poniedziałek, 11 lutego 2013

ROZDZIAŁ 2

O kurde. To się Olivka wpakowałaś. Gratulacje za inteligencje. No ale ja przecież chciałam tylko na mecz sobie wejść. Dobra, nie ma co płakać, trzeba pana jakoś udobruchać.
- Bo widzi pan te ściany są fioletowe a ja ten kolor to tak mało toleruje - zaczęłam mówić w swoim języku przy czym pan nie rozumiał nic - no i kurde tak mi się nie dobrze zrobiło! - jezusie, kroki. Może mnie ktoś usłyszy. Halo? Jest tam ktoś? Usłyszałam jakieś znajome śmiechy, więc zaczęłam krzyczeć. Wybiegli wszyscy z pomieszczenia obok i stanęli obserwując całe zajście. Aha, czyli gdyby nie ten pan to byłabym u celu. No jestem z siebie dumna. Uśmiechnęłam się do nich, ale oni się tak jakoś dziwnie patrzyli.
- Co ty z cyrku wyszłaś? - zapytał Kurek.
- Tak. Masz coś do mojego ubioru?
- No - zaczął się śmiać - Ale piżamka pierwsza klasa.
- Odczep się. To te studia tak zmieniają ludzi. Mogę iść z wami na mecz? - dodałam błagalnie. Przesuwałam się coraz bliżej do nich żeby uciec temu panu.
- Bez biletu? - wyszczerzył się Igła.
- Mogę wam zapłacić, ale w kasie już nie było. Aaaa - zaczęłam uciekać do tych drzwi skąd wyszli. Łoo jakie miałam szczęście, że nie wyrżnęłam. Chociaż mało brakowało. Zamknęłam drzwi na jakąś zasuwę i usiadłam pod nimi łapiąc normalny oddech.
- To było hardcorowe. Ale udało się.
- Olivia możesz już nas wpuścić - powiedział któryś. Uchyliłam lekko drzwi i wpuściłam całą ekipę.
- Ale było fajnie co? - wyszczerzyłam się do nich. - muszę wam podziękować. Jezu, ale mi serce waliło jak ten facet wyszedł. - usiadłam na ławce i zaczęłam się śmiać.
- Jesteś porąbana - powiedział Dziku.
- To dobrze czy źle? Kurde muszę częściej tak robić. Ej ale wejdę na mecz? - zapytałam teraz poważnie.
- Poczekaj chwilę - powiedział Igła i wyszedł.
- A wy się nie przebieracie? - No do meczu tylko godzinka. - Mnie nie musicie się krępować.
Rozluźnili się trochę i zaczęli zdejmować gacie i podkoszulki. Przyglądałam się zafascynowana ich poczynaniom. Ale najbardziej moją uwagę przykuły bokserki Kurka. No to było głupie co zrobiłam ale cóż. Wstałam i wpatrywałam się z bliska co on tam ma narysowane. W szatni zapadła cisza, a ja stałam i się gapiłam.
- Ej, co to jest? - spytałam wyciągając palca żeby dotknąć.
- Jezu, dziewczyno chora jesteś? - odwrócił się nagle i usiadł przerażony na ławce, a ja dalej stałam z wyciągniętym palcem.
- Ty masz świnki? Nosisz bokserki w świnki? - zaczęłam się z niego śmiać i po chwili reszta dołączyła.
- Mała, to nie twoja sprawa. Poza tym one mi przynoszą szczęście - wstał i dumnie wypiął pierś. Dalej ich już tak bacznie nie obserwowałam, bo kolejny by się speszył. Co za typy z tych drzew. Wszedł Igła z jakimś starszym panem, no nie powiem fajnym starszym panem.
- Andrea jestem - powiedział wyciągając do mnie dłoń.
- Olivia - wstałam i uścisnęłam. Ni cholercia nie wiedziałam kim on jest. No ale ok. Chyba kimś ważnym skoro sobie tutaj wchodzi. Albo sprytnym jak ja.
- Podobno chcesz wejść na mecz - powiedział z uśmiechem.
- No tak. Wie pan, obudziłam się za późno i wszystkie bilety wyprzedane. No a już się napaliłam na to. No i wstałam sobie i poszłam do nich, ale kurde drzewa już pojechały. No o was chodzi - dodałam gdy znowu spoczęło na mnie spojrzenie co ta wariatka gada. - No i myślę co tu zrobić żeby wejść na niego. I tak się tutaj znalazłam - dokończyłam z uśmiechem. Andrea wyjął jakąś plakietę i mi ją podał.
- I już? - spytałam gdy zobaczyłam, że dał mi identyfikator.
- Tak - powiedział z uśmiechem i wyszedł.
- E dobry gościu. Kto to jest? - usiadłam na ławce i mocno studiowałam ten kawałek plastiku.
- Nasz trener - powiedział Cichy, wiążąc sznurówki.
- O żesz mamusiu - usiadłam na ławce. - Fajny gostek.
- Dobra, panowie. Idziemy ich pokonać.
Zaczęli wychodzić, a ja za nimi. Wyszliśmy na boisko i normalnie poczułam się jak gwiazda. Wow.
- Ej, to jest super. No nieźle nieźle.
Poszłam koło Andrei i usiadłam na krzesełku. Jaki czad. Tyle ludzi w około. Cholercia, mogłam założyć coś bardziej kolorowego; no nic dam jakoś radę. Hala się zapełniała, a ja się patrzyłam na te męskie ciałka, które odbijają każdą piłkę. Chyba oczopląsu dostanę od tylu przystojnych facetów. Ej bo tak się ogólnie zastanawiam, czy ja jako kolorowa kobietka mogę jakiegoś z nich zdobyć. Nie to żeby mi zależało, ale tak się głowie. No bo w końcu na siatce mało się znam więc co ja wam będę pisać.
- Ej pacanie gdzie w niego strzelasz! - krzyknęłam na jakiegoś wysokiego brazylijczyka gdy walnął piłką w Igłę. - Sędzia kalosz, nie widzisz tego? No co za jełop. Zaraz chyba wyjdę z siebie. - chodziłam od krzesełka do krzesełka i się tylko denerwowałam. A tamci co? Oczywiście mieli ze mnie ubaw. Z trenerem na czele. Wzięłam jakąś wodę z koszyka i się napiłam.
- I jak ci się podoba mecz? - podszedł Dziku gdy była jakaś przerwa.
- No emocjonujące powiem ci. Ja pierdziele, ja nie wiem jak wy tak spokojnie gracie. Przecież jak ten duży facet walnął Igłę, to myślałam, że tamten zejdzie zaraz.
- Z czego się śmiejesz? - podszedł do nas Bartman słysząc Dzika śmiech.
- Z niej. Co za kobieta - klepnął mnie "lekko" w plecy i poszedł z powrotem na boisko. No super. Dalej mam się stresować sama. No jednak nie tak sama bo te z tyłu ciągle się darły. No jak mnie zaraz coś trafi.
- Ciszej proszę - krzyknęłam do nich. E dobre. Nie zrozumiały ale podziałało. No, bravo Olivio. Poczułam wibracje w kieszeni. Mamusia.
- Mamko, nie mogę teraz. No na meczu jestem. Zadzwonię po.
Nie wiem ile było w meczu, ale chyba wygrali bo mieli bardzo dobre humory.
- No mała udało się - podniósł mnie Kosa.
- No, gratulacje. Ło jak wysoko - zaczęłam się śmiać i mnie puścił. - mount everest jak nic.
Poszli sobie do szatni, a ja zwiedzałam dalej halę. Kurde, muszę się z nimi pożegnać. Wpadłam szybko do nich.
- Ło jezu - zatrzymałam się na widok ich w ręcznikach. - Dobra, nie ważne - usiadłam na ławce i patrzyłam dalej sobie na nich. - Ej bo ogólnie to ja chciałam się z wami pożegnać, no bo wy sobie tam gdzieś lecicie, a ja zostaje w Warszawie, potem Szwecja. No, także fajnie was było poznać. Jak coś to na facebooku jestem. To teraz możecie mnie wyściskać i tak dalej.
- W nocy cię jeszcze pomęczymy bo śpimy tam gdzie wcześniej. Także wpadaj do nas.
- Jasne jasne. Dobra spadam na miasto. Heja - wyszłam od nich i poszłam sobie pozwiedzać. No i wyrżnęłam orła. Gdzie? Na starówce. Jakże by inaczej. Kolano zdarte, łokieć w sumie też. Ale nie to jest najgorsze. Mam wielkiego guza na czole. Super. Nie no, to że ludzie dziwnie się na mnie patrzą to ja to wiem. Strój, oczy i tak dalej. Ale tak spojrzałam z ciekawości w szybę w jakiejś restauracji i głównie z tego wiem o tym guzie. E tam, co się będziesz tym przejmować. Robiło się już ciemno jak wróciłam do hotelu i co mnie zastało na korytarzu? No muzyka przecież. Widzę, że grubo świętują. Poszłam się wykąpać bo widzę, że ta Warszawa to czysta nie jest. Szczególnie gdy zobaczyłam ją z bliska. Co by tu wybrać? Dobra, Bartosz powiedział, że cyrk to ciekawe co teraz powie. Wyjęłam ze swojej walizki seledynowe spodenki, fioletowe trampki i żółtą koszulkę. Poprawiłam koka i poszłam do źródła dźwięku. Nie pukałam bo i tak by nie usłyszeli.
- Jezu, coś ty założyła - zakrył oczy Bartosz.
- Czepiasz się i tyle. - nie no, nie on jeden. Reszta też zasłoniła oczy.
- Czy nie masz normalnych ciuchów? - zapytał Łukasz, który ze swoim głosem mógłby pracować w niejednym sekstelefonie.
- Mam. Kolorowsze. To co robimy?
- Może opowiedz nam coś o sobie - powiedział znudzony Igła.
- No dobra. Ale nie żebym nie ostrzegała.
---------------------------------------------------------------------------------
jak myślicie, który najbardziej wpadnie jej w oko?

9 komentarzy: