielki burdel. Z racji tego, że są WALENTYNKI mamy się ubrać na czerwono. Ah kocham to <3
pozdrawiam ze słonecznej Italii :*
Mój lazur w oczach był dzisiaj bardziej widoczny. Spakowana i wymeldowana wyszłam z hotelu. Nie no oczywiście, że się wywaliłam ale tylko dwa razy. Sukces. Kupiłam jakiś kartonowy bilecik i ni kija nie mogłam go skasować. Wkładałam w tą dziurkę i nie chciało się nic robić aż w końcu kopnęłam tą przeklętą maszynę i wkurzona usiadłam na siedzeniu. Przy okazji puściłam wiązankę szwedzkich przekleństw. Nie ma co, ludzie mieli ubaw po pachy. Na szczęście żaden facet nie pytał czy mam bilecik. Wysiadłam na Dworcu Zachodnim; takie wskazówki dał mi Dziku, to znaczy zgadywałam, że o to chodzi bo za bardzo nie mogłam go rozczytać.
Widzę, że język angielski jest całkiem obcy paniom w kasie. Spędziłam tam piętnaście minut bo nie mogły mnie zrozumieć. No co za kobiety. W końcu kupiłam ten przeklęty bilecik za kosmiczną cenę i poszłam na peron. No nie powiem, luksus tutaj to mało znane pojęcie. Kurde co ja mam z tym luksusem. Chyba dotarłam na odpowiedni peron, potem usiadłam, pogadałam z gołąbkami i czekałam na pociąg. Nadjechał jakiś i życzliwa pani udzieliła mi odpowiedzi, że to do Łodzi. Nic tylko wsiadać. No warunki w nim przednie. Usadowiłam się w swoim przedziale i wyjęłam laptopa. Nic nie będę mówić jakiego jest koloru. Pani co siedzi przede mną aż zamknęła oczy gdy go zobaczyła. Rażący róż, nie mogłam się powstrzymać. Weszłam na Facebooka i powiem wam, że panowie szybko się uwinęli ze znalezieniem mnie. Trochę zdziwiło ich że mam takie w miarę normalne zdjęcie. Zdjęcie robił mi mój brat, gdy skakałam z mostu. No miałam zabezpieczenia nie, ale mój kolega grafik skutecznie je usunął. Ale była jazda jak je wstawiłam. Chcesz się zabić dziewczyno; Powaliło cię do reszty; Wiedziałam że masz zjebaną psychę, ale że aż tak?. To były te lajtowe komentarze. No, ale się przyzwyczaili do mojej dziwności. Na studiach znalazłam całe grono z taką przypadłością. Moja rodzicielka twierdzi, że bardziej bym się nadawała na psychologa niż biochemiczkę. Dobra, ale koniec tych smętów. Czas podróży szybko minął i tak się zapatrzyłam na tą małą grupkę na peronie, że wyrżnęłam z walizką przed nimi. Padłam im do stóp można powiedzieć.
- No, powiem ci że w miarę normalnie wyglądasz - skwitował mój ubiór Łukasz.
- Starałam się - musiałam rozmasować swoje bolące kolana. - Co ty tu w ogóle robicie?
- Obecnie zwiedzamy piękne miasto Łódź. I tak sobie pomyśleliśmy, że nie trafisz więc jesteśmy tutaj by ci pomóc - dokończył z uśmiechem Kurek.
- No to świetnie. Jak widać daje radę.
Szliśmy sobie spokojnie i powoli przez Łódź, aż dotarliśmy do hotelu. Ja szłam spokojnie, bo oni ciągle byli zaczepiani.
- Jezu, weź go już zostaw. I się tak do niego nie szczerz, ty blond pindzio - powiedziałam po szwedzku, gdy kolejna dziewczyna podeszła po autograf i suszyła zęby do Kosy. Dzik szedł z moją walizką co wywoływało u mnie nie mały śmiech, przez co jeszcze bardziej przyciągałam uwagę. Po jakimś czasie byliśmy pod hotelem i zameldowałam się w pokoju obok z tego jak się później dowiedziałam Igły i Ziomka. Wchodząc do pokoju dałam znać mojej mamusi o racji mojego bytu, co strasznie ją ucieszyło. Nie lubiłam gdy miałam sto nieodebranych połączeń od niej, więc załatwiłam to szybko. Przez pierwsze pięć minut chodziłam z telefonem z dala od ucha żeby nie ogłuchnąć i w tym czasie Kurek wszedł do pokoju i znowu to dziwne spojrzenie.
- Tak tak mamo też cię kocham. Ale widzisz, właśnie idę do kolegów. No tak, dobrze usłyszałaś. Oj nie zgwałcią mnie. Tak tak ja tatusia też kocham.
Rozłączyłam się i wyszłam z nim do nich. Oglądali powtórkę swojego ostatniego meczu. Łoł jak ja raziłam. No nie powiem, fotogeniczna to ja byłam że łoho.
- Jak latarka - skomentował Igła.
- Służę - ukłoniłam się w jego stronę. Oo nawet był moment jak Kosa mnie wziął na Mount Everest. Się ubawiłam niesamowicie jak to oglądałam. Nie wiedziałam, że to może być takie emocjonujące, to znaczy słuchanie ich. Przy każdej możliwej akcji się tak emocjonowali jakby nie wiedzieli co się zaraz stanie. A najbardziej to darł się ten co mało gada. Paweł to znaczy. Zdziwiona byłam niesamowicie. Chłopaki też; Dziku wlewał sobie wodę do szklanki i tak się zapatrzył na Gumę puszczającego wiązankę, że przelał do granic możliwości.
- Polałeś się - odrzekł Paweł wpatrzony nadal ekran. Ee dobry. Taki cichutki i w ogóle, a tu oczy dookoła głowy się ma. Już go lubię.
Teraz przerzucili się na piłkę nożną, potem była ręczna i rugby.
- O mój brat - zaczęłam krzyczeć, gdy najechali na Alka.
- To twój rodzony brat? - spytał z nie dowierzaniem Winiar. Jezu, ten jak zwykle się czepia. No był wyższy ode mnie, nie tak kolorowy i nie tak piękny jak ja; no ale nie można mieć wszystkiego nie?
- Z krwi i kości - powiedziałam szczerząc się do ekranu.
Dopiero po chwili skapnęłam się, że emocjonują się meczem z przed roku. Co za podążanie za nowościami. Znowu im tutaj usnęłam i już się chciałam przekręcić na boczek, gdy poczułam twardą powierzchnię. Tamci byli zafascynowani czymś w kompie, że znowu nic nie usłyszeli. Zaszłam ich od tyłu i widząc ekran zaczęłam się śmiać.
- Wam chyba naprawdę kobiety brakuje, że lalki barbie oglądacie. A to dobre - Znowu ten atak śmiechu. Dziku zawstydzony zamknął laptopa.
- Najnowszy okaz wyszedł - odpowiedział poważnie Kurek.
- Już jest? - podbiegł zaciekawiony Igła.
- No ja rozumiem, ty dla córki; ale oni?
- Oni je testują. Wiesz sprawdzają czy syrenka zmienia kolor pod wodą, czy ta ze skrzydełkami na serio umie latać, czy szampon farbuje im włosy - powiedział z kąta Pit.
- Ja pierdziele. Kogo ja poznałam - schowałam twarz w poduszkę. Co za świry.
- Ty się nigdy nie bawiłaś barbie? - poważny ton Kosy.
- No urywałam im kończyny jeśli o to ci chodzi. Ale jazda była, mówię wam. Mama wchodzi kiedyś do pokoju i widzi tu wisi noga , tam ręka, gdzieś głowa i nawet członek Kena się znalazł. Ah to były czasy - rozmarzyłam się do granic możliwości.
- Ej a miałaś taką a la policjantka albo pielęgniarka?
- Noo - o zafascynował mnie teraz Kosok. - a pamiętasz tą co jak nacisnąłeś i mówiłeś coś to ona powtarzała?
- To chyba nie barbie - zamyślił się Dzik.
- No jak nie jak tak. Może do was nie doszła. Ale była taka. I moja mama kiedyś ją nacisnęła i powiedziała do niej cytuje pierdolona lala. I ja do tej pory nie wiem co to znaczy, a ona mi nie chce powiedzieć. No ale mniejsza o to. Kiedyś w sklepie stałam i powiedziałam to. Nie żeby z marszu; wcześniej ćwiczyłam żeby mi tak samo jak mamie wyszło. No i pani przede mną chyba zrozumiała. I zaczęła do mnie, że jestem nie wychowana.
- A ty co do niej? - rozszerzył oczy z ciekawości Pit.
- No powtórzyłam z uśmiechem pierdolona lala. - powiedziałam poważnie. Nie rozumiałam z czego takie ha mają. Nie chcieli mi powiedzieć co to znaczy i nadal muszę żyć w tej nieświadomości. Dalej tak sobie gadaliśmy o życiu, barbie, kucykach i tego typu rzeczach i wróciłam do pokoju. Kolejny zwariowany dzień z mojego życia minął.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Jutro, tzn dzisiaj moja szkoła będzie wyglądała jak jeden wielki burdel. Z racji tego, że są WALENTYNKI mamy się ubrać na czerwono. Ah kocham to <3
pozdrawiam ze słonecznej Italii :*
wtorek, 12 lutego 2013
ROZDZIAŁ 3
- Co chcecie wiedzieć? - zapytałam siadając po turecku na łóżku. Ej to było dziwne, ale oni wszyscy siedzieli dookoła i wpatrywali się we mnie. Nawet ten co rzadko mówi.
- Czemu masz takie dziwne oczy? - spytał pierwszy Winiar. Spytał ten co ma normalne.
- To jest taka przypadłość. Jakieś inne pytania?- popatrzyłam dookoła. Bo widzicie moje oczy to znaczy połowa jedna jest koloru lazuru a druga czekolady. No tak już mam. Ale widzę normalnie, nie.
- Czemu jesteś taka dziwna?- spytał Kosa.
- No bo widzisz jak byłam mała to spadłam no i tak mi się zrobiło coś. Ale chyba wam nie przeszkadza co? To znaczy nie razi po oczach ani nic. No bo wiecie jak coś to mówcie. To ja się skocze przebrać w coś mniej rażącego- patrzyłam każdemu w oczy.
- Nie nie. Weź się tylko tym prześcieradłem owiń - rzucił mi Igła białą tkaninę
- Ej co tacy spokojni jesteście. Przy mnie nie musicie się krępować. Po świnkach już mnie nic nie zaskoczy także luz. Naprawdę - czy ja za dużo gadam? Oni mnie całkowicie znienawidzą. O jezu.
Pytali dalej a ja im odpowiadałam. To nie moja wina, że po chwili leżeli na podłodze i kwiczeli ze śmiechu. Mogli się nie pytać o najgłupszy kawał jaki zrobiłam. Ej no bo ogólnie to kiedyś z klasą tak sobie myśleliśmy jak tu wkurzyć panią. No i ja wpadłam na pomysł żeby jej jajko podłożyć. Czaicie? Nic a nic się nie skapnęła. Ale tak sobie myślałam, że jedno to za mało i podłożyłam też w pokoju nauczycielskim. Ale tam to kompletna olewka. Najarani tą kredą i innymi oparami, więc nawet nie poczuli. No, kiedyś też rzucaliśmy się kratkami od ścieków. Ale to już był większy pojazd. No a tak to to standardowo. A no i kiedyś jeszcze zamknęliśmy faceta od matmy bo nam nie chciał oddać kartkówek, która akurat mi wyszła super. I ten facet trochę głuchy był i jak stał przy szafie to chłopaki go tam lekko wepchnęli nie robiąc mu krzywdy no i ja zamknęłam kluczykiem drzwiczki. Ale miał powietrze, także spoko. I żeby nie było tak łatwo to tę szafę odwróciliśmy do ściany. No i on tam tak dwie godziny siedział. Ale to było tylko jednorazowe bo potem cała klasa na dywaniku siedziała u pani dyrektor.
- To ja myślałem że jestem jajcarz- powiedział zrezygnowany Igła.
- Ona nas bije na łeb na szyje Krzychu - ukrył twarz w dłoniach Winiar.
- Chłopaki, połączcie swoje siły - taka trochę oblepiona się przez nich czułam, ale co za goście z tych drzew. - Macie żony? No bo wiecie, nie chciałabym którejś podpaść czy coś - wyszczerzyłam się do nich. Zaczęli mnie zasypywać zdjęciami, informacjami i tak dalej.
- Bartman, a ty to co? Taki przystojny i nic? - spojrzałam na niego.
- Pokaże ci zdjęcie - wypadł szybko aż tylko drzwi walnęły i wrócił z foto. O ja, jaka lala. No niezła. Pasuje do niego.
- Reszta? - spojrzałam na Kurka, Kose, Dzika, Pawła.
- Ja tam się ożenię z tobą - walnął mnie w plecy Bartosz.
- No ja dziękuje. Będziesz mnie bił? - spytałam masując plecy. Jezu złamał mi kręgosłup.
- Sorry. Ej, to co opijamy małe zwycięstwo? - zatarł ręce.
- O to ja mam coś - wybiegłam szybko z pokoju. Wybiegłam to duże dopowiedziane. Wstając z łóżka zahaczyłam o pościel i runęłam. Jezusie to bolało. Ej nie śmiali się. No no postępy widzę. Wyszłam po raz drugi, tym razem ostrożniej i wróciłam do nich z Absolutem.
- Taki mały nasz specjał - wzięłam dla siebie jakby coś mi doskwierało, ale tak ich polubiłam, że nie sposób się nie podzielić.
- Ej ale ten fajny starszy pan tutaj nie wejdzie nie?
- Jak go nazwałaś? - śmiał się w niebogłosy Igła.
- No fajny starszy pan. Co takie śmieszne? - usiadłam z powrotem na swoim miejscu i zaczęłam odkręcać swój trunek. Tamci powyjmowali piwa i jakieś przekąski. Ulala niezłe zaopatrzenie. Chyba głównie będę musiała tę butelkę wypić, bo tamci nie chcieli. Nie to nie. Nalałam sobie w kubeczek i piłam powoli. Podniosłam wzrok na nich; znowu te dziwne spojrzenia.
- No co tym razem? - rzuciłam na nich szybkim wzrokiem.
- Nie no nic. Po prostu coraz bardziej przekonujemy się jakaś jesteś dziwna. - Kurek patrzył na mój kubek z wódką.
- Nadal nie wiem o co wam chodzi - ej no teraz to robili ze mnie chyba idiotkę. No kurde.
- Pijesz sobie tak spokojnie wódkę jak soczek - wyjaśnił Kosa.
- Aa to. A to u was nie jest normalne? To znaczy na mnie nie ma żadnego wpływu. No ale nie mówcie mi, że to jest dziwne - oj byłam zaskoczona. Noo bardzo nawet.
- Yy tak. Bo widzisz to upija - wyszeptał Winiar. Zaczęłam się śmiać.
- A to tym się nie przejmujcie. Będzie ok - nalałam sobie jeszcze trochę i wypiłam. W sumie tu trochę tam trochę, a połowy butelki już nie było.
- To chcecie czy nie?
- Wirowania w głowie, chęć wymiotowania, zachwianie równowagi? - spytał Dzik. Kurde, nie czaje ich.
- O co wam chodzi? Nic mi nie jest. Mam po tym bardziej skoordynowane ruchy.
- Daj mi to - wyrwał mi butelkę Kosa. Pociągnął duuuży łyk i skrzywił się, że cholercia mała. Zaczęłam się śmiać z niego, że znowu zaplotłam się w to białe coś i zleciałam z łóżka. Nie mogłam się opanować, co panowie jednogłośnie stwierdzili, że jestem pijana. Chyba oni bardziej ode mnie. Wyrzuciłam to białe na podłogę i już normalnie weszłam na łóżko. Spytałam czy ktoś chce jeszcze mojego trunku, ale odmówili i pili piwo. No ja wiem, sport i tak dalej. Włączyli jakiś film i padłam na poduszki. Byłam królową w tym męskim gronie. Niestety małą królową. Rozłożyli się w około i oglądaliśmy. Niestety po pięciu minutach po prawej stronie w ucho zaczął mi chrapać Kurek. Jezusie.
- Kurek!! - wydarłam mu się do ucha, przez co wstał jak oparzony. Tamci byli tak zafascynowani, że nawet nie oderwali wzroku od ekranu.
- Ej ja się chyba będę już zbierać - podniosłam się i chciałam wstać ale Dziku złapał mnie w pasie.
- No zostań jeszcze. Co my będziemy bez ciebie robić - spytał poważnie Igła.
- No rozwalasz mnie. Ej mam pomysł. Pojadę z wami tam gdzie jedziecie - wstałam olśniona tym pomysłem.
- W jaki sposób?
- W walizce. Mała jestem, zmieszczę się. No chyba, że nie chcecie - klapnęłam zrezygnowana na pościel.
- W walizce? No na pewno nikt się nie skapnie - odpowiedział sarkastycznie Winiar.
- Gdzie wy w ogóle lecicie, jedziecie czy co tam dalej? - usiadłam po turecku i podparłam się dłonią. Olivka myśl, co tu by zrobić. No nie chce się z nimi rozstawać jeszcze.
- Do Łodzi - powiedział w poduszkę Kurek.
- To gdzieś tu blisko? - zabrałam mu poduszkę bo kompletnie go nie rozumiałam.
- Ej co ty w ogóle robisz. Łódź to chwila drogi stąd.
- No to załatwione - klasnęłam w dłonie i zaczęłam się śmiać. - Podacie mi adres hotelu i się tam zamelduje.
Cieszyłam się jak dziecko, że jeszcze mnie nie opuszczą. Chciałam już sobie iść do pokoju obok, ale znowu mnie zatrzymali, no więc zostałam. Obudziło mnie duszenie. To znaczy oni mnie dusili. No nie tak dosłownie, nie. Rozpoznałam prawą kończynę na swojej szyi, że to Kosa, ta na moim brzuchu to Kurka; spojrzałam w dół gdzie Igła był przytulony do mojej prawej nogi, a ten cichy taki, do lewej. Jezu, i to ja jestem niby dziwna. Tak mi się chciało siusiu, że jakoś się wyplątałam z nich (określenie drzewa jednak do nich pasowały w stu procentach) i poszłam. Niestety było ciemno i zawadziłam o jakąś puszkę i kopnęłam ją mocno w ścianę, odbiła się i z impetem wpadła na telewizor. No to sobie pospali, nie ma co. Zerwali się jakby co najmniej bomba wybuchła.
- No to ja panom dziękuje i do jutra - wyszłam i poszłam do swojego pokoju. Ja nie wiem co oni chcieli od tego alkoholu. Może ja byłam dziwna jakaś, ale mnie to nic nie ruszało. No dobra, koniec tych rozmyślań. Kładę się spać, bo nie wiem o której jutro oni mnie obudzą. Albo i nie. Wygooglam sobie coś o nich. Internet to w końcu źródło informacji. Ulala no ładne grono fanek mają. Najwięcej to chyba ten cały Bartman i Kurek. Hmm nawet nie są tacy źli. Ale ten Kosa jest fajny. Taki normalny. Znaczy najnormalniejszy z nich wszystkich. Ale w sumie Kurek też spoko. Tylko te fanki by mnie znienawidziły. No zobaczymy jak to się potoczy. Zresztą co ja mówię, przecież znam ich nie cały dzień. Przy okazji zakupiłam bilet na ten mecz w Łodzi. Się zdziwią. Położyłam się sporo po trzeciej, ale o 9 już byłam na nogach bo obudziły mnie jakieś hałasy dochodzące z korytarza. Zaspana otworzyłam drzwi i zobaczyłam jak to oni wychodzą z pokojów. No cicho to się nie zachowywali.
- Co cię piorun strzelił? - skwitował mój wygląd Dziku.
- No nie widać?
- Fajna fryzura - dodał Łukasz przechodząc obok. Co za faceci. Prawić to komplementy potrafią, nie ma co. Dzik wcisnął mi do ręki karteczkę z nazwą hotelu i zszedł z resztą. Padłam znowu na łóżko i obmyślałam dalszy plan.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
no i kolejny rozdział jest :) za ewentualne błędy wybaczcie, ale pisany raczej na szybko był.
pozdrawiam :*
- Czemu masz takie dziwne oczy? - spytał pierwszy Winiar. Spytał ten co ma normalne.
- To jest taka przypadłość. Jakieś inne pytania?- popatrzyłam dookoła. Bo widzicie moje oczy to znaczy połowa jedna jest koloru lazuru a druga czekolady. No tak już mam. Ale widzę normalnie, nie.
- Czemu jesteś taka dziwna?- spytał Kosa.
- No bo widzisz jak byłam mała to spadłam no i tak mi się zrobiło coś. Ale chyba wam nie przeszkadza co? To znaczy nie razi po oczach ani nic. No bo wiecie jak coś to mówcie. To ja się skocze przebrać w coś mniej rażącego- patrzyłam każdemu w oczy.
- Nie nie. Weź się tylko tym prześcieradłem owiń - rzucił mi Igła białą tkaninę
- Ej co tacy spokojni jesteście. Przy mnie nie musicie się krępować. Po świnkach już mnie nic nie zaskoczy także luz. Naprawdę - czy ja za dużo gadam? Oni mnie całkowicie znienawidzą. O jezu.
Pytali dalej a ja im odpowiadałam. To nie moja wina, że po chwili leżeli na podłodze i kwiczeli ze śmiechu. Mogli się nie pytać o najgłupszy kawał jaki zrobiłam. Ej no bo ogólnie to kiedyś z klasą tak sobie myśleliśmy jak tu wkurzyć panią. No i ja wpadłam na pomysł żeby jej jajko podłożyć. Czaicie? Nic a nic się nie skapnęła. Ale tak sobie myślałam, że jedno to za mało i podłożyłam też w pokoju nauczycielskim. Ale tam to kompletna olewka. Najarani tą kredą i innymi oparami, więc nawet nie poczuli. No, kiedyś też rzucaliśmy się kratkami od ścieków. Ale to już był większy pojazd. No a tak to to standardowo. A no i kiedyś jeszcze zamknęliśmy faceta od matmy bo nam nie chciał oddać kartkówek, która akurat mi wyszła super. I ten facet trochę głuchy był i jak stał przy szafie to chłopaki go tam lekko wepchnęli nie robiąc mu krzywdy no i ja zamknęłam kluczykiem drzwiczki. Ale miał powietrze, także spoko. I żeby nie było tak łatwo to tę szafę odwróciliśmy do ściany. No i on tam tak dwie godziny siedział. Ale to było tylko jednorazowe bo potem cała klasa na dywaniku siedziała u pani dyrektor.
- To ja myślałem że jestem jajcarz- powiedział zrezygnowany Igła.
- Ona nas bije na łeb na szyje Krzychu - ukrył twarz w dłoniach Winiar.
- Chłopaki, połączcie swoje siły - taka trochę oblepiona się przez nich czułam, ale co za goście z tych drzew. - Macie żony? No bo wiecie, nie chciałabym którejś podpaść czy coś - wyszczerzyłam się do nich. Zaczęli mnie zasypywać zdjęciami, informacjami i tak dalej.
- Bartman, a ty to co? Taki przystojny i nic? - spojrzałam na niego.
- Pokaże ci zdjęcie - wypadł szybko aż tylko drzwi walnęły i wrócił z foto. O ja, jaka lala. No niezła. Pasuje do niego.
- Reszta? - spojrzałam na Kurka, Kose, Dzika, Pawła.
- Ja tam się ożenię z tobą - walnął mnie w plecy Bartosz.
- No ja dziękuje. Będziesz mnie bił? - spytałam masując plecy. Jezu złamał mi kręgosłup.
- Sorry. Ej, to co opijamy małe zwycięstwo? - zatarł ręce.
- O to ja mam coś - wybiegłam szybko z pokoju. Wybiegłam to duże dopowiedziane. Wstając z łóżka zahaczyłam o pościel i runęłam. Jezusie to bolało. Ej nie śmiali się. No no postępy widzę. Wyszłam po raz drugi, tym razem ostrożniej i wróciłam do nich z Absolutem.
- Taki mały nasz specjał - wzięłam dla siebie jakby coś mi doskwierało, ale tak ich polubiłam, że nie sposób się nie podzielić.
- Ej ale ten fajny starszy pan tutaj nie wejdzie nie?
- Jak go nazwałaś? - śmiał się w niebogłosy Igła.
- No fajny starszy pan. Co takie śmieszne? - usiadłam z powrotem na swoim miejscu i zaczęłam odkręcać swój trunek. Tamci powyjmowali piwa i jakieś przekąski. Ulala niezłe zaopatrzenie. Chyba głównie będę musiała tę butelkę wypić, bo tamci nie chcieli. Nie to nie. Nalałam sobie w kubeczek i piłam powoli. Podniosłam wzrok na nich; znowu te dziwne spojrzenia.
- No co tym razem? - rzuciłam na nich szybkim wzrokiem.
- Nie no nic. Po prostu coraz bardziej przekonujemy się jakaś jesteś dziwna. - Kurek patrzył na mój kubek z wódką.
- Nadal nie wiem o co wam chodzi - ej no teraz to robili ze mnie chyba idiotkę. No kurde.
- Pijesz sobie tak spokojnie wódkę jak soczek - wyjaśnił Kosa.
- Aa to. A to u was nie jest normalne? To znaczy na mnie nie ma żadnego wpływu. No ale nie mówcie mi, że to jest dziwne - oj byłam zaskoczona. Noo bardzo nawet.
- Yy tak. Bo widzisz to upija - wyszeptał Winiar. Zaczęłam się śmiać.
- A to tym się nie przejmujcie. Będzie ok - nalałam sobie jeszcze trochę i wypiłam. W sumie tu trochę tam trochę, a połowy butelki już nie było.
- To chcecie czy nie?
- Wirowania w głowie, chęć wymiotowania, zachwianie równowagi? - spytał Dzik. Kurde, nie czaje ich.
- O co wam chodzi? Nic mi nie jest. Mam po tym bardziej skoordynowane ruchy.
- Daj mi to - wyrwał mi butelkę Kosa. Pociągnął duuuży łyk i skrzywił się, że cholercia mała. Zaczęłam się śmiać z niego, że znowu zaplotłam się w to białe coś i zleciałam z łóżka. Nie mogłam się opanować, co panowie jednogłośnie stwierdzili, że jestem pijana. Chyba oni bardziej ode mnie. Wyrzuciłam to białe na podłogę i już normalnie weszłam na łóżko. Spytałam czy ktoś chce jeszcze mojego trunku, ale odmówili i pili piwo. No ja wiem, sport i tak dalej. Włączyli jakiś film i padłam na poduszki. Byłam królową w tym męskim gronie. Niestety małą królową. Rozłożyli się w około i oglądaliśmy. Niestety po pięciu minutach po prawej stronie w ucho zaczął mi chrapać Kurek. Jezusie.
- Kurek!! - wydarłam mu się do ucha, przez co wstał jak oparzony. Tamci byli tak zafascynowani, że nawet nie oderwali wzroku od ekranu.
- Ej ja się chyba będę już zbierać - podniosłam się i chciałam wstać ale Dziku złapał mnie w pasie.
- No zostań jeszcze. Co my będziemy bez ciebie robić - spytał poważnie Igła.
- No rozwalasz mnie. Ej mam pomysł. Pojadę z wami tam gdzie jedziecie - wstałam olśniona tym pomysłem.
- W jaki sposób?
- W walizce. Mała jestem, zmieszczę się. No chyba, że nie chcecie - klapnęłam zrezygnowana na pościel.
- W walizce? No na pewno nikt się nie skapnie - odpowiedział sarkastycznie Winiar.
- Gdzie wy w ogóle lecicie, jedziecie czy co tam dalej? - usiadłam po turecku i podparłam się dłonią. Olivka myśl, co tu by zrobić. No nie chce się z nimi rozstawać jeszcze.
- Do Łodzi - powiedział w poduszkę Kurek.
- To gdzieś tu blisko? - zabrałam mu poduszkę bo kompletnie go nie rozumiałam.
- Ej co ty w ogóle robisz. Łódź to chwila drogi stąd.
- No to załatwione - klasnęłam w dłonie i zaczęłam się śmiać. - Podacie mi adres hotelu i się tam zamelduje.
Cieszyłam się jak dziecko, że jeszcze mnie nie opuszczą. Chciałam już sobie iść do pokoju obok, ale znowu mnie zatrzymali, no więc zostałam. Obudziło mnie duszenie. To znaczy oni mnie dusili. No nie tak dosłownie, nie. Rozpoznałam prawą kończynę na swojej szyi, że to Kosa, ta na moim brzuchu to Kurka; spojrzałam w dół gdzie Igła był przytulony do mojej prawej nogi, a ten cichy taki, do lewej. Jezu, i to ja jestem niby dziwna. Tak mi się chciało siusiu, że jakoś się wyplątałam z nich (określenie drzewa jednak do nich pasowały w stu procentach) i poszłam. Niestety było ciemno i zawadziłam o jakąś puszkę i kopnęłam ją mocno w ścianę, odbiła się i z impetem wpadła na telewizor. No to sobie pospali, nie ma co. Zerwali się jakby co najmniej bomba wybuchła.
- No to ja panom dziękuje i do jutra - wyszłam i poszłam do swojego pokoju. Ja nie wiem co oni chcieli od tego alkoholu. Może ja byłam dziwna jakaś, ale mnie to nic nie ruszało. No dobra, koniec tych rozmyślań. Kładę się spać, bo nie wiem o której jutro oni mnie obudzą. Albo i nie. Wygooglam sobie coś o nich. Internet to w końcu źródło informacji. Ulala no ładne grono fanek mają. Najwięcej to chyba ten cały Bartman i Kurek. Hmm nawet nie są tacy źli. Ale ten Kosa jest fajny. Taki normalny. Znaczy najnormalniejszy z nich wszystkich. Ale w sumie Kurek też spoko. Tylko te fanki by mnie znienawidziły. No zobaczymy jak to się potoczy. Zresztą co ja mówię, przecież znam ich nie cały dzień. Przy okazji zakupiłam bilet na ten mecz w Łodzi. Się zdziwią. Położyłam się sporo po trzeciej, ale o 9 już byłam na nogach bo obudziły mnie jakieś hałasy dochodzące z korytarza. Zaspana otworzyłam drzwi i zobaczyłam jak to oni wychodzą z pokojów. No cicho to się nie zachowywali.
- Co cię piorun strzelił? - skwitował mój wygląd Dziku.
- No nie widać?
- Fajna fryzura - dodał Łukasz przechodząc obok. Co za faceci. Prawić to komplementy potrafią, nie ma co. Dzik wcisnął mi do ręki karteczkę z nazwą hotelu i zszedł z resztą. Padłam znowu na łóżko i obmyślałam dalszy plan.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
no i kolejny rozdział jest :) za ewentualne błędy wybaczcie, ale pisany raczej na szybko był.
pozdrawiam :*
poniedziałek, 11 lutego 2013
ROZDZIAŁ 2
O kurde. To się Olivka wpakowałaś. Gratulacje za inteligencje. No ale ja przecież chciałam tylko na mecz sobie wejść. Dobra, nie ma co płakać, trzeba pana jakoś udobruchać.
- Bo widzi pan te ściany są fioletowe a ja ten kolor to tak mało toleruje - zaczęłam mówić w swoim języku przy czym pan nie rozumiał nic - no i kurde tak mi się nie dobrze zrobiło! - jezusie, kroki. Może mnie ktoś usłyszy. Halo? Jest tam ktoś? Usłyszałam jakieś znajome śmiechy, więc zaczęłam krzyczeć. Wybiegli wszyscy z pomieszczenia obok i stanęli obserwując całe zajście. Aha, czyli gdyby nie ten pan to byłabym u celu. No jestem z siebie dumna. Uśmiechnęłam się do nich, ale oni się tak jakoś dziwnie patrzyli.
- Co ty z cyrku wyszłaś? - zapytał Kurek.
- Tak. Masz coś do mojego ubioru?
- No - zaczął się śmiać - Ale piżamka pierwsza klasa.
- Odczep się. To te studia tak zmieniają ludzi. Mogę iść z wami na mecz? - dodałam błagalnie. Przesuwałam się coraz bliżej do nich żeby uciec temu panu.
- Bez biletu? - wyszczerzył się Igła.
- Mogę wam zapłacić, ale w kasie już nie było. Aaaa - zaczęłam uciekać do tych drzwi skąd wyszli. Łoo jakie miałam szczęście, że nie wyrżnęłam. Chociaż mało brakowało. Zamknęłam drzwi na jakąś zasuwę i usiadłam pod nimi łapiąc normalny oddech.
- To było hardcorowe. Ale udało się.
- Olivia możesz już nas wpuścić - powiedział któryś. Uchyliłam lekko drzwi i wpuściłam całą ekipę.
- Ale było fajnie co? - wyszczerzyłam się do nich. - muszę wam podziękować. Jezu, ale mi serce waliło jak ten facet wyszedł. - usiadłam na ławce i zaczęłam się śmiać.
- Jesteś porąbana - powiedział Dziku.
- To dobrze czy źle? Kurde muszę częściej tak robić. Ej ale wejdę na mecz? - zapytałam teraz poważnie.
- Poczekaj chwilę - powiedział Igła i wyszedł.
- A wy się nie przebieracie? - No do meczu tylko godzinka. - Mnie nie musicie się krępować.
Rozluźnili się trochę i zaczęli zdejmować gacie i podkoszulki. Przyglądałam się zafascynowana ich poczynaniom. Ale najbardziej moją uwagę przykuły bokserki Kurka. No to było głupie co zrobiłam ale cóż. Wstałam i wpatrywałam się z bliska co on tam ma narysowane. W szatni zapadła cisza, a ja stałam i się gapiłam.
- Ej, co to jest? - spytałam wyciągając palca żeby dotknąć.
- Jezu, dziewczyno chora jesteś? - odwrócił się nagle i usiadł przerażony na ławce, a ja dalej stałam z wyciągniętym palcem.
- Ty masz świnki? Nosisz bokserki w świnki? - zaczęłam się z niego śmiać i po chwili reszta dołączyła.
- Mała, to nie twoja sprawa. Poza tym one mi przynoszą szczęście - wstał i dumnie wypiął pierś. Dalej ich już tak bacznie nie obserwowałam, bo kolejny by się speszył. Co za typy z tych drzew. Wszedł Igła z jakimś starszym panem, no nie powiem fajnym starszym panem.
- Andrea jestem - powiedział wyciągając do mnie dłoń.
- Olivia - wstałam i uścisnęłam. Ni cholercia nie wiedziałam kim on jest. No ale ok. Chyba kimś ważnym skoro sobie tutaj wchodzi. Albo sprytnym jak ja.
- Podobno chcesz wejść na mecz - powiedział z uśmiechem.
- No tak. Wie pan, obudziłam się za późno i wszystkie bilety wyprzedane. No a już się napaliłam na to. No i wstałam sobie i poszłam do nich, ale kurde drzewa już pojechały. No o was chodzi - dodałam gdy znowu spoczęło na mnie spojrzenie co ta wariatka gada. - No i myślę co tu zrobić żeby wejść na niego. I tak się tutaj znalazłam - dokończyłam z uśmiechem. Andrea wyjął jakąś plakietę i mi ją podał.
- I już? - spytałam gdy zobaczyłam, że dał mi identyfikator.
- Tak - powiedział z uśmiechem i wyszedł.
- E dobry gościu. Kto to jest? - usiadłam na ławce i mocno studiowałam ten kawałek plastiku.
- Nasz trener - powiedział Cichy, wiążąc sznurówki.
- O żesz mamusiu - usiadłam na ławce. - Fajny gostek.
- Dobra, panowie. Idziemy ich pokonać.
Zaczęli wychodzić, a ja za nimi. Wyszliśmy na boisko i normalnie poczułam się jak gwiazda. Wow.
- Ej, to jest super. No nieźle nieźle.
Poszłam koło Andrei i usiadłam na krzesełku. Jaki czad. Tyle ludzi w około. Cholercia, mogłam założyć coś bardziej kolorowego; no nic dam jakoś radę. Hala się zapełniała, a ja się patrzyłam na te męskie ciałka, które odbijają każdą piłkę. Chyba oczopląsu dostanę od tylu przystojnych facetów. Ej bo tak się ogólnie zastanawiam, czy ja jako kolorowa kobietka mogę jakiegoś z nich zdobyć. Nie to żeby mi zależało, ale tak się głowie. No bo w końcu na siatce mało się znam więc co ja wam będę pisać.
- Ej pacanie gdzie w niego strzelasz! - krzyknęłam na jakiegoś wysokiego brazylijczyka gdy walnął piłką w Igłę. - Sędzia kalosz, nie widzisz tego? No co za jełop. Zaraz chyba wyjdę z siebie. - chodziłam od krzesełka do krzesełka i się tylko denerwowałam. A tamci co? Oczywiście mieli ze mnie ubaw. Z trenerem na czele. Wzięłam jakąś wodę z koszyka i się napiłam.
- I jak ci się podoba mecz? - podszedł Dziku gdy była jakaś przerwa.
- No emocjonujące powiem ci. Ja pierdziele, ja nie wiem jak wy tak spokojnie gracie. Przecież jak ten duży facet walnął Igłę, to myślałam, że tamten zejdzie zaraz.
- Z czego się śmiejesz? - podszedł do nas Bartman słysząc Dzika śmiech.
- Z niej. Co za kobieta - klepnął mnie "lekko" w plecy i poszedł z powrotem na boisko. No super. Dalej mam się stresować sama. No jednak nie tak sama bo te z tyłu ciągle się darły. No jak mnie zaraz coś trafi.
- Ciszej proszę - krzyknęłam do nich. E dobre. Nie zrozumiały ale podziałało. No, bravo Olivio. Poczułam wibracje w kieszeni. Mamusia.
- Mamko, nie mogę teraz. No na meczu jestem. Zadzwonię po.
Nie wiem ile było w meczu, ale chyba wygrali bo mieli bardzo dobre humory.
- No mała udało się - podniósł mnie Kosa.
- No, gratulacje. Ło jak wysoko - zaczęłam się śmiać i mnie puścił. - mount everest jak nic.
Poszli sobie do szatni, a ja zwiedzałam dalej halę. Kurde, muszę się z nimi pożegnać. Wpadłam szybko do nich.
- Ło jezu - zatrzymałam się na widok ich w ręcznikach. - Dobra, nie ważne - usiadłam na ławce i patrzyłam dalej sobie na nich. - Ej bo ogólnie to ja chciałam się z wami pożegnać, no bo wy sobie tam gdzieś lecicie, a ja zostaje w Warszawie, potem Szwecja. No, także fajnie was było poznać. Jak coś to na facebooku jestem. To teraz możecie mnie wyściskać i tak dalej.
- W nocy cię jeszcze pomęczymy bo śpimy tam gdzie wcześniej. Także wpadaj do nas.
- Jasne jasne. Dobra spadam na miasto. Heja - wyszłam od nich i poszłam sobie pozwiedzać. No i wyrżnęłam orła. Gdzie? Na starówce. Jakże by inaczej. Kolano zdarte, łokieć w sumie też. Ale nie to jest najgorsze. Mam wielkiego guza na czole. Super. Nie no, to że ludzie dziwnie się na mnie patrzą to ja to wiem. Strój, oczy i tak dalej. Ale tak spojrzałam z ciekawości w szybę w jakiejś restauracji i głównie z tego wiem o tym guzie. E tam, co się będziesz tym przejmować. Robiło się już ciemno jak wróciłam do hotelu i co mnie zastało na korytarzu? No muzyka przecież. Widzę, że grubo świętują. Poszłam się wykąpać bo widzę, że ta Warszawa to czysta nie jest. Szczególnie gdy zobaczyłam ją z bliska. Co by tu wybrać? Dobra, Bartosz powiedział, że cyrk to ciekawe co teraz powie. Wyjęłam ze swojej walizki seledynowe spodenki, fioletowe trampki i żółtą koszulkę. Poprawiłam koka i poszłam do źródła dźwięku. Nie pukałam bo i tak by nie usłyszeli.
- Jezu, coś ty założyła - zakrył oczy Bartosz.
- Czepiasz się i tyle. - nie no, nie on jeden. Reszta też zasłoniła oczy.
- Czy nie masz normalnych ciuchów? - zapytał Łukasz, który ze swoim głosem mógłby pracować w niejednym sekstelefonie.
- Mam. Kolorowsze. To co robimy?
- Może opowiedz nam coś o sobie - powiedział znudzony Igła.
- No dobra. Ale nie żebym nie ostrzegała.
---------------------------------------------------------------------------------
jak myślicie, który najbardziej wpadnie jej w oko?
- Bo widzi pan te ściany są fioletowe a ja ten kolor to tak mało toleruje - zaczęłam mówić w swoim języku przy czym pan nie rozumiał nic - no i kurde tak mi się nie dobrze zrobiło! - jezusie, kroki. Może mnie ktoś usłyszy. Halo? Jest tam ktoś? Usłyszałam jakieś znajome śmiechy, więc zaczęłam krzyczeć. Wybiegli wszyscy z pomieszczenia obok i stanęli obserwując całe zajście. Aha, czyli gdyby nie ten pan to byłabym u celu. No jestem z siebie dumna. Uśmiechnęłam się do nich, ale oni się tak jakoś dziwnie patrzyli.
- Co ty z cyrku wyszłaś? - zapytał Kurek.
- Tak. Masz coś do mojego ubioru?
- No - zaczął się śmiać - Ale piżamka pierwsza klasa.
- Odczep się. To te studia tak zmieniają ludzi. Mogę iść z wami na mecz? - dodałam błagalnie. Przesuwałam się coraz bliżej do nich żeby uciec temu panu.
- Bez biletu? - wyszczerzył się Igła.
- Mogę wam zapłacić, ale w kasie już nie było. Aaaa - zaczęłam uciekać do tych drzwi skąd wyszli. Łoo jakie miałam szczęście, że nie wyrżnęłam. Chociaż mało brakowało. Zamknęłam drzwi na jakąś zasuwę i usiadłam pod nimi łapiąc normalny oddech.
- To było hardcorowe. Ale udało się.
- Olivia możesz już nas wpuścić - powiedział któryś. Uchyliłam lekko drzwi i wpuściłam całą ekipę.
- Ale było fajnie co? - wyszczerzyłam się do nich. - muszę wam podziękować. Jezu, ale mi serce waliło jak ten facet wyszedł. - usiadłam na ławce i zaczęłam się śmiać.
- Jesteś porąbana - powiedział Dziku.
- To dobrze czy źle? Kurde muszę częściej tak robić. Ej ale wejdę na mecz? - zapytałam teraz poważnie.
- Poczekaj chwilę - powiedział Igła i wyszedł.
- A wy się nie przebieracie? - No do meczu tylko godzinka. - Mnie nie musicie się krępować.
Rozluźnili się trochę i zaczęli zdejmować gacie i podkoszulki. Przyglądałam się zafascynowana ich poczynaniom. Ale najbardziej moją uwagę przykuły bokserki Kurka. No to było głupie co zrobiłam ale cóż. Wstałam i wpatrywałam się z bliska co on tam ma narysowane. W szatni zapadła cisza, a ja stałam i się gapiłam.
- Ej, co to jest? - spytałam wyciągając palca żeby dotknąć.
- Jezu, dziewczyno chora jesteś? - odwrócił się nagle i usiadł przerażony na ławce, a ja dalej stałam z wyciągniętym palcem.
- Ty masz świnki? Nosisz bokserki w świnki? - zaczęłam się z niego śmiać i po chwili reszta dołączyła.
- Mała, to nie twoja sprawa. Poza tym one mi przynoszą szczęście - wstał i dumnie wypiął pierś. Dalej ich już tak bacznie nie obserwowałam, bo kolejny by się speszył. Co za typy z tych drzew. Wszedł Igła z jakimś starszym panem, no nie powiem fajnym starszym panem.
- Andrea jestem - powiedział wyciągając do mnie dłoń.
- Olivia - wstałam i uścisnęłam. Ni cholercia nie wiedziałam kim on jest. No ale ok. Chyba kimś ważnym skoro sobie tutaj wchodzi. Albo sprytnym jak ja.
- Podobno chcesz wejść na mecz - powiedział z uśmiechem.
- No tak. Wie pan, obudziłam się za późno i wszystkie bilety wyprzedane. No a już się napaliłam na to. No i wstałam sobie i poszłam do nich, ale kurde drzewa już pojechały. No o was chodzi - dodałam gdy znowu spoczęło na mnie spojrzenie co ta wariatka gada. - No i myślę co tu zrobić żeby wejść na niego. I tak się tutaj znalazłam - dokończyłam z uśmiechem. Andrea wyjął jakąś plakietę i mi ją podał.
- I już? - spytałam gdy zobaczyłam, że dał mi identyfikator.
- Tak - powiedział z uśmiechem i wyszedł.
- E dobry gościu. Kto to jest? - usiadłam na ławce i mocno studiowałam ten kawałek plastiku.
- Nasz trener - powiedział Cichy, wiążąc sznurówki.
- O żesz mamusiu - usiadłam na ławce. - Fajny gostek.
- Dobra, panowie. Idziemy ich pokonać.
Zaczęli wychodzić, a ja za nimi. Wyszliśmy na boisko i normalnie poczułam się jak gwiazda. Wow.
- Ej, to jest super. No nieźle nieźle.
Poszłam koło Andrei i usiadłam na krzesełku. Jaki czad. Tyle ludzi w około. Cholercia, mogłam założyć coś bardziej kolorowego; no nic dam jakoś radę. Hala się zapełniała, a ja się patrzyłam na te męskie ciałka, które odbijają każdą piłkę. Chyba oczopląsu dostanę od tylu przystojnych facetów. Ej bo tak się ogólnie zastanawiam, czy ja jako kolorowa kobietka mogę jakiegoś z nich zdobyć. Nie to żeby mi zależało, ale tak się głowie. No bo w końcu na siatce mało się znam więc co ja wam będę pisać.
- Ej pacanie gdzie w niego strzelasz! - krzyknęłam na jakiegoś wysokiego brazylijczyka gdy walnął piłką w Igłę. - Sędzia kalosz, nie widzisz tego? No co za jełop. Zaraz chyba wyjdę z siebie. - chodziłam od krzesełka do krzesełka i się tylko denerwowałam. A tamci co? Oczywiście mieli ze mnie ubaw. Z trenerem na czele. Wzięłam jakąś wodę z koszyka i się napiłam.
- I jak ci się podoba mecz? - podszedł Dziku gdy była jakaś przerwa.
- No emocjonujące powiem ci. Ja pierdziele, ja nie wiem jak wy tak spokojnie gracie. Przecież jak ten duży facet walnął Igłę, to myślałam, że tamten zejdzie zaraz.
- Z czego się śmiejesz? - podszedł do nas Bartman słysząc Dzika śmiech.
- Z niej. Co za kobieta - klepnął mnie "lekko" w plecy i poszedł z powrotem na boisko. No super. Dalej mam się stresować sama. No jednak nie tak sama bo te z tyłu ciągle się darły. No jak mnie zaraz coś trafi.
- Ciszej proszę - krzyknęłam do nich. E dobre. Nie zrozumiały ale podziałało. No, bravo Olivio. Poczułam wibracje w kieszeni. Mamusia.
- Mamko, nie mogę teraz. No na meczu jestem. Zadzwonię po.
Nie wiem ile było w meczu, ale chyba wygrali bo mieli bardzo dobre humory.
- No mała udało się - podniósł mnie Kosa.
- No, gratulacje. Ło jak wysoko - zaczęłam się śmiać i mnie puścił. - mount everest jak nic.
Poszli sobie do szatni, a ja zwiedzałam dalej halę. Kurde, muszę się z nimi pożegnać. Wpadłam szybko do nich.
- Ło jezu - zatrzymałam się na widok ich w ręcznikach. - Dobra, nie ważne - usiadłam na ławce i patrzyłam dalej sobie na nich. - Ej bo ogólnie to ja chciałam się z wami pożegnać, no bo wy sobie tam gdzieś lecicie, a ja zostaje w Warszawie, potem Szwecja. No, także fajnie was było poznać. Jak coś to na facebooku jestem. To teraz możecie mnie wyściskać i tak dalej.
- W nocy cię jeszcze pomęczymy bo śpimy tam gdzie wcześniej. Także wpadaj do nas.
- Jasne jasne. Dobra spadam na miasto. Heja - wyszłam od nich i poszłam sobie pozwiedzać. No i wyrżnęłam orła. Gdzie? Na starówce. Jakże by inaczej. Kolano zdarte, łokieć w sumie też. Ale nie to jest najgorsze. Mam wielkiego guza na czole. Super. Nie no, to że ludzie dziwnie się na mnie patrzą to ja to wiem. Strój, oczy i tak dalej. Ale tak spojrzałam z ciekawości w szybę w jakiejś restauracji i głównie z tego wiem o tym guzie. E tam, co się będziesz tym przejmować. Robiło się już ciemno jak wróciłam do hotelu i co mnie zastało na korytarzu? No muzyka przecież. Widzę, że grubo świętują. Poszłam się wykąpać bo widzę, że ta Warszawa to czysta nie jest. Szczególnie gdy zobaczyłam ją z bliska. Co by tu wybrać? Dobra, Bartosz powiedział, że cyrk to ciekawe co teraz powie. Wyjęłam ze swojej walizki seledynowe spodenki, fioletowe trampki i żółtą koszulkę. Poprawiłam koka i poszłam do źródła dźwięku. Nie pukałam bo i tak by nie usłyszeli.
- Jezu, coś ty założyła - zakrył oczy Bartosz.
- Czepiasz się i tyle. - nie no, nie on jeden. Reszta też zasłoniła oczy.
- Czy nie masz normalnych ciuchów? - zapytał Łukasz, który ze swoim głosem mógłby pracować w niejednym sekstelefonie.
- Mam. Kolorowsze. To co robimy?
- Może opowiedz nam coś o sobie - powiedział znudzony Igła.
- No dobra. Ale nie żebym nie ostrzegała.
---------------------------------------------------------------------------------
jak myślicie, który najbardziej wpadnie jej w oko?
niedziela, 10 lutego 2013
ROZDZIAŁ 1
- Dobry, ja miałam rezerwacje – ułatwiłam prace pani z
recepcji i sama się odezwałam. Co z tego, że nic nie rozumiała z tego co
powiedziałam i że ledwo co mnie widziała. No dobra, może nie takie ledwo. Powtórzyłam
jeszcze raz po angielsku.
- Czy tu nikt nie zna szwedzkiego? – powiedziałam sama do
siebie idąc korytarzem z moją pomarańczową walizką. Przede mną szło stado
wielkich ludzi. Zupełnie jak to drzewo na które wpadłam w wejściu.
- Zabiją mnie, mamo tato, nawet ty zły bracie, kocham was.
- Ej ona mówi sama do siebie – powiedział wysoki. Oj bardzo
wysoki. Ej no kurde tego też nie zrozumiałam. Ale z drugiej strony co może powiedzieć
facet gdy widzi sobie małą kobitkę, która gada sama do siebie. Stanęłam i
pokazałam mu język. A tamci zaczęli się śmiać.
- Śmieszne. Bardzo – powiedziałam i poszłam. Szwedzki to
plątanina niemieckiego i angielskiego więc może zrozumieli piąte przez
dziesiąte. Weszłam do pokoju i runęłam na łóżko. Zturlałam się jednak szybko i
wyjęłam z walizki czyste rzeczy. Ej no bo wiecie, ogólnie to ja tak kolorowo
się ubieram. Więc wyjęłam fioletowe rurki, do tego pasuje żółty t-shirt i pomarańczowe
trampki. Taka już byłam sobie kolorowa dziewczyna. Ale to nie moja wina tylko
tej przeklętej chemiczki która nam każe wdychać opary na studiach. Przez to
człowiekowi się w głowie miesza. Bo ogólnie to ja studiuje biochemie, ale to
nie ważne. Poszłam sobie pod prysznic, potem z turbanem na głowie wyjrzałam sobie
przez okno, gdzie stały te całe drzewa. Jak się jeszcze okaże, że mieszkają w
jednym hotelu to ja się stąd wyprowadzam. Rezerwowałam pokój a nie las. Zauważyli
mnie i zaczęli machać i coś krzyczeć. Schowałam się i wzięłam swój telefon. Telefon
też kolorowy: seledyn do mnie przemówił. Zadzwoniłam do rodzicielki i
powiedziałam, że spokojnie dojechałam, ale ominęłam fakt drzew i że by miała
córkę bez zębów, no i z tym hotelem też nie mówiłam. Już za dużo mieli ze mnie
śmiechu bez tego. Wysuszyłam włosy i zeszłam na kolacje. Ta kolacja była bardziej odległa niż mi się wydawało. Wychodząc zawadziłam o krawędź i
zobaczyłam każdy pyłek na dywanie. Usłyszałam śmiech za sobą. No któż by inny
niż drzewka.
Na początku dziennym były moje wywrotki, także luz. Wstałam,
otrzepałam się i poszłam. A oni za mną. Odwróciłam się co było sporym błędem. Znowu
runęłam na podłogę. Leżałam tak i leżałam; tamci
podeszli i zaczęli mnie podnosić. Jaka siara.
- Cześć - przywitał
się jeden z nich. No tyle to ja po polsku rozumiałam. To znaczy ogólnie trochę
kapowałam bo mamusia jest polką.
- Hej – odpowiedziałam po angielsku. – nie znam polskiego –
wyszczerzyłam się do niego.
- Ej Winiar twoja siostra – powiedział mój wybawiciel. Bo ogólnie
to ja ich nie znałam ale ten wydawał się najnormalniejszy. Tzn miał
najnormalniejszy wyraz twarzy. Drugi wysoki podbiegł do nas i uklęknął. O żesz
mamusiu, jakie on miał oczy. O w dupę.
- Dziwna jakaś – powiedział patrząc w moje. Wyciągnął palca żeby
je dotknąć, ale milimetr przed skapnął się, że nie można. – ej to naturalnie czy
soczewki?
- Naturalne – spojrzałam na mojego wybawiciela. – Olivia Ankdal
jestem – wyciągnęłam do niego rękę i do tego Winiara.
- Grzegorz Kosok. A to Michał Winiarski.
- Gdegoz Kosok? – powtórzyłam po nim, ale chyba niezbyt
dobrze bo reszta śmiała się w niebogłosy.
- Po prostu Kosa – powiedział z uśmiechem.
- Kosa – odparłam zadowolona. – okej to jest Mikał Winiaski?
- Winiar. – Jezu jakie to trudne. Zwiesiłam głowę.
- I jesteście? – nie wiem czemu, ale nadal staliśmy w
korytarzu przed stołówką. Usiadłabym sobie. Zamiast tego weszłam do
pomieszczenia i na tace wzięłam trzy bułki, masło i czekoladę. Do tego sok
malinowy. Wnioskuje tą malinę z koloru. Bo smak to bardziej woda. Usiadłam sobie
sama przy stoliku bo tamci wybierali swoje posiłki. Przy czym pisząc wybierali
mam na myśli darcie się na siebie. No jestem w Polsce w końcu. Miałam ochotę na
cichy spokojny posiłek, ale niestety Olivia nici z tego. Pierwszy podszedł Kosa.
- Można? – zapytał siadając. Oparłam bezradnie tylko głowę o
stół. Pierwszy dzień, a ja już chce wracać do domu.
- -Boli cię coś? – spytał najniższy. Przepraszam, najniższe
drzewo bo ode mnie był wyższy o ho ho.
- Nie. Dowiem się kim jesteście? – spytałam popijając sok. Wodę.
- Nie. Wpisz w google coś tam i ci wyskoczy.
- Jaja sobie robisz – powiedziałam poważnie.
Rozsiadła się cała ta duża grupa przy mnie.
- No dobra. Jesteśmy siatkarzami.
- Aha- odpowiedziałam i zaczęłam jeść bułkę. Spokojna kolacja?
Nie, w życiu. Siatkówka? No tam kiedyś się tym interesowałam, ale nie żeby
poważnie. Wzrost nie ten. Mama to co innego. Oglądała ich mecze i darła
się: Igła ty cymbale; Guma no wyżej było trzeba;
Bartman jełopie zejdź z tego boiska; Piotruś ty kochany mój jedyny. Przypomniałam to sobie wszystko akurat gdy piłam sok więc zakryłam szybko usta ręką żeby cała
zawartość nie wypadła na moje bułki. Zapadła cisza i wszystkie pary oczu
patrzyły na kolorową wariatkę czyli na mnie.
- Ej lubię ją. Co za inny ktoś śmieje się z niczego oprócz
nas. Przybij piątkę – powiedział taki jeden w okularach. Niestety przybiłam tą
z zawartością moich ust i kolega trochę się obrzydził. Ale co mi tam.
- Okej – zaczęłam – Igła?
- No? – odpowiedział ten co sobie jaja ze mnie robił.
- Guma?
- Guma ci nie odpowie. To jeden z rudych. O ten tam –
wskazał mi Kosa.
- Batman? – powiedziałam ale chyba nie dobrze.
- Bartman. R tam jest w środku – o ho ho byczek z niego. No
dobra nie mój typ. Nie no ciemny i w ogóle, ale ten kubański zarost odpada.
- Em Piotruś?
- O Piter, Cichy. Ten chudy taki.
- Igła pacanie słyszę wszystko.
- No to super – klasnęłam w dłonie i zaczęłam się śmiać. Znowu
dziwne miny na mnie. Poproszę o wyrozumiałość bo mam trochę zrytą psychikę. Chemia,
wiecie. Ale widzę, że jadę z nimi na jednym wózku.
- Ty się dobrze czujesz?- spytał ten w okularach.
- No, jak widać? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Bartosz jestem – powiedział kolejny wstając i wyciągając
do mnie dłoń. Dłoń którą wcześniej sobie obtarł usta żeby na mnie nie nie napluć.
- Kurek, to jest kobieta. Weź się opanuj – powiedział zniesmaczony Winiar.
- O co ci chodzi – oburzył się trochę.
- O ten tramwaj do Łodzi.
- Miło było poznać, ale jutro idę zwiedzać, więc do widzenia.
Wstałam z tymi brudnymi naczyniami i pierwsze co zrobiłam to się wywaliłam.
- Jezu, nic ci nie jest? - podbiegł Kosa. jeden dobry człowiek, który nie miał ze mnie ubawu. tamci leżeli i się śmiali.
- Nie, chyba nie. Jest ok - pomógł mi zbierać naczynia.
- Już skończyliście się z niej śmiać? - spytał poważnie resztę, gdy zrobiło się odrobinkę ciszej.
- Nie przejmuj się. To u mnie normalne - uśmiechnęłam się lekko. Byłam przyzwyczajona do śmiechu ze mnie, także to nie zdziałało u mnie żadnych negatywnych emocji. Wyszłam powoli, żeby się nie wywalić i poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Już chciałam zapaść w głęboki sen gdy usłyszałam hałas z pokoju obok. No żesz kurde. Jak mnie szlag zaraz trafi to tylko ja wiem co zrobię. Wyszłam z pokoju i załomotałam do drzwi obok, skąd dochodziły jakieś zwierzęce dźwięki.
Otworzyły się drzwi i popatrzyłam w górę, i jeszcze trochę i tak troszeczkę i zobaczyłam brodatą twarz. Aż mi serce zabiło mocniej ze strachu.
- Tak? - spytał spokojnie.
- No bo ten, ja jutro muszę wcześnie wstać i czy no może pan trochę ciszej się zachowywać?
- O nasza niezdara - stanął obok ten w okularach. - Michał jestem. O sorry zapomniałem. Dziku. - podał mi rękę i wciągnął do środka.
- Ej puść - stanęłam jak wryta przed nimi wszystkimi. Zresztą oni też trochę zaskoczeni byli. To znaczy bardziej z mojego stroju niż obecności. Po chwili pokój zaczął się trząść od ich śmiechu. Dosłownie.
- Jezu dziewczyno co ty masz na sobie? - zapytał ten co chciał się ze mną przywitać swoją mokrą dłonią.
- No piżamę. Nie widać? - oj dobra no. Ja wiem, że dla kobiety, która ma 24 lata nie zbyt odpowiednia jest piżama w różowe motylki i do tego sama daje swoim kolorem po oczach. Spokojnie mogłabym wyjść i robić jako znak drogowy.
- Słuchaj, to że ty nie masz żadnej to nie znaczy, że musisz się ze mnie nabijać, jasne? - założyłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego. Ha! Przestraszył się. Co do reszty to nie muszę wspominać.
- Moglibyście być trochę ciszej? Ja naprawdę muszę rano wstać.
- No jasne - zrobił głośniej Winiar. Podeszłam, wyciągnęłam z kontaktu urządzenie i z nim w rękach wyszłam dumnie z pokoju, po czym popędziłam szybko do siebie, żeby mnie nie złapali. Na wejściu wyrżnęłam o podłogę, ale na szczęście urządzenie się nie popsuło. Zaczęłam cicho oddychać bo w tym momencie stado drzew przebiegło po korytarzu.
- Ej jaki ona ma numer pokoju? - usłyszałam centralnie pod swoimi drzwiami. Położyłam się na podłodze i zaczęłam się śmiać, ale tak cichuteńko żeby mnie nie usłyszeli.
- No nie wiem. Ale skoro było jej głośno to gdzieś tutaj.
Usłyszałam pukanie do drzwi i zaczęłam się śmiać w głos.
- Olivia?
Opanowałam się i poszli dalej. Gdy zrobiło się całkowicie cicho, uchyliłam lekko drzwi i wyszłam jedną stopą z pokoju ciągle się śmiejąc.
- Ha! - powiedział Winiar i złapał mnie w pasie. Było mi wszystko jedno gdzie mnie niesie bo w tym momencie nie mogłam się dalej opanować. Położył mnie na łóżko i o to przed sobą miałam kilkunastu rosłych facetów, którzy wpatrywali się we mnie jakbym każdemu matkę zabiła. Widząc Igłę znowu zaczęłam się śmiać. Tulił to urządzenie, chuchał, głaskał, mówił do niego i ogólnie to zachowywał się jakby to było jego dziecko.
- No dobra, czas na mnie - powiedziałam powoli wstając.
- Ani mi się waż - powiedział Bartosz - czy ty wiesz, że Krzysztof o mało co by nie dostał zawału? Wiesz, że stracilibyśmy naszego najlepszego libero? W ogóle myślałaś co robisz? - spytał całkowicie poważnie.
- Przecież to zwykły odtwarzacz.
- Co? - jezu on miał łzy w oczach. - To moje trzecie dziecko. A jakby umarł?
- Nie no teraz to Krzysiu przesadziłeś - powiedział Ba(r)tman.
- Dobranoc panom. - wstałam i wyszłam. Na szczęście mnie nie zatrzymali. Runęłam na łóżko i odpłynęłam.
Wstałam sobie rano o 7, zrobiłam kawę i z laptopem wróciłam do łóżka. Nie chciałam się zgubić w tym wielkim mieście, więc musiałam jakoś obmyśleć plan. Najpierw Starówka, potem Starówka i Starówka. Czy tu nie ma nic ciekawszego? O jakiś mecz dzisiaj. E tam, nie ma już biletów. Ale chwila, przecież obok mnie mieszkają siatkarze. Wyleciałam szybko z pokoju i zaczęłam walić w ich drzwi, ale chyba już wyjechali.
- O nie - oparłam głowę o drzwi i po chwili wróciłam do swojego pokoju. Dobra, mecz na 15. Do tego czasu trzeba coś wykombinować. Już z nie takich opresji Olivka wychodziła. Może jestem mała i niezdara ze mnie, ale jak było trzeba to się kradło kartkówki żeby nie zawalić ocen. Się ma tą głowę do pomysłów. Powoli się ubrałam w zielone szorty, czerwony podkoszulek i pomarańczowe trampki. W kieszeń wsadziłam portfel i telefon i wyszłam. Żeby nie znaleźli moich DNA (czytaj włosy) zrobiłam sobie koka i poszłam na autobusu.
- Bilecik do kontroli - podszedł jakiś facet z plakietką na szyi. Nie, tego też nie zrozumiałam. Ale o co innego mogło mu chodzić jak ludzie w popłochu wyjmowali jakieś prostokątne coś.
- Słucham? - spytała po szwedzku.
- Bileciki do kontroli - powtórzył. Rumieńce na polikach u pana.
- Słucham? - powtórzyłam.
- Ma pani bilet?
- Człowieku o co chodzi - co za typ w ogóle. Siedziałam dalej, a ten stał nade mną z czerwoną jak burak twarzą.
- On się pyta czy masz bilet - powiedział po angielsku jakiś gostek.
- Oh cholercia.
Teraz oczy czerwonego chodziły to na mnie to na tego kogoś.
- Gadaj mu jak wcześniej to da ci spokój.
- Nie mam tego pieprzonego biletu i idź mi facet stąd - powiedziałam z uśmiechem. Chyba zrozumiał bo sfrustrowany poszedł. Na następnym przystanku wysiadłam i poszłam na hale. Obeszłam ją dookoła i nie mogłam znaleźć wejścia. Dobra, jest.
- Ma pani bilet? - spytała pani w wejściu. To słowo już znałam.
- Nie - odpowiedziałam jej po angielsku.
- To przykro mi ale pani nie wejdzie.
- Mogę kupić?
- Wszystkie już wysprzedane.
No tak; to widziałam, ale nadzieja umiera ostatnia. Wyszłam i obeszłam znowu całą hale, sprawdzając każde drzwi. O dzięki ci panie. Chociaż jedne były otwarte. Weszłam naprawdę cicho i szłam schylona korytarzem. W sumie to bez sensu bo i tak mnie zauważą. Raczej z donicą mnie nie pomylą. Nie no, to przecież było za łatwe, żebym tak ot tak dostała się na halę. Gdzieś musiał być haczyk. No i był.
- A panienka co tutaj robi? - wyrósł przede mną facet z napisem OCHRONA na piersi.
PROLOG
Nie no, znowu to samo. Ja się chyba zaraz zabije; czemu bóg
obdarzył mnie taką niezdarnością? Mama miała rację, żebym nigdzie sama nie jechała
bo się znowu zgubię. Gdzie ja w ogóle jestem? Dobra, widzę jakiś napis WELCOME
TO POLAND.
- W czym mogę pomóc? - pyta
mnie jakaś wysoka ruda kobieta o sztucznym usposobieniu twarzy. Jest coś
takiego w ogóle? Nie ważne. Każda kobieta przy moim 165cm jest ode mnie
wyższa. Ni kij ni pietrucha nie rozumiem co tam ona do mnie gada. Wnioskuje, że o
to może pytać; no bo o co innego się pyta gdy się widzi zgubioną osobę.
- Nie – odpowiedziałam po szwedzku bo co innego miałam
powiedzieć. Idę dalej coraz bardziej sfrustrowana. Cholera, jednak mogła mi
pomóc. Cofam się, ale jej już nie ma. Usiadłam sobie bezradnie na krześle. Obok mnie
stoi mała pomarańczowa walizka która daje po oczach. Musze jakoś się wyróżniać, nie? Właściwie po co ja tu siedzę? Wstałam i poszłam do wyjścia na postój
taksówek.
- Można do tego hotelu? – zapytałam miłego starszego pana po
angielsku, bo zauważyłam że szwedzki to tutaj obcy język.
Spojrzał na mnie dziwnie i zaczął się śmiać. O co mu
chodzi? Pokazał mi palcem za mnie. Boże, jaka ja jestem głupia. Hotel, w którym miałam
nocować, znajduje się pięć kroków od wyjścia. Podziękowałam zażenowana panu i
idę sobie do niego. Co z tego, że z pięć razy bym wyrąbała nosem o asfalt, co z
tego że przejechałby mnie jakiś pacan. Mężnie idę( kobieta mężnie?) sobie do wejścia.
A tak w ogóle jestem Olivia i przyjechałam na wakacje do Polski. Czuję, że
wakacje jedne z najlepszych. Zresztą każde takie są.
- Ej no uważaj – nie no tego też nie zrozumiałam, ale co
innego może powiedzieć wysoki jak drzewo facet gdy taka mała niezdarna
zakręcona brunetka jak ja na niego wpadnie.
- Sorry – odpowiedziałam zła i weszłam do holu. Ulala jakie
luksusy.Dobra, nie komentuje. idę sobie dalej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)