środa, 13 lutego 2013

ROZDZIAŁ 4

Zebrałam się w końcu i poszłam pod prysznic. W hotelu było cicho, więc wywnioskowałam, że moi nowo poznani koledzy już wyjechali. Zresztą widziałam ich rano. Skleroza się szerzy widzę. Umyłam swoje brązowe kręcone włosy i wyjęłam z walizki ubrania. Hmm dzisiaj chyba postawię na coś mniej kolorowego. O ile coś takiego mam. Wyjęłam żółte rurki, niebieską koszulkę i uwaga czarne trampki. Jedyna czarna rzecz w mojej szafie.
Mój lazur w oczach był dzisiaj bardziej widoczny. Spakowana i wymeldowana wyszłam z hotelu. Nie no oczywiście, że się wywaliłam ale tylko dwa razy. Sukces. Kupiłam jakiś kartonowy bilecik i ni kija nie mogłam go skasować. Wkładałam w tą dziurkę i nie chciało się nic robić aż w końcu kopnęłam tą przeklętą maszynę i wkurzona usiadłam na siedzeniu. Przy okazji puściłam wiązankę szwedzkich przekleństw. Nie ma co, ludzie mieli ubaw po pachy. Na szczęście żaden facet nie pytał czy mam bilecik. Wysiadłam na Dworcu Zachodnim; takie wskazówki dał mi Dziku, to znaczy zgadywałam, że o to chodzi bo za bardzo nie mogłam go rozczytać.
Widzę, że język angielski jest całkiem obcy paniom w kasie. Spędziłam tam piętnaście minut bo nie mogły mnie zrozumieć. No co za kobiety. W końcu kupiłam ten przeklęty bilecik za kosmiczną cenę i poszłam na peron. No nie powiem, luksus tutaj to mało znane pojęcie. Kurde co ja mam z tym luksusem. Chyba dotarłam na odpowiedni peron, potem usiadłam, pogadałam z gołąbkami i czekałam na pociąg. Nadjechał jakiś i życzliwa pani udzieliła mi odpowiedzi, że to do Łodzi. Nic tylko wsiadać. No warunki w nim przednie. Usadowiłam się w swoim przedziale i wyjęłam laptopa. Nic nie będę mówić jakiego jest koloru. Pani co siedzi przede mną aż zamknęła oczy gdy go zobaczyła. Rażący róż, nie mogłam się powstrzymać. Weszłam na Facebooka i powiem wam, że panowie szybko się uwinęli ze znalezieniem mnie. Trochę zdziwiło ich że mam takie w miarę normalne zdjęcie. Zdjęcie robił mi mój brat, gdy skakałam z mostu. No miałam zabezpieczenia nie, ale mój kolega grafik skutecznie je usunął. Ale była jazda jak je wstawiłam. Chcesz się zabić dziewczyno; Powaliło cię do reszty; Wiedziałam że masz zjebaną psychę, ale że aż tak?. To były te lajtowe komentarze. No, ale się przyzwyczaili do mojej dziwności. Na studiach znalazłam całe grono z taką przypadłością. Moja rodzicielka twierdzi, że bardziej bym się nadawała na psychologa niż biochemiczkę. Dobra, ale koniec tych smętów. Czas podróży szybko minął i tak się zapatrzyłam na tą małą grupkę na peronie, że wyrżnęłam z walizką przed nimi. Padłam im do stóp można powiedzieć.
- No, powiem ci że w miarę normalnie wyglądasz - skwitował mój ubiór Łukasz.
- Starałam się - musiałam rozmasować swoje bolące kolana. - Co ty tu w ogóle robicie?
- Obecnie zwiedzamy piękne miasto Łódź. I tak sobie pomyśleliśmy, że nie trafisz więc jesteśmy tutaj by ci pomóc - dokończył z uśmiechem Kurek.
- No to świetnie. Jak widać daje radę.
Szliśmy sobie spokojnie i  powoli przez Łódź, aż dotarliśmy do hotelu. Ja szłam spokojnie, bo oni ciągle byli zaczepiani.
- Jezu, weź go już zostaw. I się tak do niego nie szczerz, ty blond pindzio - powiedziałam po szwedzku, gdy kolejna dziewczyna podeszła po autograf i suszyła zęby do Kosy. Dzik szedł z moją walizką co wywoływało u mnie nie mały śmiech, przez co jeszcze bardziej przyciągałam uwagę. Po jakimś czasie byliśmy pod hotelem i zameldowałam się w pokoju obok z tego jak się później dowiedziałam Igły i Ziomka. Wchodząc do pokoju dałam znać mojej mamusi o racji mojego bytu, co strasznie ją ucieszyło. Nie lubiłam gdy miałam sto nieodebranych połączeń od niej, więc załatwiłam to szybko. Przez pierwsze pięć minut chodziłam z telefonem z dala od ucha żeby nie ogłuchnąć i w tym czasie Kurek wszedł do pokoju i znowu to dziwne spojrzenie.
- Tak tak mamo też cię kocham. Ale widzisz, właśnie idę do kolegów. No tak, dobrze usłyszałaś. Oj nie zgwałcią mnie. Tak tak ja tatusia też kocham.
Rozłączyłam się i wyszłam z nim do nich. Oglądali powtórkę swojego ostatniego meczu. Łoł jak ja raziłam. No nie powiem, fotogeniczna to ja byłam że łoho.
- Jak latarka - skomentował Igła.
- Służę - ukłoniłam się w jego stronę. Oo nawet był moment jak Kosa mnie wziął na Mount Everest. Się ubawiłam niesamowicie jak to oglądałam. Nie wiedziałam, że to może być takie emocjonujące, to znaczy słuchanie ich. Przy każdej możliwej akcji się tak emocjonowali jakby nie wiedzieli co się zaraz stanie. A najbardziej to darł się ten co mało gada. Paweł to znaczy. Zdziwiona byłam niesamowicie. Chłopaki też; Dziku wlewał sobie wodę do szklanki i tak się zapatrzył na Gumę puszczającego wiązankę, że przelał do granic możliwości.
- Polałeś się - odrzekł Paweł wpatrzony nadal ekran. Ee dobry. Taki cichutki i w ogóle, a tu oczy dookoła głowy się ma. Już go lubię.
Teraz przerzucili się na piłkę nożną, potem była ręczna i rugby.
- O mój brat - zaczęłam krzyczeć, gdy najechali na Alka.
- To twój rodzony brat? - spytał z nie dowierzaniem Winiar. Jezu, ten jak zwykle się czepia. No był wyższy ode mnie, nie tak kolorowy i nie tak piękny jak ja; no ale nie można mieć wszystkiego nie?
- Z krwi i kości - powiedziałam szczerząc się do ekranu.
Dopiero po chwili skapnęłam się, że emocjonują się meczem z przed roku. Co za podążanie za nowościami. Znowu im tutaj usnęłam i już się chciałam przekręcić na boczek, gdy poczułam twardą powierzchnię. Tamci byli zafascynowani czymś w kompie, że znowu nic nie usłyszeli. Zaszłam ich od tyłu i widząc ekran zaczęłam się śmiać.
- Wam chyba naprawdę kobiety brakuje, że lalki barbie oglądacie. A to dobre - Znowu ten atak śmiechu. Dziku zawstydzony zamknął laptopa.
- Najnowszy okaz wyszedł - odpowiedział poważnie Kurek.
- Już jest? - podbiegł zaciekawiony Igła.
- No ja rozumiem, ty dla córki; ale oni?
- Oni je testują. Wiesz sprawdzają czy syrenka zmienia kolor pod wodą, czy ta ze skrzydełkami na serio umie latać, czy szampon farbuje im włosy - powiedział z kąta Pit.
- Ja pierdziele. Kogo ja poznałam - schowałam twarz w poduszkę. Co za świry.
- Ty się nigdy nie bawiłaś barbie? - poważny ton Kosy.
- No urywałam im kończyny jeśli o to ci chodzi. Ale jazda była, mówię wam. Mama wchodzi kiedyś do pokoju i widzi tu wisi noga , tam ręka, gdzieś głowa i nawet członek Kena się znalazł. Ah to były czasy - rozmarzyłam się do granic możliwości.
- Ej a miałaś taką a la policjantka albo pielęgniarka?
- Noo - o zafascynował mnie teraz Kosok. - a pamiętasz tą co jak nacisnąłeś i mówiłeś coś to ona powtarzała?
- To chyba nie barbie - zamyślił się Dzik.
- No jak nie jak tak. Może do was nie doszła. Ale była taka. I moja mama kiedyś ją nacisnęła i powiedziała do niej cytuje pierdolona lala. I ja do tej pory nie wiem co to znaczy, a ona mi nie chce powiedzieć. No ale mniejsza o to. Kiedyś w sklepie stałam i powiedziałam to. Nie żeby z marszu; wcześniej ćwiczyłam żeby mi tak samo jak mamie wyszło. No i pani przede mną chyba zrozumiała. I zaczęła do mnie, że jestem nie wychowana.
- A ty co do niej? - rozszerzył oczy z ciekawości Pit.
- No powtórzyłam z uśmiechem pierdolona lala. - powiedziałam poważnie. Nie rozumiałam z czego takie ha mają. Nie chcieli mi powiedzieć co to znaczy i nadal muszę żyć w tej nieświadomości. Dalej tak sobie gadaliśmy o życiu, barbie, kucykach i tego typu rzeczach i wróciłam do pokoju. Kolejny zwariowany dzień z mojego życia minął.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Jutro, tzn dzisiaj moja szkoła będzie wyglądała jak jeden wielki burdel. Z racji tego, że są WALENTYNKI mamy się ubrać na czerwono. Ah kocham to <3
pozdrawiam ze słonecznej Italii :*

1 komentarz: