Dałby ktoś wiarę w to co właśnie się stało? Że ja i on? Że my!? No chyba kurde nie. Ale proszę państwa do rzeczy: JESTEŚMY ZWYCIĘZCAMI ZOSTANIEMY RODZICAMI!!! Tak tak, radość chwilę trwała. Teraz trzeba się zmierzyć z pięknym panem o brązowych oczach i przekazać mu tę radosną nowinę. Zaszłam do sklepu co by kupić butelkę wina. HOLA HOLA! Soczku oczywiście :) I jakieś tam jeszcze ogórki, czekoladę, śledzie co by się w klimat ciążowy wczuć. Biedne bobo z taką mamusią.
Grzegorz na szczęście był na treningu gdy z zakupami wchodziłam do domu. Nerwy zaczęły brać, ale co tam dam radę! Położyłam się na kanapie w salonie i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
To nie tak miało wyglądać: że wstanę i zobaczę Grześka z USG w ręku cicho płaczącego z szerokim uśmiechem na ustach i głaszczącego małą fasolkę ze zdjęcia. To ja miałam mu powiedzieć kurde! Ale ok, reakcja prawidłowa. Biedaczek nawet się nie zorientował kiedy zwlekłam swoje ciężkie dupsko z kanapy i stanęłam obok niego.
- Grzegorz? - zapytałam nieśmiało. Spojrzał w górę na mnie tymi swoimi załzawionymi oczami z iskierkami radości.
- Olivka, jaki on jest podobny do mnie - wypalił z grubej rury. No pewnie, co będę tatusia wyprowadzać z błędu, że pięciotygodniowy zalążek nie może jeszcze być podobny do niego, a co dopiero mówić o płci.
- Czyli nie jesteś zły ani nie chcesz mnie wygonić z domu?
- Co ty gadasz. O niczym innym tak nie marzyłem jak o dziecku z tobą.
- Uff - wpakowałam mu się na kolana co by nie palnął kolejnej głupoty.
- Olivia, musisz teraz uważać na siebie. Zero stresu, noszenia ciężkich rzeczy - oh nie. Teraz zacznie się wykład jak muszę o siebie dbać.
- Grzesiu, ciąża to nie choroba - położyłam dłoń na jego policzku co by wzmocnić przekaz moich słów.
- Ja wiem misiaczku. To z miłości.
- Dobrze, to jak ja nie mogę dźwigać ciężkich rzeczy, ale ty tak, to może zaniesiesz mnie do sypialni?
- Ty jesteś lekka jak piórko - oświadczył, po czym porwał mnie do góry. Zaczęłam się śmiać jak głupia. Tak bardzo kochałam swojego Grzesia. A teraz będę się stawać jeszcze większym wielorybem niż byłam.
No i się zaczęło: moje humorki, rzucanie talerzami, garnkami, wielkie fochy, achy, ochy, jedzenie czekolady z pomidorami lub brokułami, picie ogromnej ilości mleka, wymiotowanie i tak dalej i tak dalej.
Biedny Grzesio czasami nie mógł wytrzymać i wychodził z domu. Na niego nie krzyczałam bo by się jeszcze obraził, ale na Krzysia to lubiłam, oj lubiłam się wydrzeć. W końcu wolno kobiecie w ciąży nie? KOBIECIE W CIĄŻY WOLNO WSZYSTKO!!! Pominę ten przykry fakt, że moje ubrania były za ciasne i ogólnie wszystko było jakieś takie inne.
Pewnego słonecznego popołudnia gdy mój brązowooki mężczyzna nie miał treningu, wybrał się ze mną na badanie USG. Od miesięcy mnie z tym męczył, a ja głupia się zgodziłam. Usiadłam ze swoim wielkim brzuchem na krześle w poczekalni, a Grzesiek rozmawiał z miłą starszą panią. Dzisiaj mieliśmy się dowiedzieć co za potwór we mnie drzemie. W sensie o płeć chodzi. W końcu pani doktor wyczytała moje nazwisko i weszliśmy z Grzesiem do środka.
- Koniec piątego miesiąca, a pani ma brzuch jakby była w siódmym. Teraz już wiem, że tatuś jest duży - spojrzała na niego znad okularów. - Dobrze, proszę się położyć.
Pięć minut później Grześ się rozczulił słysząc bicie serduszka naszego maluszka.
- Dziewczynka. Tak, na 100% to będzie dziewczynka - powiedziała pani doktor dziwnie przekrzywiając głowę.
- Zwariowana po mamusi - poczułam ciepłe wargi na policzku i uśmiechnęłam się szeroko.
Po całym badaniu wyszliśmy cali happy, w skowronkach i radości. Kosa musiał pędzić na trening, a ja i nasza córa dzielnie mu towarzyszyłyśmy.
- Olivia! Jak ty urosłaś! - usłyszałam za sobą krzyk Igły. Ten to umie pocieszyć kobietę.
- Dziękuje Krzysiu. Nie mam lustra w domu. Wiesz, nie mów Kosie, ale podobno jestem w ciąży.
- No tak, zapomniałem że błogosławiony stan. Znacie już płeć?
- Dziewczynka. Dzisiaj byliśmy na badaniu.
- Jesteś pewna, że to jedno dziecko? Bo wiesz, masz brzuch jakbyś bliźniaków nosiła.
- To przez Grzesia. Wysoki chłop to i bobas duży.
- A dziadkowie kiedy się dowiedzą?
- O jasna cholera. Dasz wiarę, że o tym nie pomyślałam? Pal licho moich. Ale Grześka?
No i zostawił mnie samą ciężarną z tym problemem; trener zawołał go co by się tak nie obijał.
Ja wiedziałam, że my o czymś zapomnieliśmy, ale żeby o rodzicach Grzesia!? I co, może mam teraz tak wejść do ich domu "Dzień dobry, jestem dziewczyną Grześka. Zostaną państwo dziadkami". Już widzę jak wykopują mnie z domu, krzyczą na Kosoczka i cholera wie co jeszcze.
- Nad czym tak myślisz? - przeraziłam się słysząc jego niski głos obok.
- O twoich rodzicach.
- A co z nimi nie tak?
- No jak to co!? Ja jestem w ciąży! Z tobą! A oni mnie nawet nie znają!
- Mamusia wie, że mam dziewczynę, ale o dziecku nie zdążyłem powiedzieć. Jakoś to rozwiążemy.
- Musimy urządzić pokój dla małej - delektowałam się tą cudowną chwilą jaką niewątpliwie było kopanie moich wnętrzności przez córkę, gdy Grzesio wszedł do sypialni w samych bokserkach. Kobieta w ciąży, same bokserki, ochota na seks, dziecko które nie śpi = nie najlepsze połączenie. Ale co tam; zakryłam oczy by nie patrzeć na niego i próbowałam oddalić swoje rządze.
- O którym pomieszczeniu dokładniej mówisz? Ten obok sypialni?
- Nie. Myślę o tym pokoju na górze. Tym zamkniętym.
- Serio? - aż usiadłam z wrażenia. Grzegorz był gotowy do odcięcia się od przeszłości? - Ale..
- Olivia, nie ma żadnego ale. Zawsze ich będę kochać tak samo jak was. Myślę, że nasza córka powinna mieć tamten pokój.
- Dobrze - odpowiedziałam po głębokim zastanowieniu. Oby tylko jego rodzice przy bliższym kiedyś poznaniu nie pomyśleli, że jestem ta zła która wymazała Kingę i córki z pamięci ich syna. Postanowiłam że nie będę nie potrzebnie stresować siebie i dziecka więc wtuliłam się w Kosoka, co było dość trudne z tym brzuchem, i zasnęłam. A to że ten mały potwór szalał w moim brzuchu to kompletnie mnie nie obchodziło. W ogóle. Gdyby nie fakt, że w nocy tak mnie kopnęła pod żebro, że aż zawyłam z bólu.
- Uspokój się ty mały szatanie - wyszeptałam do brzucha. No to nockę miałam z głowy. Wstałam i wzięłam się za tłumaczenie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
ło ho ho. Widzę, że aż dwa miesiące tu nic nie skrobnęłam. Wybaczcie mi to niedopatrzenie :(
czwartek, 14 listopada 2013
piątek, 13 września 2013
ROZDZIAŁ 16
- Oliwka kochanie, to wino ci chyba zaszkodziło, co? - zapytał Grzesiek śmiejąc się w głos. No kurwa sorry, ale to on sprawiał wrażenie jakby coś pił zanim wyszliśmy z domu kurde!
- Nie no, jeszcze dużo przede mną. Rozumiem, że jutro nie macie treningu skoro dzisiaj balet?
Kurde czemu ta droga była taka nierówna? Szłam w koturnach i musiałam się mocno trzymać Grześka żeby nie walnąć twarzą o podłoże.
- Tak. Mam nadzieję że dzisiaj nie będzie w pobliżu żadnego fotografa bo inaczej kiepsko z nami - znowu ten uroczy śmiech. Jezu, Kosa co ty ze mną robisz.
- Te, Kosoki, wy już coś ten teges? - usłyszeliśmy za sobą głos Zbyszka.
- Ten teges było wczoraj Zbysiu. Dzisiaj idziemy na balet.
- Kosa Kosa ty tylko o jednym.
- Idź mi z oczu. Albo lepiej nie. Powiedz gdzie masz partnerke.
- Wszyscy już są w środku. Ja tylko po fajki.
- Po fajki? Serio? - zdziwiłam się troszeczkę. No ale to nie ja potem będę zdychać na treningu bo mam płuca czarne.
- Obym przetrwała dzisiejszą noc- szepnęłam do Grzesia widząc tłumy w klubie.
- Witamy witamy i o dziewictwo pytamy - przywitał nas Jochen. Zaczęłam się śmiać.
- Igła, może weź ty nie bierz się za uczenie polskiego co?
- Kochana nie pamiętasz jak bawół cielęciem był? A kto tak pięknie przekręcał nazwy jeszcze kilka miesięcy temu?
- Pff ja o co innego.
- Olivka fajne majki - uslyszalam glos Tichaczka.
- Lukas co ty gadasz?
- No nie są majtki?- zapytał wielce zaskoczony.
- To jest sukienka.
- Igła ty nie dobry chłopaczek- pogroził mu palcem.
- Ah robienie żartów z ludzi to moje powołanie.
- Będziemy tak gadać czy pijemy? - no kapitan i takie rzeczy gada?
- Ja stawiam - zatarł ręce Zbysio. - Kelner!
Szybko obok nas znalazła się niska gruba brunetka. Bartman złożył pokaźne zamówienie, a ja w tym czasie przytuliłam się do Grześka. Wszystkie dziewczyny poszły do kibelka i tylko ja byłam jedyną kobietą w tym towarzystwie.
- Zatańczymy? - wymruczałam do niego. Akurat leciał szybki idealny kawałek do tańca. W momencie stawiania pierwszych kroków na parkiecie, dj zmienił muzykę na coś wolniejszego. O niee. Przytuliłam się do Grześka i jakoś dawaliśmy rade. Ciężko było bo ciężko ale co poradzić. Pan przy konsoli chyba widząc nasze męki zmienił na coś szybszego.
- No to teraz szalejemy - zaśmiał się Kosa. Piruety, przeżuty, wymachy i nagle w około nas nie było nikogo. Stanęliśmy zdziwieni widząc ludzi patrzących się na nas. Ukłoniliśmy się, oni bili nam brawo i zeszliśmy z parkietu.
- Gołąbeczki i Gwiazdeczki - szanowny pan Piotr dopiero teraz dołączył do naszego grona. Przytuliłam przyjaciela i przywitałam się z jego dziewczyną.
- No to pierwszy niech będzie na cześć naszym obcokrajowcom - wniósł toast Bartman. Możecie się tylko domyślać że impreza była zajebista. Otóż nie. To znaczy była, gdybyśmy pominęli jeden fakt. Otóż kilka buców przywaliło się do chłopaków, a potem do partnerek, czyli do nas. Z potyczki słownej wszystko przerodziło się w bójkę. Zibi oberwał w nos, Kosa wracał z podbitym okiem, a Igła z krwawiącą wargą. Tamci mieli trochę większe szkody na sobie bo i jakieś uszczerbki na ciele to i również ubrania nadawały się do wyrzucenia.
- Ja pierdole, trener nas zabije jak to się ukaże w gazecie.
- Co tam trener. Ty się o związek martw - jęknął Kosa przytykając twarz do zimnego muru.
- Ja jutro ręką nie ruszę - dało się słychać krzyk Pita. Przeaktorzył tym razem.
- Jak ja wyglądam - Kosa stał nadal i oglądał swoją ciemną śliwę pod okiem.
- Zamaluje ci to jutro i będziesz wyglądał jak człowiek - musiałam go jakoś pocieszyć nie? Przecież żaden kosmetyk nie zakryje takiego lima.No chyba że te co posiadają makijażystki aktorów.
- Chodź spać bo zaraz świra dostaniesz.
- Ja już dostałem - odparł zrezygnowany.
- Grzesiu, to nie koniec świata. Zawsze mogło być gorzej. Złamana ręka czy noga. A to - wskazałam na oko - kilka dni i po nim.
- Przytul mnie - usłyszałam jego rozpaczony głos. Mocno wtuliłam go w swoją pierś jak matka syna i chyba zasnął bo przestał już marudzić.
Na drugi dzień musiałam się mocno powstrzymywać, żeby na jego widok nie wybuchnąć śmiechem. Zamalowałam trochę to limo, ale ślad i tak był. Specjalnie poszłam na ich trening by ocenić sytuację. Trener nie wygonił mnie z trybun więc chyba tak źle z nimi nie było. Widać było, że Iwona też zadziałała kosmetykami bo obrażenia Igły na wardze były jaśniejsze niż wczoraj.
Po treningu czekałam na Kose przy wyjściu. Padał deszcz, było szaro i buro, a Kosa co? Szedł sobie korytarzem w okularach przeciwsłonecznych.
- Grzesiu, z głową wszystko okej?
- Te twoje mazidła zeszły jak brałem prysznic i to wygląda jeszcze gorzej.
- No dobra. Chodź bo jeszcze ludzie zobaczą - zaczęłam się śmiać z niego i złapałam za dłoń, po czym wyszliśmy z hali.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
przepraszam za krótki rozdział po tak długim czasie, ale tyyyle się dzieje że masakra. Dopinanie spraw na studiach, szukanie mieszkania, plus Memoriał i ME kobiet.
Na szczęście już za tydzień ME panów z czego ogromnie się cieszę! Niestety pierwszego meczu nie obejrzę bo jadę do Radomia na Czarnych i Resovię :3 btw ktoś się wybiera?
- Nie no, jeszcze dużo przede mną. Rozumiem, że jutro nie macie treningu skoro dzisiaj balet?
Kurde czemu ta droga była taka nierówna? Szłam w koturnach i musiałam się mocno trzymać Grześka żeby nie walnąć twarzą o podłoże.
- Tak. Mam nadzieję że dzisiaj nie będzie w pobliżu żadnego fotografa bo inaczej kiepsko z nami - znowu ten uroczy śmiech. Jezu, Kosa co ty ze mną robisz.
- Te, Kosoki, wy już coś ten teges? - usłyszeliśmy za sobą głos Zbyszka.
- Ten teges było wczoraj Zbysiu. Dzisiaj idziemy na balet.
- Kosa Kosa ty tylko o jednym.
- Idź mi z oczu. Albo lepiej nie. Powiedz gdzie masz partnerke.
- Wszyscy już są w środku. Ja tylko po fajki.
- Po fajki? Serio? - zdziwiłam się troszeczkę. No ale to nie ja potem będę zdychać na treningu bo mam płuca czarne.
- Obym przetrwała dzisiejszą noc- szepnęłam do Grzesia widząc tłumy w klubie.
- Witamy witamy i o dziewictwo pytamy - przywitał nas Jochen. Zaczęłam się śmiać.
- Igła, może weź ty nie bierz się za uczenie polskiego co?
- Kochana nie pamiętasz jak bawół cielęciem był? A kto tak pięknie przekręcał nazwy jeszcze kilka miesięcy temu?
- Pff ja o co innego.
- Olivka fajne majki - uslyszalam glos Tichaczka.
- Lukas co ty gadasz?
- No nie są majtki?- zapytał wielce zaskoczony.
- To jest sukienka.
- Igła ty nie dobry chłopaczek- pogroził mu palcem.
- Ah robienie żartów z ludzi to moje powołanie.
- Będziemy tak gadać czy pijemy? - no kapitan i takie rzeczy gada?
- Ja stawiam - zatarł ręce Zbysio. - Kelner!
Szybko obok nas znalazła się niska gruba brunetka. Bartman złożył pokaźne zamówienie, a ja w tym czasie przytuliłam się do Grześka. Wszystkie dziewczyny poszły do kibelka i tylko ja byłam jedyną kobietą w tym towarzystwie.
- Zatańczymy? - wymruczałam do niego. Akurat leciał szybki idealny kawałek do tańca. W momencie stawiania pierwszych kroków na parkiecie, dj zmienił muzykę na coś wolniejszego. O niee. Przytuliłam się do Grześka i jakoś dawaliśmy rade. Ciężko było bo ciężko ale co poradzić. Pan przy konsoli chyba widząc nasze męki zmienił na coś szybszego.
- No to teraz szalejemy - zaśmiał się Kosa. Piruety, przeżuty, wymachy i nagle w około nas nie było nikogo. Stanęliśmy zdziwieni widząc ludzi patrzących się na nas. Ukłoniliśmy się, oni bili nam brawo i zeszliśmy z parkietu.
- Gołąbeczki i Gwiazdeczki - szanowny pan Piotr dopiero teraz dołączył do naszego grona. Przytuliłam przyjaciela i przywitałam się z jego dziewczyną.
- No to pierwszy niech będzie na cześć naszym obcokrajowcom - wniósł toast Bartman. Możecie się tylko domyślać że impreza była zajebista. Otóż nie. To znaczy była, gdybyśmy pominęli jeden fakt. Otóż kilka buców przywaliło się do chłopaków, a potem do partnerek, czyli do nas. Z potyczki słownej wszystko przerodziło się w bójkę. Zibi oberwał w nos, Kosa wracał z podbitym okiem, a Igła z krwawiącą wargą. Tamci mieli trochę większe szkody na sobie bo i jakieś uszczerbki na ciele to i również ubrania nadawały się do wyrzucenia.
- Ja pierdole, trener nas zabije jak to się ukaże w gazecie.
- Co tam trener. Ty się o związek martw - jęknął Kosa przytykając twarz do zimnego muru.
- Ja jutro ręką nie ruszę - dało się słychać krzyk Pita. Przeaktorzył tym razem.
- Jak ja wyglądam - Kosa stał nadal i oglądał swoją ciemną śliwę pod okiem.
- Zamaluje ci to jutro i będziesz wyglądał jak człowiek - musiałam go jakoś pocieszyć nie? Przecież żaden kosmetyk nie zakryje takiego lima.No chyba że te co posiadają makijażystki aktorów.
- Chodź spać bo zaraz świra dostaniesz.
- Ja już dostałem - odparł zrezygnowany.
- Grzesiu, to nie koniec świata. Zawsze mogło być gorzej. Złamana ręka czy noga. A to - wskazałam na oko - kilka dni i po nim.
- Przytul mnie - usłyszałam jego rozpaczony głos. Mocno wtuliłam go w swoją pierś jak matka syna i chyba zasnął bo przestał już marudzić.
Na drugi dzień musiałam się mocno powstrzymywać, żeby na jego widok nie wybuchnąć śmiechem. Zamalowałam trochę to limo, ale ślad i tak był. Specjalnie poszłam na ich trening by ocenić sytuację. Trener nie wygonił mnie z trybun więc chyba tak źle z nimi nie było. Widać było, że Iwona też zadziałała kosmetykami bo obrażenia Igły na wardze były jaśniejsze niż wczoraj.
Po treningu czekałam na Kose przy wyjściu. Padał deszcz, było szaro i buro, a Kosa co? Szedł sobie korytarzem w okularach przeciwsłonecznych.
- Grzesiu, z głową wszystko okej?
- Te twoje mazidła zeszły jak brałem prysznic i to wygląda jeszcze gorzej.
- No dobra. Chodź bo jeszcze ludzie zobaczą - zaczęłam się śmiać z niego i złapałam za dłoń, po czym wyszliśmy z hali.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
przepraszam za krótki rozdział po tak długim czasie, ale tyyyle się dzieje że masakra. Dopinanie spraw na studiach, szukanie mieszkania, plus Memoriał i ME kobiet.
Na szczęście już za tydzień ME panów z czego ogromnie się cieszę! Niestety pierwszego meczu nie obejrzę bo jadę do Radomia na Czarnych i Resovię :3 btw ktoś się wybiera?
niedziela, 25 sierpnia 2013
ROZDZIAŁ 15
Czas zapierdzielał że szok. Nasz związek z Kosą kwitł że hoho. Oczywiście nie obyło się bez wtrącania Resoviaków i innych siatkarzy z reprezentacji.
W listopadzie musiałam opuścić już swój ukochany Rzeszów i oczywiście Grzesia, na rzecz Szwecji. Obowiązki wzywały i musiałam lecieć do swojej ojczyzny.
- Olivka, proszę cię, zadzwoń jak dolecisz - jezusie, no ja rozumiem, że Kosa mnie odprowadził na lotnisko, ale i że reszta!? Jak wrócę to muszę porozmawiać z trenerem, że chyba za dużo wolnego mają i się nudzą.
- Pamiętaj, przywieź nam coś ze Szwecji. Jakąś pamiątkę czy coś - nalegał Igła.
- Będziemy za tobą tęsknić - rozczulił się Achrem.
- Chłopaki, ja jadę tylko na kilka dni. Odpoczniecie sobie ode mnie.
- Wnosisz kolor do naszego życia. Tzn twój strój - poprawił się szybko Igła.
- Spoko spoko. Już nie musicie się tak podlizywać. Grzesiu, będę tęsknić - zwróciłam się do ukochanego.
- Ja też - przytulił mnie MOCNO i pocałował w usta. Wzięłam swoją różową walizkę i poszłam na odprawę.
Lot nie trwał długo; na szczęście z lotniska odebrał mnie tata, który zresztą mnie nie poznał. Super nie? Własny ojciec nie poznaje córki.
- Olivka, ale to dlatego, że tak normalnie wyglądasz. A gdzie masz chłopaka? Nie mów tylko że zerwaliście - przeraził się nie na żarty.
- Tatuś, nie zerwaliśmy. Jutro gra mecz. Poza tym treningi i jeszcze raz treningi. Ale ja ci już nie wystarczam?
- To nie o to chodzi. Matka mnie zabije. Powiedziała, że bez was mam się nie pokazywać w domu.
- To co robimy?
- Jak jej obiecasz, że przyjedziecie wkrótce razem to jeszcze jakieś światełko w tunelu jest.
Mama oczywiście się wkurzyła, ale nie na mnie, a na tatę. Musiałam jej obiecać że przyjedziemy razem, do tego pokazać wszystkie zdjęcia, opowiadać jaki jest i jak się z nim żyje oraz następnego dnia obejrzeć cały mecz. Moja rodzina zwariowała.
Następny cały dzień spędziłam w redakcji na omawianiu tłumaczeń z szefem. Obiecał mi również wysłać nowe, ażebym za bardzo się nie nudziła w Polsce.
Akurat dotarłam do domu gdy młody znosił laptopa na dół by rodzice mogli obejrzeć mecz Resovii. Mama założyła szalik Polski (OKEJJJJ), a tatuś wygrzebał z szafy klaskacze i trąbkę. Nie no spoko.
- To jest Podpromie - wytłumaczyłam im gdy zaczęli transmitować mecz. A nóż się wkurzą i każą mi się zamknąć? Oby.
- Ten pan w garniturku to trener, Andrzej Kowal. Swoją drogą bardzo sympatyczny człowiek. O, i jest Winiar. No ten to zwariowany człowiek - zaczęłam się śmiać na samo wspomnienie pobytu z nimi.
- Polska, biało-czerwoni! - zaczął drzeć się braciszek gdy sędzia zagwizdał.
- Coś ci się chyba pomyliło synu - klepnął go w plecy tata.
- Musisz śpiewać Mistrzem Polski jest Sovia, Sovia najlepsza jest - chciałam go odpowiednio nakierować, ale ten i tak swoje.
- O jest Grzesiek - zaczęłam cieszyć się jak głupia gdy trener wpuścił Kosę na boisko.
- Fiu fiu. Fajne ciacho - zarumieniła się mama.
- Mamo - krzyknęliśmy oboje z bratem. Jezu, jaka siara. Jak on tutaj przyjedzie to też tak będzie buraczyła?
Oliwy do ognia dolała jeszcze dzisiejsza dyspozycja Grześka: MVP meczu.
Gdy obliczyłam, że powinien już dotrzeć do domu, zadzwoniłam do niego, ale słuchawkę wyrwał mi tata. Zaczął gratulować mu po szwedzku oczywiście.
- Tato, on nic nie rozumie kurde.
Odebrałam w końcu swój telefon od papy.
- Olivia? - usłyszałam zdezorientowany głos Kosy.
- Papcio się podniecił. Gratulacje! To był piękny mecz. A, i jeszcze jedno: spodobałeś się teściowej.
Usłyszałam tylko rechot po drugiej stronie słuchawki.
- Igła, ty też jesteś niczego sobie według mojej mamusi. - jeszcze większy rechot. Czemu mnie to nie zdziwiło, że wszyscy siedzą razem?
Te kilka dni w Szwecji zleciały bardzo wolno. Stęskniłam się za rodzicami, ale teraz brakowało mi Grześka i Rzeszowa. Do swojej walizki dopakowałam jeszcze kilka rzeczy i wyruszaliśmy z tatą na lotnisko.
- Córeczko, przyjedźcie razem na święta.
- Tatuś, wiesz że to nie ode mnie zależy. Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
- No dobrze dobrze. Trzymaj się i pozdrów go - pocałował mnie w czoło, przytulił, otarł łezkę i w końcu puścił. Weszłam na pokład i usiadłam na swoim miejscu. Jezu, już w Polsce robiłam się normalna; przyjechałam do Szwecji i wszystko wróciło.
Na lotnisku czekał na mnie Grzesiek, ale na mój widok aż zmrużył oczy. No co? Do różowej walizki musiałam dobrać coś co pasowało. Nie moja wina, że pod ręką były różowe buty na koturnie, seledynowe spodnie i pomarańczowa bluza.
-Stęskniłam się - rzuciłam walizkę i wpadłam w jego ciepłe i silne ramiona.
- Ja też - usłyszałam jak wciąga mój zapach.
Zapakowaliśmy się do jego samochodu i ruszyliśmy do domu. W którym była strasznie gorąco. Na wejściu zdjęłam bluzę i zostałam w samym staniku. Oczywiście dół był cały. Na mojej opalonej skórze lśnił żółty stanik.
- Oliwka, razisz - wymruczał Grzesiu za mną. Rozpiął mój stanik i rzucił go w kąt. Nawet w ciemności widziałam pożądanie w jego oczach. Podniósł mnie do góry i całując po piersiach, kierował się do sypialni.
- Jak będziesz mnie tak witać to mogę częściej wyjeżdżać. - wymruczałam łapiąc oddech gdy skończył penetrować moje wnętrze. Oboje mieliśmy przyśpieszony oddech i rozpalone ciała.
- Kocham cię, wiesz? - te dwa słowa były tak proste, a jak wiele dla mnie znaczyły.
Rano obudził mnie całus w policzek od Grzesia gdy wychodził na trening. Zamruczałam, uśmiechnęłam się i przewróciłam na drugi bok. Tak mi się dobrze spało, że z łóżka wyszłam dopiero po 13. Założyłam koszulkę Kosy i poszłam do kuchni. Było mi trochę za zimno, więc gdy woda spokojnie gotowała się w czajniku, wróciłam do garderoby po grube puchowe skarpetki. Z szafki wzięłam swojego laptopa i z gorącym kubkiem kawy udałam się do salonu. Wślizgnęłam się pod koc i odpaliłam sprzęt. Korzystając z tego że Grzesio jeszcze pewnie był na treningu, stwierdziłam że trochę popracuję. Niestety przy trzecim zdaniu i drugim łyku kawy zaczął dzwonić mój telefon. Na widok zdjęcia Kosy uśmiechnęłam się szeroko i z wielką przyjemnością odebrałam telefon.
- Olivka, idziemy dzisiaj na miasto? Drużyna idzie do klubu. Co ty na to?
- No z chęcią. Ale jest chyba jeszcze za wcześnie nie?
- Dzwonie wcześniej bo do 18 siedzę na hali. Więc tak o 20 wyruszamy. Wyprasujesz moją czarna koszulę, proszę?
- Pewnie Grzesiu. Tylko dokończę tłumaczenie. Wiesz co mi ten drań szef dał? Erotyk.
- To lepiej nie powiem nic chłopakom bo będą chcieli czytać - usłyszałam jego śmiech po drugiej stronie.
- Sam byś pewnie chciał.
- A to już inna strona lokówki.
- Czego? - zaczęłam się śmiać przez co na mój laptop zostałaby wylana kawa.
- Takie tam nowe powiedzenie. Misiek, kończę bo wychodzimy na siłownię. Kocham cię i do zobaczenia później w domu.
Skończyłam dwa rozdziały tej jakże poruszającej powieści i poszłam się szykować. W końcu ciało się samo nie umyje, nie ogoli, nie umaluje i nie ubierze. Włączyłam na fula odtwarzacz Kosy z płytą The 1975 i skierowałam się do kuchni. Z szafki wyjęłam kieliszek i czerwone wino. Z pełnym kieliszkiem tanecznym krokiem kierowałam się do łazienki. Na początku relaksująca kąpiel w ciepłej wodzie, a potem szykowanie. Gdy woda zrobiła się już zimna, wyszłam z wanny i puchowym ręcznikiem okręciłam swoje ciało. Nie wiedziałam co jeszcze założę, więc najpierw poszłam wyprasować koszulę Grześka. Fajnie, miał pięć czarnych koszul i teraz którą miał na myśli? Wyjęłam pierwszą lepszą.
Dochodziła 18 gdy skończyłam się malować i stanęłam przed szafą by dokonać trudnego wyboru jakim niewątpliwie był mój strój. Po długich rozmyślaniach wyjęłam sukienkę: czarną z seledynowym dołem od bioder. Może mnie za to nie ukatrupią. Ale za to będę widoczna w tłumie. Do tego czarne koturny i gotowe! Wróciłam do kuchni i usiadłam na blacie. Czekałam na Grzesia popijając wino. Po 18 wpadł do domu jak burza. Szybko popędził do łazienki się szykować. Co żeby nie umarł z głodu zrobiłam mu w międzyczasie kanapki. To był zły pomysł żeby w samym ręczniku, opinającym jego seksowne biodra, jadł w kuchni. Rozpraszał mnie maksymalnie tym, ale postanowiłam być twarda. Zjadł, umył talerz, pocałował mnie w przelocie i zniknął w łazience. No to godzina z głowy. Zakradłam się do łazienki i usiadałam na klozecie oglądając jak Kosa się szykuje. Samo golenie zajęło mu 15 minut. No dłużej niż baba! Ale za to jego zarost był idealnie równy co do linijki.
- Gotowe - klasnął triumfalnie w dłonie gdy się ubrał i przejrzał w lustrze. Stanęłam obok niego podziwiając efekt. To ten, ładnie się prezentowaliśmy chyba nie?
Było grubo po 19 gdy wyszliśmy z domu. Mi w głowie szumiało od wina, a Kosa chciał też dzisiaj zaszaleć, więc do klubu szliśmy na pieszo. It's time to party!
------------------------------------------------------------------------------------------------------
o jeju jeju! wiecie gdzie ja byłam? W Spale! A żeby było ciekawiej nocowaliśmy tam uwaga: NA TRZECIM PIĘTRZE GDZIE ŚPIĄ KTO? SIATKARZE OFCOURSE! Nie no, ale stwierdziłam że jestem już stara bo nie jara mnie widok przechodzącego obok mnie Kurka, Ziomka Ruciaka i innych.
Z tego miejsca chciałam pozdrowić dziewczyny z którymi byłam, sąsiada z naprzeciwka czyli Dzika, sąsiadów koleżanek czyli Zibiego i Rucka oraz Wronę (panowie przepraszamy za tę głośną imprezę :D), Wujka Pedofila, Subtelnego Ziomka, Slipa i na koniec balkony Możdżona :)
PS. gdy idziecie na trening siatkarzy liczcie się z tym że możecie oberwać piłką w twarz lub inną część ciała :x
SPAŁA I MISS YOU SO SO MUCH! <3 Naprawdę, wystarczy COS w Spale by odpocząć, a nie jakiś tam drogi kurort.
PS 2. łóżka tam mają zajebiście wygodne :D
PS 3 te kilka zdjęć które się przewijają to właśnie z tego jakże udanego pobytu :)
W listopadzie musiałam opuścić już swój ukochany Rzeszów i oczywiście Grzesia, na rzecz Szwecji. Obowiązki wzywały i musiałam lecieć do swojej ojczyzny.
- Olivka, proszę cię, zadzwoń jak dolecisz - jezusie, no ja rozumiem, że Kosa mnie odprowadził na lotnisko, ale i że reszta!? Jak wrócę to muszę porozmawiać z trenerem, że chyba za dużo wolnego mają i się nudzą.
- Pamiętaj, przywieź nam coś ze Szwecji. Jakąś pamiątkę czy coś - nalegał Igła.
- Będziemy za tobą tęsknić - rozczulił się Achrem.
- Chłopaki, ja jadę tylko na kilka dni. Odpoczniecie sobie ode mnie.
- Wnosisz kolor do naszego życia. Tzn twój strój - poprawił się szybko Igła.
- Spoko spoko. Już nie musicie się tak podlizywać. Grzesiu, będę tęsknić - zwróciłam się do ukochanego.
- Ja też - przytulił mnie MOCNO i pocałował w usta. Wzięłam swoją różową walizkę i poszłam na odprawę.
Lot nie trwał długo; na szczęście z lotniska odebrał mnie tata, który zresztą mnie nie poznał. Super nie? Własny ojciec nie poznaje córki.
- Olivka, ale to dlatego, że tak normalnie wyglądasz. A gdzie masz chłopaka? Nie mów tylko że zerwaliście - przeraził się nie na żarty.
- Tatuś, nie zerwaliśmy. Jutro gra mecz. Poza tym treningi i jeszcze raz treningi. Ale ja ci już nie wystarczam?
- To nie o to chodzi. Matka mnie zabije. Powiedziała, że bez was mam się nie pokazywać w domu.
- To co robimy?
- Jak jej obiecasz, że przyjedziecie wkrótce razem to jeszcze jakieś światełko w tunelu jest.
Mama oczywiście się wkurzyła, ale nie na mnie, a na tatę. Musiałam jej obiecać że przyjedziemy razem, do tego pokazać wszystkie zdjęcia, opowiadać jaki jest i jak się z nim żyje oraz następnego dnia obejrzeć cały mecz. Moja rodzina zwariowała.
Następny cały dzień spędziłam w redakcji na omawianiu tłumaczeń z szefem. Obiecał mi również wysłać nowe, ażebym za bardzo się nie nudziła w Polsce.
Akurat dotarłam do domu gdy młody znosił laptopa na dół by rodzice mogli obejrzeć mecz Resovii. Mama założyła szalik Polski (OKEJJJJ), a tatuś wygrzebał z szafy klaskacze i trąbkę. Nie no spoko.
- To jest Podpromie - wytłumaczyłam im gdy zaczęli transmitować mecz. A nóż się wkurzą i każą mi się zamknąć? Oby.
- Ten pan w garniturku to trener, Andrzej Kowal. Swoją drogą bardzo sympatyczny człowiek. O, i jest Winiar. No ten to zwariowany człowiek - zaczęłam się śmiać na samo wspomnienie pobytu z nimi.
- Polska, biało-czerwoni! - zaczął drzeć się braciszek gdy sędzia zagwizdał.
- Coś ci się chyba pomyliło synu - klepnął go w plecy tata.
- Musisz śpiewać Mistrzem Polski jest Sovia, Sovia najlepsza jest - chciałam go odpowiednio nakierować, ale ten i tak swoje.
- O jest Grzesiek - zaczęłam cieszyć się jak głupia gdy trener wpuścił Kosę na boisko.
- Fiu fiu. Fajne ciacho - zarumieniła się mama.
- Mamo - krzyknęliśmy oboje z bratem. Jezu, jaka siara. Jak on tutaj przyjedzie to też tak będzie buraczyła?
Oliwy do ognia dolała jeszcze dzisiejsza dyspozycja Grześka: MVP meczu.
Gdy obliczyłam, że powinien już dotrzeć do domu, zadzwoniłam do niego, ale słuchawkę wyrwał mi tata. Zaczął gratulować mu po szwedzku oczywiście.
- Tato, on nic nie rozumie kurde.
Odebrałam w końcu swój telefon od papy.
- Olivia? - usłyszałam zdezorientowany głos Kosy.
- Papcio się podniecił. Gratulacje! To był piękny mecz. A, i jeszcze jedno: spodobałeś się teściowej.
Usłyszałam tylko rechot po drugiej stronie słuchawki.
- Igła, ty też jesteś niczego sobie według mojej mamusi. - jeszcze większy rechot. Czemu mnie to nie zdziwiło, że wszyscy siedzą razem?
Te kilka dni w Szwecji zleciały bardzo wolno. Stęskniłam się za rodzicami, ale teraz brakowało mi Grześka i Rzeszowa. Do swojej walizki dopakowałam jeszcze kilka rzeczy i wyruszaliśmy z tatą na lotnisko.
- Córeczko, przyjedźcie razem na święta.
- Tatuś, wiesz że to nie ode mnie zależy. Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
- No dobrze dobrze. Trzymaj się i pozdrów go - pocałował mnie w czoło, przytulił, otarł łezkę i w końcu puścił. Weszłam na pokład i usiadłam na swoim miejscu. Jezu, już w Polsce robiłam się normalna; przyjechałam do Szwecji i wszystko wróciło.
Na lotnisku czekał na mnie Grzesiek, ale na mój widok aż zmrużył oczy. No co? Do różowej walizki musiałam dobrać coś co pasowało. Nie moja wina, że pod ręką były różowe buty na koturnie, seledynowe spodnie i pomarańczowa bluza.
-Stęskniłam się - rzuciłam walizkę i wpadłam w jego ciepłe i silne ramiona.
- Ja też - usłyszałam jak wciąga mój zapach.
Zapakowaliśmy się do jego samochodu i ruszyliśmy do domu. W którym była strasznie gorąco. Na wejściu zdjęłam bluzę i zostałam w samym staniku. Oczywiście dół był cały. Na mojej opalonej skórze lśnił żółty stanik.
- Oliwka, razisz - wymruczał Grzesiu za mną. Rozpiął mój stanik i rzucił go w kąt. Nawet w ciemności widziałam pożądanie w jego oczach. Podniósł mnie do góry i całując po piersiach, kierował się do sypialni.
- Jak będziesz mnie tak witać to mogę częściej wyjeżdżać. - wymruczałam łapiąc oddech gdy skończył penetrować moje wnętrze. Oboje mieliśmy przyśpieszony oddech i rozpalone ciała.
- Kocham cię, wiesz? - te dwa słowa były tak proste, a jak wiele dla mnie znaczyły.
Rano obudził mnie całus w policzek od Grzesia gdy wychodził na trening. Zamruczałam, uśmiechnęłam się i przewróciłam na drugi bok. Tak mi się dobrze spało, że z łóżka wyszłam dopiero po 13. Założyłam koszulkę Kosy i poszłam do kuchni. Było mi trochę za zimno, więc gdy woda spokojnie gotowała się w czajniku, wróciłam do garderoby po grube puchowe skarpetki. Z szafki wzięłam swojego laptopa i z gorącym kubkiem kawy udałam się do salonu. Wślizgnęłam się pod koc i odpaliłam sprzęt. Korzystając z tego że Grzesio jeszcze pewnie był na treningu, stwierdziłam że trochę popracuję. Niestety przy trzecim zdaniu i drugim łyku kawy zaczął dzwonić mój telefon. Na widok zdjęcia Kosy uśmiechnęłam się szeroko i z wielką przyjemnością odebrałam telefon.
- Olivka, idziemy dzisiaj na miasto? Drużyna idzie do klubu. Co ty na to?
- No z chęcią. Ale jest chyba jeszcze za wcześnie nie?
- Dzwonie wcześniej bo do 18 siedzę na hali. Więc tak o 20 wyruszamy. Wyprasujesz moją czarna koszulę, proszę?
- Pewnie Grzesiu. Tylko dokończę tłumaczenie. Wiesz co mi ten drań szef dał? Erotyk.
- To lepiej nie powiem nic chłopakom bo będą chcieli czytać - usłyszałam jego śmiech po drugiej stronie.
- Sam byś pewnie chciał.
- A to już inna strona lokówki.
- Czego? - zaczęłam się śmiać przez co na mój laptop zostałaby wylana kawa.
- Takie tam nowe powiedzenie. Misiek, kończę bo wychodzimy na siłownię. Kocham cię i do zobaczenia później w domu.
Skończyłam dwa rozdziały tej jakże poruszającej powieści i poszłam się szykować. W końcu ciało się samo nie umyje, nie ogoli, nie umaluje i nie ubierze. Włączyłam na fula odtwarzacz Kosy z płytą The 1975 i skierowałam się do kuchni. Z szafki wyjęłam kieliszek i czerwone wino. Z pełnym kieliszkiem tanecznym krokiem kierowałam się do łazienki. Na początku relaksująca kąpiel w ciepłej wodzie, a potem szykowanie. Gdy woda zrobiła się już zimna, wyszłam z wanny i puchowym ręcznikiem okręciłam swoje ciało. Nie wiedziałam co jeszcze założę, więc najpierw poszłam wyprasować koszulę Grześka. Fajnie, miał pięć czarnych koszul i teraz którą miał na myśli? Wyjęłam pierwszą lepszą.
Dochodziła 18 gdy skończyłam się malować i stanęłam przed szafą by dokonać trudnego wyboru jakim niewątpliwie był mój strój. Po długich rozmyślaniach wyjęłam sukienkę: czarną z seledynowym dołem od bioder. Może mnie za to nie ukatrupią. Ale za to będę widoczna w tłumie. Do tego czarne koturny i gotowe! Wróciłam do kuchni i usiadłam na blacie. Czekałam na Grzesia popijając wino. Po 18 wpadł do domu jak burza. Szybko popędził do łazienki się szykować. Co żeby nie umarł z głodu zrobiłam mu w międzyczasie kanapki. To był zły pomysł żeby w samym ręczniku, opinającym jego seksowne biodra, jadł w kuchni. Rozpraszał mnie maksymalnie tym, ale postanowiłam być twarda. Zjadł, umył talerz, pocałował mnie w przelocie i zniknął w łazience. No to godzina z głowy. Zakradłam się do łazienki i usiadałam na klozecie oglądając jak Kosa się szykuje. Samo golenie zajęło mu 15 minut. No dłużej niż baba! Ale za to jego zarost był idealnie równy co do linijki.
- Gotowe - klasnął triumfalnie w dłonie gdy się ubrał i przejrzał w lustrze. Stanęłam obok niego podziwiając efekt. To ten, ładnie się prezentowaliśmy chyba nie?
Było grubo po 19 gdy wyszliśmy z domu. Mi w głowie szumiało od wina, a Kosa chciał też dzisiaj zaszaleć, więc do klubu szliśmy na pieszo. It's time to party!
------------------------------------------------------------------------------------------------------
o jeju jeju! wiecie gdzie ja byłam? W Spale! A żeby było ciekawiej nocowaliśmy tam uwaga: NA TRZECIM PIĘTRZE GDZIE ŚPIĄ KTO? SIATKARZE OFCOURSE! Nie no, ale stwierdziłam że jestem już stara bo nie jara mnie widok przechodzącego obok mnie Kurka, Ziomka Ruciaka i innych.
Z tego miejsca chciałam pozdrowić dziewczyny z którymi byłam, sąsiada z naprzeciwka czyli Dzika, sąsiadów koleżanek czyli Zibiego i Rucka oraz Wronę (panowie przepraszamy za tę głośną imprezę :D), Wujka Pedofila, Subtelnego Ziomka, Slipa i na koniec balkony Możdżona :)
PS. gdy idziecie na trening siatkarzy liczcie się z tym że możecie oberwać piłką w twarz lub inną część ciała :x
SPAŁA I MISS YOU SO SO MUCH! <3 Naprawdę, wystarczy COS w Spale by odpocząć, a nie jakiś tam drogi kurort.
PS 2. łóżka tam mają zajebiście wygodne :D
PS 3 te kilka zdjęć które się przewijają to właśnie z tego jakże udanego pobytu :)
środa, 31 lipca 2013
ROZDZIAŁ 14
- Grzesiek, co to jest? - zapytałam słabo na widok dziecięcych zabawek, ubrań, kołyski, zdjęć.
- To jest odpowiedź na twoje pytanie - odparł zachrypniętym głosem. Teraz już nie płakał, ale uśmiechał się czule.
- Ja chce stąd wyjść.
- Olivia, proszę. Zostań. Jeśli chcesz zrozumieć, to musisz tutaj zostać i mnie wysłuchać.
Zaprowadził mnie do pierwszej komody na której stały ramki ze zdjęciami. Spoglądała na mnie śliczna blondynka oraz dwójka małych dzieci w wieku może trzech lat. Dwie dziewczynki były identyczne więc domyśliłam się, że to bliźniaki. Na dalszych był Grzesiek z dziećmi, Grzesiek z tą kobietą, same dzieci. Serce mi zamarło na widok zdjęcia na którym stoją objęci i czule patrzą sobie w oczy. Dalej oglądałam to wszystko z większym bólem serca. A czułam, że to dopiero początek.
- To było pięć lat temu - zaczął cicho patrząc mi w oczy. Odwróciłam szybko wzrok, ale on złapał mnie za brodę więc musowo spojrzałam w jego czekoladowe oczy. - To było pięć lat temu. Normalny dzień: śniadanie z rodziną, trening, po treningu wybraliśmy się na spacer. Ten sam park co zawsze, znajome już twarze. Rozłożyliśmy koce i spędzaliśmy rodzinnie czas. Potem, zadzwonił trener że jest jakieś zebranie w hali i muszę być. Pożegnałem się z córkami i żoną po czym ruszyłem w stronę hali. Miałem blisko więc szedłem na piechotę. Uśmiechnięty wszedłem do pomieszczenia i udałem się na sale. Wszyscy już tam byli oprócz Krzyśka oczywiście. Wpadł zmęczony informując nas, że była jakaś strzelanina, wszędzie karetki, policja. Nie przejmowałem się tym, bo co to mnie obchodziło. Wtedy tak pomyślałam. Po zebraniu, w którym trenerzy przekazali nam szczegóły wyjazdu na sobotni mecz, nie odbyło się bez żartów i przekomarzań, wyszliśmy uśmiechnięci na zewnątrz. Zebranie trwało prawie dwie godziny więc skierowałem się od razu do domu bo wiedziałam, że o tej porze Kinga nie będzie siedzieć z dziewczynkami w parku. Trochę się zdziwiłem gdy wszedłem i zobaczyłem, że jednak ich nie ma. Usiadłem w salonie i włączyłem telewizor. Stamtąd dowiedziałam się że w tej strzelaninie zginęło piętnaście osób. Piętnaście niewinnych osób w tym - zamilkł nagle.
- O boże - zakryłam usta dłonią i spojrzałam na swojego chłopaka. - Grzesiek - rozpłakałam się i przytuliłam go z całych sił. Teraz oboje płakaliśmy w swoich objęciach.
- Gdybym wtedy nie poszedł na to spotkanie
"To też byś zginął" - pomyślałam.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? - zapytałam cicho. Nie z wyrzutem; po prostu chciałam wiedzieć.
- Bałem się. Dawno o tym z nikim nie rozmawiałem.
- Co było potem?
- Wpadłem w panikę, gdy zobaczyłem miejsce zbrodni. Dzwoniłem na komórkę Kingi, ale nikt nie odbierał. Pobiegłem do tego parku gdzie wciąż było sporo policji. Potem się jakoś potoczyło. Nie pamiętam za wiele z tamtego okresu. Wpadłem w depresje, ale chłopaki pomogli mi z niej wyjść. Powoli wracałam do normalnego życia. Ten pokój nie pozwala mi o nich zapomnieć. Nie umiem się go pozbyć - dodał cicho. Wstałam i wyciągnęłam do niego rękę; wstał i objęci wyszliśmy z pomieszczenia. Kosa zamknął drzwi na klucz i zeszliśmy na dół.
- Jeśli zechcesz odjeść bo ukrywałem to przed tobą to zrozumiem. Ale wiedz, że kocham ciebie. I przepraszam.
Dotknął miejsca na moim policzku po którym właśnie spływała łza.
- Nigdzie się nie wybieram. Na pewno nie teraz.
Złożyłam pocałunek na jego wargach. Byłam szczęśliwa z nim. A tę historię musiałam po prostu przetrawić.
Długo oboje nie mogliśmy usnąć. Grzesiek opowiadał mi jeszcze historię jak się poznali, jak bardzo brakuje mu swoich dzieci. Cholernie mu współczułam, ale też podziwiałam za to, że jest teraz taki silny. Pokochałam go jeszcze bardziej.
- A wam co? - wpadł do naszego domu roześmiany Igła następnego dnia przed treningiem. Spojrzałam na niego smutno, to samo zresztą też zrobił Kosa.
- Aha, to chyba wpadłem nie w porę - zaczął się wycofywać z kuchni.
- Zostań - podparł Kosa - powiedziałem Olivii.
- I jak? - zapytał cicho.
- Muszę to przetrawić - odpowiedziałam patrząc w okno. Krzysiek po prostu podszedł do mnie i przytulił.
Przez następne dni stopniowo wracał nam dawny humor i uśmiech.
- Kosa, jak cię zaraz sypnę mąką to te twoje łapki od razu przestaną mnie rozpraszać.
- Ale ja nic nie robię. Wiesz, że to przez przypadek - zaśmiał się. Staliśmy w kuchni i szykowaliśmy obiad dla szerszego grona. Dziwne? Wcale.
- Przez przypadek to oni nic nie będą jeść.
- Jak wyjdą - zamruczał - to ci coś pokaże.
- Grzesiek! Teraz będę myśleć o tym cały czas! I nie śmiej się! - krzyknęłam gdy wyszedł żeby odebrać telefon.
- Olivia to do ciebie - miał dość dziwną minę.
- Tak? - spytałam gdy przyłożył mi słuchawkę do ucha.
- Olivia, kiedy do nas przyjedziesz?
- Tata! - krzyknęłam radośnie. Zapewne Kosa nie rozumiał nic z tego dziwnego języka. A przecież tak często do niego mówiłam po szwedzku. No dobra, tylko jak chciałam żeby czegoś nie zrozumiał. Ale to zawsze coś!
- W listopadzie muszę odwiedzić redakcję to może wtedy? A jak mama?
- Mama mówi, że bez chłopaka masz nie przyjeżdżać. - zaczęłam się śmiać przez co o mało telefon nie wpadł do jajek.
- To będzie ciężkie. Tato zadzwonię później bo teraz robimy obiad. Odezwę się wieczorem.
- Okej. Pozdrów tego Gwesia.
- Grześka tato - słyszałam w oddali jak mama się śmieje.
- Mamy zaproszenie do moich rodziców - poinformowałam Kose.
- Rodzice. Zapomniałem o tym.
- Pomartwimy się o to później. Teraz lepiej mi pomóż a nie.
- Tak jest pani. Tylko założę fartuch - zaśmiałam się i zaczęłam kroić pomidory.
Śpiewając i szykując dania całkowicie zapomnieliśmy o bożym świecie. Gdy wstawiałam pieczeń i spojrzałam na zegarek krzyknęłam z przerażenia.
- Oparzyłaś się? - dobiegł szybko Kosa.
- Nie. Za 15 minut tutaj będą. O matko.
- Wyrobimy się. A oni pewnie się trochę spóźnią.
Pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy do łazienki. Żeby nie marnować czasu to szykowaliśmy się wspólnie. Ja brałam prysznic, Kosa się golił; ja się malowałam, Kosa brał prysznic. Idealnie gdy skończyłam zakładać buty, zadzwonił dzwonek. Z uśmiechem na twarzy poszłam otworzyć, a Kosa jak zwykle się jeszcze szykował.
- Gospodarz w łazience, witam was znowu ja - przytuliłam Igłę i Iwonę.
- Nowa tradycja! - klasnął w dłonie Krzysio. Spojrzałam na niego zdziwiona. - No goście przychodzą a ten siedzi w kiblu.
- Krzysiek - palnęłam się w czoło, a Iwona zrobiła facepalma. Zaprosiłam ich do jadalni, po czym wróciłam do kuchni sprawdzić jak jedzenie. Gdy wróciłam z powrotem, dotarło więcej osób. Dzisiaj miałam bliżej poznać partnerki Pita i Zibiego. Z racji tego, że tylko ich znałam z Repry, to oni pierwsi poszli na ogień.
- Zbyszek dużo mi o tobie opowiadał - zaskoczona aż podskoczyłam gdy wstawiałam wodę na kawę.
- Już się boje co takiego ci mówił.
- No wiesz, jak się poznaliście i takie tam. Nie wiedziałam, że można być aż tak zwariowanym - zaśmiała się blondynka.
- Oni są gorsi, uwierz.
- Wiem wiem. Daj, pomogę ci - przejęła ode mnie półmisek z ryżem i wróciłyśmy do jadalni.
- A pamiętacie jak szli na pierwszą randkę z Kosą? - zaczął Igła.
- Albo jak się zgubiłaś na mieście.
- Dobra, i tak najlepsze było jak nie wiedziałam gdzie jest hotel, a wystarczyło się tylko odwrócić. Pan z taksówki miał niezły ubaw.
Wspomnienia leciały chyba do drugiej w nocy. Nie żebym ich wyganiała czy coś, ale już chciało mi się spać. Dziewczyny okazały się normalnymi babkami, zresztą fajnie się z nimi gadało.
- Jestem padnięta - powiedziałam opierając się o blat gdy z Grzesiem wstawiliśmy naczynia do zmywarki. Nagle świat zawirował i znalazłam się w jego ramionach.
- Kochany jesteś - pocałowałam go w policzek na którym zaczął kiełkować już zarost.
- Wiem, ale jeszcze nie zasypiaj bo chce ci coś pokazać.
- Nowe bokserki? - zaśmiałam się.
- Nie nie. Pojedziemy gdzieś.
- Grzesio, ja marzę tylko o łóżku, kołdrze i twoich ramionach.
- Spodoba ci się. Weź tylko jakiś ręcznik i strój kąpielowy.
- Idziemy na basen? O tej porze?
- Nie głuptasie - pocałował mnie w czoło i postawił na ziemie. Co on kurde kombinuje? Spakowałam do torby ręczniki i ten nieszczęsny strój kąpielowy. Zapakowaliśmy się do jego auta i ruszyliśmy.
- Las? Wieziesz mnie do lasu? - zapytałam zdziwiona gdy wjeżdżaliśmy między drzewa.
- Nie nie. Możesz się przebrać już w strój. Spokojnie nie patrzę.
- O to akurat się nie boje.
Zaczęłam zdejmować ubrania, co w samochodzie nie było takie łatwe. Zmieniłam bieliznę na strój i ponownie ubrałam się we wcześniejsze ciuchy. Przecież nie wyjdę w zimną noc w samym staniku i majtkach. Wyjechaliśmy z lasu i..
- Jezu, Kosa. Gdzie my jesteśmy?
- To jest miejsce gdzie o tej porze nie ma wstępu, ale my się wkradniemy. Woda nadal jest ciepła.
Przeszliśmy przez niskie ogrodzenie i znaleźliśmy się koło małego jeziorka. Wokół rosły kwiaty, było też patio do którego się zbliżaliśmy. A wszystko to oświetlał księżyc i małe lampki słoneczne.
- Woda jest czysta?
- Tak. - odpowiedział tylko i zaczął się rozbierać. Jezu, przecież na dworze było prawie lodowato. Patrzyłam się niego jak na wariata. - No dawaj, jak wejdziesz do wody to zrobi ci się cieplej - zachęcił. Szybko zdjęłam ubrania i postawiłam ostrożnie nogę w wodzie która była rzeczywiście ciepła!
- Ale jak?
- Na dole są podgrzewane czujniki. To one sprawiają że woda na okrągło jest ciepła. Nie wpuszczają tutaj nikogo oficjalnie bo kiedyś utopił się jakiś chłopczyk. Ale ja tutaj zanim ciebie poznałem przychodziłem dość często. Odprężyć się i odpocząć od miasta.
Gdy już weszłam całkiem, to popłynęłam na środek sprawdzić głębokość, ale nie dało rady. Zanurzyłam się w wodzie i zaczęłam szukać kosokowych nóg.
- Olivia? - usłyszałam jego krzyk. Idealnie w tym momencie złapałam go za gumkę od bokserek, a ten pisnął jeszcze głośniej.
Zaczęłam się śmiać widząc jego minę.
- Nigdy więcej tak mnie nie strasz. Przez ciebie na zawał zejdę.
- Ale nadal mnie kochasz prawda?
- Kocham, szaleńczo kocham.
- Panie Kosok, w wodzie? - wyszeptałam gdy stopniowo zaczął swoimi ustami schodzić w dół.
- Czemu nie. Warto spróbować wszystkiego.
Woda potęgowała nasze doznania; było jakoś inaczej, ale tak samo przyjemnie.
- Musimy tu częściej przyjeżdżać - stwierdziłam po wszystkim gdy pakowaliśmy się już do auta.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - pocałował mnie w nos i ruszyliśmy do domu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, rozdział miał być jutro/pojutrze/za kilka dni (niepotrzebne skreślić) ale teraz to już przesadzili. NO JAK TO KURWA IGŁA WYWALONY ZA PIJAŃSTWO!!? chyba ich do reszty pogięło. Alee dzięki akcji na TT #ParodiaOnetu się uśmiałam czytając że Kosa ma plantacje koki, a np tekst :"matka wie, że ćpiesz" miał w sobie jakieś podstawy :D dzięki #VolleyFamily za to :) a tak poza tym to jak u was? jak wakacje?
- To jest odpowiedź na twoje pytanie - odparł zachrypniętym głosem. Teraz już nie płakał, ale uśmiechał się czule.
- Ja chce stąd wyjść.
- Olivia, proszę. Zostań. Jeśli chcesz zrozumieć, to musisz tutaj zostać i mnie wysłuchać.
Zaprowadził mnie do pierwszej komody na której stały ramki ze zdjęciami. Spoglądała na mnie śliczna blondynka oraz dwójka małych dzieci w wieku może trzech lat. Dwie dziewczynki były identyczne więc domyśliłam się, że to bliźniaki. Na dalszych był Grzesiek z dziećmi, Grzesiek z tą kobietą, same dzieci. Serce mi zamarło na widok zdjęcia na którym stoją objęci i czule patrzą sobie w oczy. Dalej oglądałam to wszystko z większym bólem serca. A czułam, że to dopiero początek.
- To było pięć lat temu - zaczął cicho patrząc mi w oczy. Odwróciłam szybko wzrok, ale on złapał mnie za brodę więc musowo spojrzałam w jego czekoladowe oczy. - To było pięć lat temu. Normalny dzień: śniadanie z rodziną, trening, po treningu wybraliśmy się na spacer. Ten sam park co zawsze, znajome już twarze. Rozłożyliśmy koce i spędzaliśmy rodzinnie czas. Potem, zadzwonił trener że jest jakieś zebranie w hali i muszę być. Pożegnałem się z córkami i żoną po czym ruszyłem w stronę hali. Miałem blisko więc szedłem na piechotę. Uśmiechnięty wszedłem do pomieszczenia i udałem się na sale. Wszyscy już tam byli oprócz Krzyśka oczywiście. Wpadł zmęczony informując nas, że była jakaś strzelanina, wszędzie karetki, policja. Nie przejmowałem się tym, bo co to mnie obchodziło. Wtedy tak pomyślałam. Po zebraniu, w którym trenerzy przekazali nam szczegóły wyjazdu na sobotni mecz, nie odbyło się bez żartów i przekomarzań, wyszliśmy uśmiechnięci na zewnątrz. Zebranie trwało prawie dwie godziny więc skierowałem się od razu do domu bo wiedziałam, że o tej porze Kinga nie będzie siedzieć z dziewczynkami w parku. Trochę się zdziwiłem gdy wszedłem i zobaczyłem, że jednak ich nie ma. Usiadłem w salonie i włączyłem telewizor. Stamtąd dowiedziałam się że w tej strzelaninie zginęło piętnaście osób. Piętnaście niewinnych osób w tym - zamilkł nagle.
- O boże - zakryłam usta dłonią i spojrzałam na swojego chłopaka. - Grzesiek - rozpłakałam się i przytuliłam go z całych sił. Teraz oboje płakaliśmy w swoich objęciach.
- Gdybym wtedy nie poszedł na to spotkanie
"To też byś zginął" - pomyślałam.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? - zapytałam cicho. Nie z wyrzutem; po prostu chciałam wiedzieć.
- Bałem się. Dawno o tym z nikim nie rozmawiałem.
- Co było potem?
- Wpadłem w panikę, gdy zobaczyłem miejsce zbrodni. Dzwoniłem na komórkę Kingi, ale nikt nie odbierał. Pobiegłem do tego parku gdzie wciąż było sporo policji. Potem się jakoś potoczyło. Nie pamiętam za wiele z tamtego okresu. Wpadłem w depresje, ale chłopaki pomogli mi z niej wyjść. Powoli wracałam do normalnego życia. Ten pokój nie pozwala mi o nich zapomnieć. Nie umiem się go pozbyć - dodał cicho. Wstałam i wyciągnęłam do niego rękę; wstał i objęci wyszliśmy z pomieszczenia. Kosa zamknął drzwi na klucz i zeszliśmy na dół.
- Jeśli zechcesz odjeść bo ukrywałem to przed tobą to zrozumiem. Ale wiedz, że kocham ciebie. I przepraszam.
Dotknął miejsca na moim policzku po którym właśnie spływała łza.
- Nigdzie się nie wybieram. Na pewno nie teraz.
Złożyłam pocałunek na jego wargach. Byłam szczęśliwa z nim. A tę historię musiałam po prostu przetrawić.
Długo oboje nie mogliśmy usnąć. Grzesiek opowiadał mi jeszcze historię jak się poznali, jak bardzo brakuje mu swoich dzieci. Cholernie mu współczułam, ale też podziwiałam za to, że jest teraz taki silny. Pokochałam go jeszcze bardziej.
- A wam co? - wpadł do naszego domu roześmiany Igła następnego dnia przed treningiem. Spojrzałam na niego smutno, to samo zresztą też zrobił Kosa.
- Aha, to chyba wpadłem nie w porę - zaczął się wycofywać z kuchni.
- Zostań - podparł Kosa - powiedziałem Olivii.
- I jak? - zapytał cicho.
- Muszę to przetrawić - odpowiedziałam patrząc w okno. Krzysiek po prostu podszedł do mnie i przytulił.
Przez następne dni stopniowo wracał nam dawny humor i uśmiech.
- Kosa, jak cię zaraz sypnę mąką to te twoje łapki od razu przestaną mnie rozpraszać.
- Ale ja nic nie robię. Wiesz, że to przez przypadek - zaśmiał się. Staliśmy w kuchni i szykowaliśmy obiad dla szerszego grona. Dziwne? Wcale.
- Przez przypadek to oni nic nie będą jeść.
- Jak wyjdą - zamruczał - to ci coś pokaże.
- Grzesiek! Teraz będę myśleć o tym cały czas! I nie śmiej się! - krzyknęłam gdy wyszedł żeby odebrać telefon.
- Olivia to do ciebie - miał dość dziwną minę.
- Tak? - spytałam gdy przyłożył mi słuchawkę do ucha.
- Olivia, kiedy do nas przyjedziesz?
- Tata! - krzyknęłam radośnie. Zapewne Kosa nie rozumiał nic z tego dziwnego języka. A przecież tak często do niego mówiłam po szwedzku. No dobra, tylko jak chciałam żeby czegoś nie zrozumiał. Ale to zawsze coś!
- W listopadzie muszę odwiedzić redakcję to może wtedy? A jak mama?
- Mama mówi, że bez chłopaka masz nie przyjeżdżać. - zaczęłam się śmiać przez co o mało telefon nie wpadł do jajek.
- To będzie ciężkie. Tato zadzwonię później bo teraz robimy obiad. Odezwę się wieczorem.
- Okej. Pozdrów tego Gwesia.
- Grześka tato - słyszałam w oddali jak mama się śmieje.
- Mamy zaproszenie do moich rodziców - poinformowałam Kose.
- Rodzice. Zapomniałem o tym.
- Pomartwimy się o to później. Teraz lepiej mi pomóż a nie.
- Tak jest pani. Tylko założę fartuch - zaśmiałam się i zaczęłam kroić pomidory.
Śpiewając i szykując dania całkowicie zapomnieliśmy o bożym świecie. Gdy wstawiałam pieczeń i spojrzałam na zegarek krzyknęłam z przerażenia.
- Oparzyłaś się? - dobiegł szybko Kosa.
- Nie. Za 15 minut tutaj będą. O matko.
- Wyrobimy się. A oni pewnie się trochę spóźnią.
Pociągnął mnie za rękę i pobiegliśmy do łazienki. Żeby nie marnować czasu to szykowaliśmy się wspólnie. Ja brałam prysznic, Kosa się golił; ja się malowałam, Kosa brał prysznic. Idealnie gdy skończyłam zakładać buty, zadzwonił dzwonek. Z uśmiechem na twarzy poszłam otworzyć, a Kosa jak zwykle się jeszcze szykował.
- Gospodarz w łazience, witam was znowu ja - przytuliłam Igłę i Iwonę.
- Nowa tradycja! - klasnął w dłonie Krzysio. Spojrzałam na niego zdziwiona. - No goście przychodzą a ten siedzi w kiblu.
- Krzysiek - palnęłam się w czoło, a Iwona zrobiła facepalma. Zaprosiłam ich do jadalni, po czym wróciłam do kuchni sprawdzić jak jedzenie. Gdy wróciłam z powrotem, dotarło więcej osób. Dzisiaj miałam bliżej poznać partnerki Pita i Zibiego. Z racji tego, że tylko ich znałam z Repry, to oni pierwsi poszli na ogień.
- Zbyszek dużo mi o tobie opowiadał - zaskoczona aż podskoczyłam gdy wstawiałam wodę na kawę.
- Już się boje co takiego ci mówił.
- No wiesz, jak się poznaliście i takie tam. Nie wiedziałam, że można być aż tak zwariowanym - zaśmiała się blondynka.
- Oni są gorsi, uwierz.
- Wiem wiem. Daj, pomogę ci - przejęła ode mnie półmisek z ryżem i wróciłyśmy do jadalni.
- A pamiętacie jak szli na pierwszą randkę z Kosą? - zaczął Igła.
- Albo jak się zgubiłaś na mieście.
- Dobra, i tak najlepsze było jak nie wiedziałam gdzie jest hotel, a wystarczyło się tylko odwrócić. Pan z taksówki miał niezły ubaw.
Wspomnienia leciały chyba do drugiej w nocy. Nie żebym ich wyganiała czy coś, ale już chciało mi się spać. Dziewczyny okazały się normalnymi babkami, zresztą fajnie się z nimi gadało.
- Jestem padnięta - powiedziałam opierając się o blat gdy z Grzesiem wstawiliśmy naczynia do zmywarki. Nagle świat zawirował i znalazłam się w jego ramionach.
- Kochany jesteś - pocałowałam go w policzek na którym zaczął kiełkować już zarost.
- Wiem, ale jeszcze nie zasypiaj bo chce ci coś pokazać.
- Nowe bokserki? - zaśmiałam się.
- Nie nie. Pojedziemy gdzieś.
- Grzesio, ja marzę tylko o łóżku, kołdrze i twoich ramionach.
- Spodoba ci się. Weź tylko jakiś ręcznik i strój kąpielowy.
- Idziemy na basen? O tej porze?
- Nie głuptasie - pocałował mnie w czoło i postawił na ziemie. Co on kurde kombinuje? Spakowałam do torby ręczniki i ten nieszczęsny strój kąpielowy. Zapakowaliśmy się do jego auta i ruszyliśmy.
- Las? Wieziesz mnie do lasu? - zapytałam zdziwiona gdy wjeżdżaliśmy między drzewa.
- Nie nie. Możesz się przebrać już w strój. Spokojnie nie patrzę.
- O to akurat się nie boje.
Zaczęłam zdejmować ubrania, co w samochodzie nie było takie łatwe. Zmieniłam bieliznę na strój i ponownie ubrałam się we wcześniejsze ciuchy. Przecież nie wyjdę w zimną noc w samym staniku i majtkach. Wyjechaliśmy z lasu i..
- Jezu, Kosa. Gdzie my jesteśmy?
- To jest miejsce gdzie o tej porze nie ma wstępu, ale my się wkradniemy. Woda nadal jest ciepła.
Przeszliśmy przez niskie ogrodzenie i znaleźliśmy się koło małego jeziorka. Wokół rosły kwiaty, było też patio do którego się zbliżaliśmy. A wszystko to oświetlał księżyc i małe lampki słoneczne.
- Woda jest czysta?
- Tak. - odpowiedział tylko i zaczął się rozbierać. Jezu, przecież na dworze było prawie lodowato. Patrzyłam się niego jak na wariata. - No dawaj, jak wejdziesz do wody to zrobi ci się cieplej - zachęcił. Szybko zdjęłam ubrania i postawiłam ostrożnie nogę w wodzie która była rzeczywiście ciepła!
- Ale jak?
- Na dole są podgrzewane czujniki. To one sprawiają że woda na okrągło jest ciepła. Nie wpuszczają tutaj nikogo oficjalnie bo kiedyś utopił się jakiś chłopczyk. Ale ja tutaj zanim ciebie poznałem przychodziłem dość często. Odprężyć się i odpocząć od miasta.
Gdy już weszłam całkiem, to popłynęłam na środek sprawdzić głębokość, ale nie dało rady. Zanurzyłam się w wodzie i zaczęłam szukać kosokowych nóg.
- Olivia? - usłyszałam jego krzyk. Idealnie w tym momencie złapałam go za gumkę od bokserek, a ten pisnął jeszcze głośniej.
Zaczęłam się śmiać widząc jego minę.
- Nigdy więcej tak mnie nie strasz. Przez ciebie na zawał zejdę.
- Ale nadal mnie kochasz prawda?
- Kocham, szaleńczo kocham.
- Panie Kosok, w wodzie? - wyszeptałam gdy stopniowo zaczął swoimi ustami schodzić w dół.
- Czemu nie. Warto spróbować wszystkiego.
Woda potęgowała nasze doznania; było jakoś inaczej, ale tak samo przyjemnie.
- Musimy tu częściej przyjeżdżać - stwierdziłam po wszystkim gdy pakowaliśmy się już do auta.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - pocałował mnie w nos i ruszyliśmy do domu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, rozdział miał być jutro/pojutrze/za kilka dni (niepotrzebne skreślić) ale teraz to już przesadzili. NO JAK TO KURWA IGŁA WYWALONY ZA PIJAŃSTWO!!? chyba ich do reszty pogięło. Alee dzięki akcji na TT #ParodiaOnetu się uśmiałam czytając że Kosa ma plantacje koki, a np tekst :"matka wie, że ćpiesz" miał w sobie jakieś podstawy :D dzięki #VolleyFamily za to :) a tak poza tym to jak u was? jak wakacje?
wtorek, 30 lipca 2013
POMÓŻMY
Od pewnego czasu na Facebooku krąży akcja dla domów dziecka. Mały lajk, udostępnienie nic was nie kosztuje, a tym małym dzieciom cholernie pomaga. Tak więc proszę was abyście polubili tę stronę https://www.facebook.com/Kolorujemy a potem podali dalej swoim znajomym :)
Dziękuje i pozdrawiam Carmen :*
Dziękuje i pozdrawiam Carmen :*
poniedziałek, 29 lipca 2013
ROZDZIAŁ 13
Otwieram powoli oczy, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Kosa, bokserki, PANTERKA? Zaczynam się śmiać jak szalona budząc przy tym Grzesia.
- Cześć - odpowiada mi z szerokim uśmiechem. Gładzę delikatnie jego policzek wkładając w ten gest jak najwięcej czułości. Uświadamiam sobie, że jesteśmy sami, wolni od tamtych drzew. Wspinam się powoli na kosokowy tors by po chwili móc obsypywać go pocałunkami.
- Kocham cie Grzegorz - mówię całkowicie poważnie patrząc w jego czekoladowe oczy, które w tym momencie rozszerzają się ze zdziwienia by po chwili zapłonąć dla mnie miłością. Dla mnie i tylko dla mnie.
- Jesteś dla mnie całym światem - mówi czułym tonem i zaczyna mnie całować.
- Grzesiek, spóźnisz się na trening no - upominam go gdy stoimy w łazience przy umywalce, a on zaczyna całować mój kark. Niechętnie odsuwa się ode mnie i wychodzi z łazienki żeby się ubrać. Z uśmiechem na twarzy wychodzę i kieruje się do kuchni, żeby zrobić jakieś śniadanie dla nas. Na pierwszy ogień idzie przygotowanie kawy, a potem jajecznicy.
- Co będziesz dzisiaj robić? - pyta Kosa gdy wylewam jajka na patelnię. Obejmuje mnie od tyłu i całuje w mokre jeszcze włosy.
- Pochodzę trochę po Rzeszowie, zadzwonię do rodziców, zadzwonię do redaktora ze Szwecji i na studia. Może uda mi się przenieść je tutaj.
- A jak nie?
- Jak nie, to złoże papiery na semestr zimowy.
- Wiesz, że nie musisz pracować. Wystarczy nam pieniędzy.
- Grzesiu, ja to wiem. Ale pomyśl, ile wytrzymam w domu siedząc na dupie, nic nie robiąc i obrastając w tłuszcz?
- No racja - zaśmiał się i mocniej mnie przytulił. - Pięknie pachnie.
- To tylko jajka.
- Mówiłem o tobie - wymruczał mi wprost do ucha. Przez moje ciało przebiegł dreszcz rozkoszy.
- Kosa! - usłyszeliśmy krzyk z przedpokoju. I koniec samotności. Grzesiek westchnął i ruszył do gościa.
- No siemasz mała - wpadł po chwili ze Zbyszkiem. - Co tam pichcisz?
- I tak się nie załapiesz - uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie puszczają oczko Grzesiowi. Zibi zrobił smutną minę.
- No dobra, jak ładnie poprosisz to może coś się znajdzie.
- Jadłem już. Ale kawą nie pogardzę.
Żeby nie robić ani mi ani Grześkowi kłopotów, Bartman sam się obsłużył. Tym razem to ja westchnęłam zrezygnowana.
- Chyba jednak trzeba będzie zmienić te zamki. - mruknęłam do Kosy.
- O tym samym pomyślałem.
- Siema. Widzę że dzisiaj jemy śniadanko u Kosoków - jezu, oni nawet nie pukali. Co to Afryka?
- Krzysiu Krzysiu chcesz kawy?
- A poproszę. Jest mleko? - zadając to pytanie w sumie zrozumiałam, że było one tylko retoryczne. Pan Krzysztof Ignaczak bowiem otworzył sobie już lodówkę i wyjmował wspomniany napój.
- Podasz mi cukier? - spytał Zibi.
- Proszę.
Usłyszałam pukanie do drzwi i spojrzałam zdziwiona na Grześka. Wzruszył ramionami i poszedł do drzwi.
- Nie przeszkadzamy? - wszedł Dziku z Pitem.
- Ni
- O kawa. - przerwał mi Pit i rzucił się na ekspres.
- A ty nie powinieneś być już w Jastrzębiu? - zapytałam zdziwiona. Wyjęłam talerze i zaczęłam nakładać jajecznice na nie. Mieli szczęście, że Kosa miał zapas jajek.
- Wpadłem się pożegnać i przy okazji oddać Kosie płytę.
Jeden dobroduszny Dzik, kulturalny chłopak do granic możliwości. Przez kolejne pięć minut jedliśmy w ciszy.
- Chyba codziennie będę wpadać do was na śniadanie - odparł rozanielony Zibi.
- Wybij to sobie z głowy - powiedzieliśmy jednocześnie z Grześkiem.
- Dobra, chłopaki zbieramy się bo trener nas zabije. - spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że mają tylko 15 minut żeby dotrzeć na hale. Co było niemożliwe.
- Kowal i tak ich zabije. - zaśmiał się Dzik. Posiedział jeszcze chwilę ze mną po czym musiał się już zbierać.
- Jedziesz przez miasto?
- Tak. Chcesz jechać ze mną?
Przytaknęłam i ruszyliśmy do auta.
- Olivia? - usłyszałam głos Grześka. Siedziałam w salonie i robiłam tłumaczenie, które redaktor mi dzisiaj wysłał.
- Chcesz coś do jedzenia? - spytałam podnosząc wzrok na Grześka.
- Później coś zrobimy. Co robisz?
- Tłumaczenie. Nie przyjęli mnie na studia tutaj. Ale za to redaktor zwiększył mi pensje - uśmiechnęłam się do niego znad komputera. Kosa usadowił się na kanapie w moich nogach. Odstawiłam komputer i położyłam głowę na jego kolanach.
- Jak było na treningu?
- Kowal dał nam lekcje za to, że się spóźniliśmy - zaśmiał się.
Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w ciszę.
- Grzesiek, coś mi nie pasuje - zmarszczyłam czoło. Dziwnie się jakoś czułam.
- Co masz na myśli? - zapytał zaniepokojony.
- Ta cisza. Ona jakaś dziwna jest - zaczął się śmiać.
- Masz rację. Cisza przed burzą.
I wykrakaliśmy.
- Jezu, nie. Tylko nie to.
- Co robicie? - najgorszy z najgorszych. IGŁA.
- Odpoczywamy.
- No to koniec leniuchowania. Zabieramy was na piknik.
- Że co? - aż usiadłam z wrażenia.
- No piknik. Rozkłada się koce, wystawia kosze z jedzeniem.
- Wiem co to jest. Ale czemu akurat nas?
- Och wszyscy idą to i was nie mogło zabraknąć. No zbierać się. Szybko szybko.
Nie mieliśmy wyjścia. Przebrałam się tylko i wychodząc z domu złapałam Kose pod rękę. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy za Krzyśkiem.
- Nie przeszkadzało ci to wcześniej? - zaczęłam rozmowę.
- Wiesz, w sumie nie. Oni mi pomogli.
- Pomogli w czym? - zapytałam zdziwiona. Z bólem odwrócił wzrok w drugą stronę. - Grzesiek?
- Po prostu mi pomogli. W życiu. Przyzwyczaiłem się, że wpadają bez zapowiedzi. Są dla mnie jak rodzina.
- Rozumiem.
Coś mi nie pasowało, ale wiedziałam że nie teraz czas na takie rozmowy. Dojechaliśmy nad jezioro gdzie pomimo późnej pory wciąż było sporo ludzi. Jak później spostrzegłam połowa to były Resoviacy z rodzinami. Kosa objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do reszty.
- Olivka, co jutro na śniadanie? - zawołał Zibi.
- To czego nie lubisz - odchrząknęłam, a reszta się zaśmiała. Bartman na szczęście też.
- Co tam słychać? - zapytała Iwona gdy usiadłam obok niej i przywitałam się z Sebastianem który trochę dziwnie się na mnie spojrzał. Znałam natychmiast powód. Moje nietypowe oczy i ubiór: różowa koszulka i żółte legginsy. Grzesiek niechętnie, ale przystał na ten zestaw.
- To u cioci normalne - pocieszył go Igła.
- Dzięki - puściłam buziaka do Krzysia.
- Jak już wszyscy są to możemy zaczynać bo burczy mi w brzuchu - powiedział z grymasem Pit. Ktoś włączył muzykę, ktoś rozdawał jedzenie i picie, a ja siedziałam z bananem na japie i obserwowałam tych wszystkich ludzi. Do radości chłopaków z repry już się przyzwyczaiłam, ale nie myślałam że w Rzeszowie będzie tak samo.
- Nad czym myślisz? - usłyszałam głos Grześka.
- Wiesz, cieszę się że stanąłeś na mojej drodze i że teraz tutaj jestem.
- A ja się cieszę, że przyjęłaś moje zaloty - zaśmiał się. Pocałowałam go w policzek i wtuliłam w klatkę piersiową.
- Mogę cię o coś spytać? - zapytałam następnego dnia rano przy śniadaniu gdy robiłam kanapki a on skutecznie mi przeszkadzał.
- Wal śmiało.
- Po co ci taki duży dom? - poczułam jak jego ciało nagle się spina. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na niego. Co powiedziałam nie tak?
- Grzegorz?
Nic nie odpowiedział. Po prostu się odwrócił i wyszedł. - Grzegorz! - krzyknęłam, ale to nic nie dało. Wzięłam telefon z ławy i próbowałam się do niego dodzwonić, ale bez skutku. Igła na pewno będzie coś wiedzieć.
- Czy ktoś mi kurwa powie o co chodzi!? - krzyknęłam do słuchawki.
- Olivia, co się dzieje? - odezwał się zaniepokojony Krzysiek.
Wzięłam głęboki oddech i wytłumaczyłam spokojnie o co chodzi. Gdy wypowiedziałam ostatnie słowo, po drugiej stronie zapadła cisza.
- Jesteś?
- Przepraszam, ale ja nie mogę. Muszę kończyć.
Kurwa mać!
- Piotrek.
- Co tam Olivko się stało?
- Poratujesz starą koleżankę?
- Ile chcesz?
- Kurwa, nie mówię o kasie.
- To o co chodzi?
- Powiedz mi, po co Grześkowi tak duży dom? Spytałam się go o to, ale po prostu wyszedł z domu. Krzysiek też nie pisnął pary z ust.
- Yyy Olivia wiesz co, ja się śpieszę na trening. Paa.
- Piotrek? - odezwałam się do słuchawki, ale odpowiedziała mi tylko cisza. O co w tym wszystkim kurwa chodzi. Zaczęłam chodzić po pomieszczenia. W każdym z pokoi nie znalazłam czegoś co by mi pomogło przybliżyć reakcje Kosy. Natrafiłam na jedne drzwi, które była zamknięte na cztery spusty. Zaczęłam się bać. Szarpałam za klamkę, ale zamek ani drgnął; nawet próbowałam coś zadziałaś wsuwką ale też nic. Zrezygnowana wróciłam do kuchni i usadowiłam swoje cztery litery na kafelkach w kuchni i zaczęłam płakać. Jak dziecko.
Może zasnęłam, może miałam tylko sen, ale poczułam czyjąś ciepłą dłoń i spadające krople na moje ramię. W pomieszczeniu było ciemno. Spałam tutaj kilka godzin!?
- Grzegorz?
- Przepraszam. - o matko. Ona płakał. Mój Grzesiek płakał? Próbowałam spojrzeć na niego, ale po prostu nie dałam rady.
- Dzwoniłam do chłopaków, ale oni nie chcieli mi nic powiedzieć. Grzegorz, co się stało? Proszę, powiedz mi. Zapalił światło i zobaczyłam ten sam ból który miał wczoraj podczas jazdy. Złapał mnie za dłoń i zaprowadził do pokoju. Do tego zamkniętego pokoju. Otworzył drzwi, a ja miałam ochotę wyjść stamtąd i trwać w błogiej nie wiedzy.
------------------------------------------------------------------------------------------
czy to Afryka czy to Polska jest?
zrobiło się tajemniczo troszeczkę w życiu Kosy i Oliwki huehuehue. O co chodzi to się rozwiąże za kilka dni jak coś nowego naskrobie :)
Btw powiem wam że pół godziny grania w plażówkę i człowiek jak nowonarodzony :3
- Cześć - odpowiada mi z szerokim uśmiechem. Gładzę delikatnie jego policzek wkładając w ten gest jak najwięcej czułości. Uświadamiam sobie, że jesteśmy sami, wolni od tamtych drzew. Wspinam się powoli na kosokowy tors by po chwili móc obsypywać go pocałunkami.
- Kocham cie Grzegorz - mówię całkowicie poważnie patrząc w jego czekoladowe oczy, które w tym momencie rozszerzają się ze zdziwienia by po chwili zapłonąć dla mnie miłością. Dla mnie i tylko dla mnie.
- Jesteś dla mnie całym światem - mówi czułym tonem i zaczyna mnie całować.
- Grzesiek, spóźnisz się na trening no - upominam go gdy stoimy w łazience przy umywalce, a on zaczyna całować mój kark. Niechętnie odsuwa się ode mnie i wychodzi z łazienki żeby się ubrać. Z uśmiechem na twarzy wychodzę i kieruje się do kuchni, żeby zrobić jakieś śniadanie dla nas. Na pierwszy ogień idzie przygotowanie kawy, a potem jajecznicy.
- Co będziesz dzisiaj robić? - pyta Kosa gdy wylewam jajka na patelnię. Obejmuje mnie od tyłu i całuje w mokre jeszcze włosy.
- Pochodzę trochę po Rzeszowie, zadzwonię do rodziców, zadzwonię do redaktora ze Szwecji i na studia. Może uda mi się przenieść je tutaj.
- A jak nie?
- Jak nie, to złoże papiery na semestr zimowy.
- Wiesz, że nie musisz pracować. Wystarczy nam pieniędzy.
- Grzesiu, ja to wiem. Ale pomyśl, ile wytrzymam w domu siedząc na dupie, nic nie robiąc i obrastając w tłuszcz?
- No racja - zaśmiał się i mocniej mnie przytulił. - Pięknie pachnie.
- To tylko jajka.
- Mówiłem o tobie - wymruczał mi wprost do ucha. Przez moje ciało przebiegł dreszcz rozkoszy.
- Kosa! - usłyszeliśmy krzyk z przedpokoju. I koniec samotności. Grzesiek westchnął i ruszył do gościa.
- No siemasz mała - wpadł po chwili ze Zbyszkiem. - Co tam pichcisz?
- I tak się nie załapiesz - uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie puszczają oczko Grzesiowi. Zibi zrobił smutną minę.
- No dobra, jak ładnie poprosisz to może coś się znajdzie.
- Jadłem już. Ale kawą nie pogardzę.
Żeby nie robić ani mi ani Grześkowi kłopotów, Bartman sam się obsłużył. Tym razem to ja westchnęłam zrezygnowana.
- Chyba jednak trzeba będzie zmienić te zamki. - mruknęłam do Kosy.
- O tym samym pomyślałem.
- Siema. Widzę że dzisiaj jemy śniadanko u Kosoków - jezu, oni nawet nie pukali. Co to Afryka?
- Krzysiu Krzysiu chcesz kawy?
- A poproszę. Jest mleko? - zadając to pytanie w sumie zrozumiałam, że było one tylko retoryczne. Pan Krzysztof Ignaczak bowiem otworzył sobie już lodówkę i wyjmował wspomniany napój.
- Podasz mi cukier? - spytał Zibi.
- Proszę.
Usłyszałam pukanie do drzwi i spojrzałam zdziwiona na Grześka. Wzruszył ramionami i poszedł do drzwi.
- Nie przeszkadzamy? - wszedł Dziku z Pitem.
- Ni
- O kawa. - przerwał mi Pit i rzucił się na ekspres.
- A ty nie powinieneś być już w Jastrzębiu? - zapytałam zdziwiona. Wyjęłam talerze i zaczęłam nakładać jajecznice na nie. Mieli szczęście, że Kosa miał zapas jajek.
- Wpadłem się pożegnać i przy okazji oddać Kosie płytę.
Jeden dobroduszny Dzik, kulturalny chłopak do granic możliwości. Przez kolejne pięć minut jedliśmy w ciszy.
- Chyba codziennie będę wpadać do was na śniadanie - odparł rozanielony Zibi.
- Wybij to sobie z głowy - powiedzieliśmy jednocześnie z Grześkiem.
- Dobra, chłopaki zbieramy się bo trener nas zabije. - spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że mają tylko 15 minut żeby dotrzeć na hale. Co było niemożliwe.
- Kowal i tak ich zabije. - zaśmiał się Dzik. Posiedział jeszcze chwilę ze mną po czym musiał się już zbierać.
- Jedziesz przez miasto?
- Tak. Chcesz jechać ze mną?
Przytaknęłam i ruszyliśmy do auta.
- Olivia? - usłyszałam głos Grześka. Siedziałam w salonie i robiłam tłumaczenie, które redaktor mi dzisiaj wysłał.
- Chcesz coś do jedzenia? - spytałam podnosząc wzrok na Grześka.
- Później coś zrobimy. Co robisz?
- Tłumaczenie. Nie przyjęli mnie na studia tutaj. Ale za to redaktor zwiększył mi pensje - uśmiechnęłam się do niego znad komputera. Kosa usadowił się na kanapie w moich nogach. Odstawiłam komputer i położyłam głowę na jego kolanach.
- Jak było na treningu?
- Kowal dał nam lekcje za to, że się spóźniliśmy - zaśmiał się.
Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w ciszę.
- Grzesiek, coś mi nie pasuje - zmarszczyłam czoło. Dziwnie się jakoś czułam.
- Co masz na myśli? - zapytał zaniepokojony.
- Ta cisza. Ona jakaś dziwna jest - zaczął się śmiać.
- Masz rację. Cisza przed burzą.
I wykrakaliśmy.
- Jezu, nie. Tylko nie to.
- Co robicie? - najgorszy z najgorszych. IGŁA.
- Odpoczywamy.
- No to koniec leniuchowania. Zabieramy was na piknik.
- Że co? - aż usiadłam z wrażenia.
- No piknik. Rozkłada się koce, wystawia kosze z jedzeniem.
- Wiem co to jest. Ale czemu akurat nas?
- Och wszyscy idą to i was nie mogło zabraknąć. No zbierać się. Szybko szybko.
Nie mieliśmy wyjścia. Przebrałam się tylko i wychodząc z domu złapałam Kose pod rękę. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy za Krzyśkiem.
- Nie przeszkadzało ci to wcześniej? - zaczęłam rozmowę.
- Wiesz, w sumie nie. Oni mi pomogli.
- Pomogli w czym? - zapytałam zdziwiona. Z bólem odwrócił wzrok w drugą stronę. - Grzesiek?
- Po prostu mi pomogli. W życiu. Przyzwyczaiłem się, że wpadają bez zapowiedzi. Są dla mnie jak rodzina.
- Rozumiem.
Coś mi nie pasowało, ale wiedziałam że nie teraz czas na takie rozmowy. Dojechaliśmy nad jezioro gdzie pomimo późnej pory wciąż było sporo ludzi. Jak później spostrzegłam połowa to były Resoviacy z rodzinami. Kosa objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do reszty.
- Olivka, co jutro na śniadanie? - zawołał Zibi.
- To czego nie lubisz - odchrząknęłam, a reszta się zaśmiała. Bartman na szczęście też.
- Co tam słychać? - zapytała Iwona gdy usiadłam obok niej i przywitałam się z Sebastianem który trochę dziwnie się na mnie spojrzał. Znałam natychmiast powód. Moje nietypowe oczy i ubiór: różowa koszulka i żółte legginsy. Grzesiek niechętnie, ale przystał na ten zestaw.
- To u cioci normalne - pocieszył go Igła.
- Dzięki - puściłam buziaka do Krzysia.
- Jak już wszyscy są to możemy zaczynać bo burczy mi w brzuchu - powiedział z grymasem Pit. Ktoś włączył muzykę, ktoś rozdawał jedzenie i picie, a ja siedziałam z bananem na japie i obserwowałam tych wszystkich ludzi. Do radości chłopaków z repry już się przyzwyczaiłam, ale nie myślałam że w Rzeszowie będzie tak samo.
- Nad czym myślisz? - usłyszałam głos Grześka.
- Wiesz, cieszę się że stanąłeś na mojej drodze i że teraz tutaj jestem.
- A ja się cieszę, że przyjęłaś moje zaloty - zaśmiał się. Pocałowałam go w policzek i wtuliłam w klatkę piersiową.
- Mogę cię o coś spytać? - zapytałam następnego dnia rano przy śniadaniu gdy robiłam kanapki a on skutecznie mi przeszkadzał.
- Wal śmiało.
- Po co ci taki duży dom? - poczułam jak jego ciało nagle się spina. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na niego. Co powiedziałam nie tak?
- Grzegorz?
Nic nie odpowiedział. Po prostu się odwrócił i wyszedł. - Grzegorz! - krzyknęłam, ale to nic nie dało. Wzięłam telefon z ławy i próbowałam się do niego dodzwonić, ale bez skutku. Igła na pewno będzie coś wiedzieć.
- Czy ktoś mi kurwa powie o co chodzi!? - krzyknęłam do słuchawki.
- Olivia, co się dzieje? - odezwał się zaniepokojony Krzysiek.
Wzięłam głęboki oddech i wytłumaczyłam spokojnie o co chodzi. Gdy wypowiedziałam ostatnie słowo, po drugiej stronie zapadła cisza.
- Jesteś?
- Przepraszam, ale ja nie mogę. Muszę kończyć.
Kurwa mać!
- Piotrek.
- Co tam Olivko się stało?
- Poratujesz starą koleżankę?
- Ile chcesz?
- Kurwa, nie mówię o kasie.
- To o co chodzi?
- Powiedz mi, po co Grześkowi tak duży dom? Spytałam się go o to, ale po prostu wyszedł z domu. Krzysiek też nie pisnął pary z ust.
- Yyy Olivia wiesz co, ja się śpieszę na trening. Paa.
- Piotrek? - odezwałam się do słuchawki, ale odpowiedziała mi tylko cisza. O co w tym wszystkim kurwa chodzi. Zaczęłam chodzić po pomieszczenia. W każdym z pokoi nie znalazłam czegoś co by mi pomogło przybliżyć reakcje Kosy. Natrafiłam na jedne drzwi, które była zamknięte na cztery spusty. Zaczęłam się bać. Szarpałam za klamkę, ale zamek ani drgnął; nawet próbowałam coś zadziałaś wsuwką ale też nic. Zrezygnowana wróciłam do kuchni i usadowiłam swoje cztery litery na kafelkach w kuchni i zaczęłam płakać. Jak dziecko.
Może zasnęłam, może miałam tylko sen, ale poczułam czyjąś ciepłą dłoń i spadające krople na moje ramię. W pomieszczeniu było ciemno. Spałam tutaj kilka godzin!?
- Grzegorz?
- Przepraszam. - o matko. Ona płakał. Mój Grzesiek płakał? Próbowałam spojrzeć na niego, ale po prostu nie dałam rady.
- Dzwoniłam do chłopaków, ale oni nie chcieli mi nic powiedzieć. Grzegorz, co się stało? Proszę, powiedz mi. Zapalił światło i zobaczyłam ten sam ból który miał wczoraj podczas jazdy. Złapał mnie za dłoń i zaprowadził do pokoju. Do tego zamkniętego pokoju. Otworzył drzwi, a ja miałam ochotę wyjść stamtąd i trwać w błogiej nie wiedzy.
------------------------------------------------------------------------------------------
czy to Afryka czy to Polska jest?
zrobiło się tajemniczo troszeczkę w życiu Kosy i Oliwki huehuehue. O co chodzi to się rozwiąże za kilka dni jak coś nowego naskrobie :)
Btw powiem wam że pół godziny grania w plażówkę i człowiek jak nowonarodzony :3
poniedziałek, 22 lipca 2013
ROZDZIAŁ 12
Równiutko o 19 wszyscy wstawili się pod naszymi drzwiami. Niesiona dzwonkiem od drzwi pofrunęłam jak na skrzydłach do nich. Kosa robił ostatnie poprawki w łazience, więc to ja witałam gości.
- Nasza Olivka zamienia się w kobietę - poczułam uścisk Igły. No tak jakbym wcześniej nią nie była.
- Dajcie już spokój. Gospodarz zaraz przyjdzie, tylko wiecie dokończy swoją pielęgnacje.
- Teraz to ty jesteś gospodynią. Wierz mi albo nie, ale wolimy ciebie niż.. O Kosa, siema stary. Właśnie tak sobie gadaliśmy jakie to masz śliczne kwiatki - Winiar mistrz wychodzenia z trudnych sytuacji.
- Dobra, ja już cie znam. Nie ściemniaj, że cie moje kwiatki podniecają.
- Kosa, podobają a nie podniecają - palnął się w czoło Misiek.
- U mnie to prawie zawsze idzie w parze - wzruszył ramionami Grzesio.
- Będziemy tak tu stać? Zapraszam na taras - w sumie tylko ja stałam bo reszta panoszyła się po domu. Zupełnie jakby byli tutaj PIERWSZY raz i NIE WIEDZIELI co gdzie jest. Będąc w ich obecności coraz bardziej się przekonywałam, że to ja jednak jestem normalna.
- Dobrą macie kiełbasę - wszedł na taras Zibi z obgryzionym pętkiem wspomnianego wcześniej przysmaku.
- Okocim? Zbysiu, to od ciebie? - stanął obok niego Perła.
- Oni tak zawsze? - nie wiem jak Grzesiek, ale ja miałam juz dosyć. No ale skoro on nie reagował to ja tym bardziej.
- To u nich normalnie - poklepał mnie pocieszająco po nodze. Świetnie.
- Może jednak wyjdziemy na taras? Tam jest tego więcej.
Mogłam sobie mowić. Do ściany. Wszyscy byli zajęci czymś innym. Połowa szperała po szafkach w kuchni (wiedziałam po tym, że strasznie trzaskały drzwiczki i szelesciły papierki), inni rozmawiali w grupkach, a tylko ja biedna siedziałam i obserwowałam to wszystko załamana. No dobra, nie tylko ja bo Zator był w podobnej sytuacji. Chwila, Zator? Co on kurwa tutaj robi?
- Pawełku, a wy przypadkiem nie macie jutro meczu?
- No mamy mamy. Ale ja spadłem ze schodów i mnie noga w kolanie boli - na dowód jego słów skrzywił się lekko dotykając swojego kolana. Jutro mecz? To co tutaj robi Winiar.
- Misiek, a czemu ty nie siedzisz w Bełchatowie jak jutro grasz?
- No gram. Ale w Rzeszowie. Skra gra jutro w Rzeszowie - przetłumaczył jak krowie na rowie gdy zmarszczyłam czoło. Zaczęłam się dziko śmiać i wyszłam na taras. Co żeby nie pić samotnie gdy tamci panoszą się po domu, nalałam sobie dwa kieliszki wina i piłam raz z jednego raz z drugiego. Usłyszałam zbliżających się w końcu chłopaków i usiadłam na balustradzie. Obserwowałam jak sprawnie rozpalają grilla. Coś mi tutaj nie pasowało. Tylko Zator i Dzik trzymali w rękach piwa, a reszta...soczki. Jestem ciemna. Przecież grali mecz. Tez sobie Kosa termin balangi wybrał.
- Co jest gorsze, objeść sie kilka godzin przed meczem czy seks? - rozkminiałam stojąc w łazience i myjąc zęby.
- Seks. Zabiera więcej energii, a jedzenie szybciej schodzi.
- Nie ma to jak rozkmina o dwunastej w nocy - powiedziałam sama do siebie i wyszłam z pomieszczenia. Zmęczona rzuciłam się na łóżko i w moim mózgu nastała ciemność. Tak samo jak w pomieszczeniu bo Kosa właśnie zgasił światło.
- Mam sie ubrać normalnie czy tak żebyś sie mnie nie wstydził - ciężki los kobiety stojącej przed pełną szafą i nie wiedzącej co ubrać.
- Tak żeby większość kierowała swój wzrok na boisko niż na kolor twojej bluzki - zaśmiał sie Grzesio. Pomógł mi prawda? Jak cholera.
- No dobra.
Wyjęłam półśrodek, czyli miętową koszulkę, różowe pastelowe spodnie i te nieszczęsne czarne koturny.
- Masz - rzucił mi Kosa jakąś koszulke. Spojrzałam zdziwiona na niego.
- Nie masz reprezentacyjnej to teraz masz chociaż pasiaka - uśmiechnął się szeroko. Włożyłam tego pasiaka, oczywiście z jego nazwiskiem na tyle i przejrzałam się w lustrze. Koszulka oczywiście była za duża bo jak się domyśliłam, pochodziła od mojego Grzesia. Związałam ją na biodrach i teraz była idealna.
Z racji tego że nie znałam jeszcze Rzeszowa, to z Kosą jechałam na trening.
- Grzesiek, no co ty, tak za ręce? - no trochę się zdziwiłam, gdy złapał mnie za dłoń jak szliśmy parkingiem. W oddali słyszałam te piski, rozrywanie opakowania od żyletek. Nie no żart, sami byliśmy na parkingu.
- A niech wiedzą. Nie będę się wstydzić tego, że mam taką kolorową dziewczynę - oh Grzesiu, ja też cie kocham ale to później.
- Ja jestem za.
Nie ma nic piękniejszego niż pocałunek ukochanego. A nie sorry, jest. Budzić się rano i widzieć swojego lubego obok siebie.
- Olivka, zaprowadzę cie do dziewczyn, a potem będę musiał lecieć. Poradzisz sobie?
- Do dziewczyn? - przerażenie wkradło się w moje serce.
- No partnerki chłopaków.
- O mamusiu.
- Spokojnie, nic ci nie zrobią.
Nachylił się i sprawił że całkowicie się uspokoiłam. Przecież na ich mecze chodziłam sama. Olivka, czy ty się boisz? Nie no, wcale się nie boje czy mnie nie obrzucą pomidorami. Och daj spokój, co ci one mogą zrobić.
- Olivia? - zamachał mi dłonią przed twarzą.
- Tak tak.
- Ale co tak tak?
- Nie nic.
Oli uspokój się. To tylko kilka dziewczyn. Czułam jak ręce mi się pocą na widok tych pięknych dziewczyn. Tylko ja taka mała i nijaka.
- Kosa Kosa kto skradł twoje serduszko? - wszystkie jak jeden mąż spojrzały na nas.
- To jest Olivia. I proszę was, nie przestraszcie jej.
Dzięki Grzesiu.
- Chodź, nie bój się nas - uśmiechnęła się jedna z nich.
Kosa pocałował mnie w czoło i zostawił.
- Długo jesteście ze sobą? - trochę grubsza szatynka odezwała się do mnie.
- Trochę.
Co ją to obchodziło. Naszą rozmowę przerwało wchodzenie graczy na boisko i gromkie brawa kibiców. Zrzucenie ciuszków, rozgrzanie i grono mężczyzn kierowało się w naszą stronę. Szatynka okazała się dziewczyną PITA!?
- Dziewczyny już przestraszyły Olivie - zaśmiał się Zbysiu klepiąc mnie w ramie.
- Nie bardziej niż ty na początku.
- Czy w moim towarzystwie poczujesz sie lepiej? - Dziku skutecznie wyratował mnie z opresji.
- Jasne. Jak widzisz Kosa rzucił mnie na pożarcie rekinom. - wyszeptałam do mojego kompana. Ten zaczął się śmiać. Biedaczek aż musiał zdjąć okulary bo mu łzy pociekły.
- Nie rozumiem was. Okulary psują efekt.
- Uwierz, soczewki wcale nie są takie wygodne. A ja tam nikomu nie muszę się podobać.
- No jak chcesz.
- I jak się podobał mecz? - Winiar jako pierwszy dopadł barierki.
- Musze ogarnąć komu powinnam kibicować.
- Jak to komu. Nam oczywiście - dotarł Kosa.
- Chciałbyś. Mnie bardziej lubi - jak dzieci.
- A własnie że nie. Ona będzie za Jastrzębskim.
- Będę kibicować każdemu was z osobna - uśmiechnęłam się pobłażliwie.
-Olivia, chowasz się przede mną?
-Igła - rzuciłam się w ramiona przyjaciela. Boże, zachowuje się jakbym ich nie widziała z miesiąc. A to było ledwie wczoraj.
- Jeszcze będziesz mieć nas dosyć.
- Was? Nigdy.
- No chodź już spać - krzyknęłam w stronę łazienki. Położyłam się na brzuchu z zamiarem zaśnięcia. W tym samym momencie Grzesio włączył romantyczną muzykę. Co on kombinuje? Usiadłam na łóżku obserwując poczynania Kosy. Wchodził wolnym krokiem do sypialni. Na sobie miał tylko bokserski w...panterkę. Zaczęłam się śmiać jak idiotka.
- Kosa, a myślałam że to ja jestem walnięta.
------------------------------------------------
No nie nie! To nie tak to miało wyglądać. Szczerze wam powiem że miałam nadzieje, że to Włochy zdobędą złoto LŚ. Pocieszające jest tylko to, że Spirik się ucieszył :-) btw uwielbiam gościa. Gdyby nie on to w życiu nie oglądałabym meczów ruskich. Strasznie mi przypomina naszego Zibiego: albo kochasz albo nienawidzisz.
- Nasza Olivka zamienia się w kobietę - poczułam uścisk Igły. No tak jakbym wcześniej nią nie była.
- Dajcie już spokój. Gospodarz zaraz przyjdzie, tylko wiecie dokończy swoją pielęgnacje.
- Teraz to ty jesteś gospodynią. Wierz mi albo nie, ale wolimy ciebie niż.. O Kosa, siema stary. Właśnie tak sobie gadaliśmy jakie to masz śliczne kwiatki - Winiar mistrz wychodzenia z trudnych sytuacji.
- Dobra, ja już cie znam. Nie ściemniaj, że cie moje kwiatki podniecają.
- Kosa, podobają a nie podniecają - palnął się w czoło Misiek.
- U mnie to prawie zawsze idzie w parze - wzruszył ramionami Grzesio.
- Będziemy tak tu stać? Zapraszam na taras - w sumie tylko ja stałam bo reszta panoszyła się po domu. Zupełnie jakby byli tutaj PIERWSZY raz i NIE WIEDZIELI co gdzie jest. Będąc w ich obecności coraz bardziej się przekonywałam, że to ja jednak jestem normalna.
- Dobrą macie kiełbasę - wszedł na taras Zibi z obgryzionym pętkiem wspomnianego wcześniej przysmaku.
- Okocim? Zbysiu, to od ciebie? - stanął obok niego Perła.
- Oni tak zawsze? - nie wiem jak Grzesiek, ale ja miałam juz dosyć. No ale skoro on nie reagował to ja tym bardziej.
- To u nich normalnie - poklepał mnie pocieszająco po nodze. Świetnie.
- Może jednak wyjdziemy na taras? Tam jest tego więcej.
Mogłam sobie mowić. Do ściany. Wszyscy byli zajęci czymś innym. Połowa szperała po szafkach w kuchni (wiedziałam po tym, że strasznie trzaskały drzwiczki i szelesciły papierki), inni rozmawiali w grupkach, a tylko ja biedna siedziałam i obserwowałam to wszystko załamana. No dobra, nie tylko ja bo Zator był w podobnej sytuacji. Chwila, Zator? Co on kurwa tutaj robi?
- Pawełku, a wy przypadkiem nie macie jutro meczu?
- No mamy mamy. Ale ja spadłem ze schodów i mnie noga w kolanie boli - na dowód jego słów skrzywił się lekko dotykając swojego kolana. Jutro mecz? To co tutaj robi Winiar.
- Misiek, a czemu ty nie siedzisz w Bełchatowie jak jutro grasz?
- No gram. Ale w Rzeszowie. Skra gra jutro w Rzeszowie - przetłumaczył jak krowie na rowie gdy zmarszczyłam czoło. Zaczęłam się dziko śmiać i wyszłam na taras. Co żeby nie pić samotnie gdy tamci panoszą się po domu, nalałam sobie dwa kieliszki wina i piłam raz z jednego raz z drugiego. Usłyszałam zbliżających się w końcu chłopaków i usiadłam na balustradzie. Obserwowałam jak sprawnie rozpalają grilla. Coś mi tutaj nie pasowało. Tylko Zator i Dzik trzymali w rękach piwa, a reszta...soczki. Jestem ciemna. Przecież grali mecz. Tez sobie Kosa termin balangi wybrał.
- Co jest gorsze, objeść sie kilka godzin przed meczem czy seks? - rozkminiałam stojąc w łazience i myjąc zęby.
- Seks. Zabiera więcej energii, a jedzenie szybciej schodzi.
- Nie ma to jak rozkmina o dwunastej w nocy - powiedziałam sama do siebie i wyszłam z pomieszczenia. Zmęczona rzuciłam się na łóżko i w moim mózgu nastała ciemność. Tak samo jak w pomieszczeniu bo Kosa właśnie zgasił światło.
- Mam sie ubrać normalnie czy tak żebyś sie mnie nie wstydził - ciężki los kobiety stojącej przed pełną szafą i nie wiedzącej co ubrać.
- Tak żeby większość kierowała swój wzrok na boisko niż na kolor twojej bluzki - zaśmiał sie Grzesio. Pomógł mi prawda? Jak cholera.
- No dobra.
Wyjęłam półśrodek, czyli miętową koszulkę, różowe pastelowe spodnie i te nieszczęsne czarne koturny.
- Masz - rzucił mi Kosa jakąś koszulke. Spojrzałam zdziwiona na niego.
- Nie masz reprezentacyjnej to teraz masz chociaż pasiaka - uśmiechnął się szeroko. Włożyłam tego pasiaka, oczywiście z jego nazwiskiem na tyle i przejrzałam się w lustrze. Koszulka oczywiście była za duża bo jak się domyśliłam, pochodziła od mojego Grzesia. Związałam ją na biodrach i teraz była idealna.
Z racji tego że nie znałam jeszcze Rzeszowa, to z Kosą jechałam na trening.
- Grzesiek, no co ty, tak za ręce? - no trochę się zdziwiłam, gdy złapał mnie za dłoń jak szliśmy parkingiem. W oddali słyszałam te piski, rozrywanie opakowania od żyletek. Nie no żart, sami byliśmy na parkingu.
- A niech wiedzą. Nie będę się wstydzić tego, że mam taką kolorową dziewczynę - oh Grzesiu, ja też cie kocham ale to później.
- Ja jestem za.
Nie ma nic piękniejszego niż pocałunek ukochanego. A nie sorry, jest. Budzić się rano i widzieć swojego lubego obok siebie.
- Olivka, zaprowadzę cie do dziewczyn, a potem będę musiał lecieć. Poradzisz sobie?
- Do dziewczyn? - przerażenie wkradło się w moje serce.
- No partnerki chłopaków.
- O mamusiu.
- Spokojnie, nic ci nie zrobią.
Nachylił się i sprawił że całkowicie się uspokoiłam. Przecież na ich mecze chodziłam sama. Olivka, czy ty się boisz? Nie no, wcale się nie boje czy mnie nie obrzucą pomidorami. Och daj spokój, co ci one mogą zrobić.
- Olivia? - zamachał mi dłonią przed twarzą.
- Tak tak.
- Ale co tak tak?
- Nie nic.
Oli uspokój się. To tylko kilka dziewczyn. Czułam jak ręce mi się pocą na widok tych pięknych dziewczyn. Tylko ja taka mała i nijaka.
- Kosa Kosa kto skradł twoje serduszko? - wszystkie jak jeden mąż spojrzały na nas.
- To jest Olivia. I proszę was, nie przestraszcie jej.
Dzięki Grzesiu.
- Chodź, nie bój się nas - uśmiechnęła się jedna z nich.
Kosa pocałował mnie w czoło i zostawił.
- Długo jesteście ze sobą? - trochę grubsza szatynka odezwała się do mnie.
- Trochę.
Co ją to obchodziło. Naszą rozmowę przerwało wchodzenie graczy na boisko i gromkie brawa kibiców. Zrzucenie ciuszków, rozgrzanie i grono mężczyzn kierowało się w naszą stronę. Szatynka okazała się dziewczyną PITA!?
- Dziewczyny już przestraszyły Olivie - zaśmiał się Zbysiu klepiąc mnie w ramie.
- Nie bardziej niż ty na początku.
- Czy w moim towarzystwie poczujesz sie lepiej? - Dziku skutecznie wyratował mnie z opresji.
- Jasne. Jak widzisz Kosa rzucił mnie na pożarcie rekinom. - wyszeptałam do mojego kompana. Ten zaczął się śmiać. Biedaczek aż musiał zdjąć okulary bo mu łzy pociekły.
- Nie rozumiem was. Okulary psują efekt.
- Uwierz, soczewki wcale nie są takie wygodne. A ja tam nikomu nie muszę się podobać.
- No jak chcesz.
- I jak się podobał mecz? - Winiar jako pierwszy dopadł barierki.
- Musze ogarnąć komu powinnam kibicować.
- Jak to komu. Nam oczywiście - dotarł Kosa.
- Chciałbyś. Mnie bardziej lubi - jak dzieci.
- A własnie że nie. Ona będzie za Jastrzębskim.
- Będę kibicować każdemu was z osobna - uśmiechnęłam się pobłażliwie.
-Olivia, chowasz się przede mną?
-Igła - rzuciłam się w ramiona przyjaciela. Boże, zachowuje się jakbym ich nie widziała z miesiąc. A to było ledwie wczoraj.
- Jeszcze będziesz mieć nas dosyć.
- Was? Nigdy.
- No chodź już spać - krzyknęłam w stronę łazienki. Położyłam się na brzuchu z zamiarem zaśnięcia. W tym samym momencie Grzesio włączył romantyczną muzykę. Co on kombinuje? Usiadłam na łóżku obserwując poczynania Kosy. Wchodził wolnym krokiem do sypialni. Na sobie miał tylko bokserski w...panterkę. Zaczęłam się śmiać jak idiotka.
- Kosa, a myślałam że to ja jestem walnięta.
------------------------------------------------
No nie nie! To nie tak to miało wyglądać. Szczerze wam powiem że miałam nadzieje, że to Włochy zdobędą złoto LŚ. Pocieszające jest tylko to, że Spirik się ucieszył :-) btw uwielbiam gościa. Gdyby nie on to w życiu nie oglądałabym meczów ruskich. Strasznie mi przypomina naszego Zibiego: albo kochasz albo nienawidzisz.
poniedziałek, 1 lipca 2013
ROZDZIAŁ 11
- Zabije ich. Jak mamę kocham tak ich zaraz ZABIJE! - 6 rano. 6 rano, a te wielkoludy puszczają muzykę na cały zycher! - IGŁA! - wydarłam się gdy wyszłam z pokoju. No przecież przez ten rumor to się nie przebiłam.
- O Olivka, co tak wcześnie nie śpisz? - otworzył zdziwiony drzwi od swojego pokoju.
- Nie śpię, bo jakiś palant włączył muzykę na cały regulator!
- Oj przepraszam. - nic sobie z tego nie robił.
- Świetnie. Odegram się. Razy dwa i pożałujesz.
- Nie no Olivia, przecież już ściszam.
- Teraz to mnie możesz tutaj pocałować - odwróciłam się i wskazałam palcem na swoją pupę. Wróciłam zła do pokoju i położyłam się na łóżku. Na nic się zdało moje wiercenie na łóżku, przykrycie poduszką głowy, nawet zasłonięcie okien. I tak już nie mogłam spać, więc poszłam do łazienki się ogarnąć. Aaa dzisiaj był dzień meczu. Trzeba się jakoś ubrać, więc wyjęłam moje nowiutkie różowe rurki, białą koszulkę i UWAGA: BUTY NA KOTURNIE! Co za zmiana, wiem wiem. Wytuszowałam jeszcze rzęsy, nałożyłam odżywkę na włosy i gotowa wyszłam na śniadanie. Cała stołówka dla mnie - westchnęłam uradowana gdy otworzyłam drzwi. Naładowałam pełną tacę jedzenie, a przede wszystkim wielki kubek kawy. Wtem usłyszałam śmiechy na korytarzu i tyle z mojej samotności. Pocieszające było tylko to, że był z nimi Kosa, który na mój widok szeroko się uśmiechnął.
- Pomogę ci - zaoferował swoją pomoc.
- Olivia, co ty masz na nogach? - zapytał zdziwiony Winiar, klękając do parteru.
- Buty, nie widać?
- No ja wiem że buty. Ale na obcasie!? Czy ciebie cegła trafiła?
- To jest koturna Misiek - wyprowadził go z błędu Kuraś.
- Co to już nie można takich butów założyć?
- Można można. Ale że ty?
- O jezu, weź się odczep.
- Winiar, nie poderwiesz - klepnął go w plecy Dzik.
- Smutna prawda, ale musisz się z tym pogodzić - dołączył swoje żale Igła.
- Ja mam żonę. - zbył ich Misiek.
- Żona nie
- nie kończ - poprosił Krzysio Zibiego.
- Może zacznijmy jeść, bo za pół godziny mamy trening - Drzewo powiedział coś mądrego. Zasiadłam za stołem i zaczęłam jeść. Nie zwracałam uwagi na to, że rzucają się jedzeniem, że kłócą się o łyżeczki i widelce. Wcale. Dopóki któryś jełop nie walnął mnie dżemem we włosy.
- Ja jestem cierpliwa ale do czasu. Pakuje się i wyjeżdżam do Szwecji! Mam was już dosyć! Tego waszego zachowania! Żegnam! - wyszłam zła ze stołówki i ruszyłam do swojego pokoju. Wiem, że dzisiaj mecz, ale mnie wkurzyli. Spakowałam rzeczy i zła wyszłam z pokoju. Po drodze wpadłam na Kose, który próbował mnie zatrzymać.
- Nie Grzesiek. Ja już mam ich dosyć. Nie rozumiesz? Odezwę się jak dolecę.
Kilkanaście godzin później w domu
- Olivia, a co ty masz na nogach?
- Moja siostra jest kobietą?
- Zakochałaś się?
- A dajcie mi wszyscy święty spokój!
Rzuciłam się na łóżko i wbiłam wzrok w sufit.
Mecz, gdzieś pomiędzy drugim a trzecim setem
- Ej, ale wróci do nas prawda?
- Jak się ogarniecie to tak - krzyknął na nich Kosok.
- Guys! Come on! What is wrong with you? We have to play!
Jakiś czas później
- Mam pomysł! Kupmy jej wielki bukiet kwiatów i odwiedzimy ją w Szwecji!
- Ona nie lubi kwiatów - zrezygnowany Kosa usiadł na ławce.
- No to nie wiem. Ty ją lepiej znasz. Wymyśl coś.
- Ciekawe kurwa jak! Wy to wszystko spieprzyliście. Dajcie mi święty spokój.
- To chociaż zadzwoń do niej.
Szwecja, dom państwa Ankdalów
- Olivia, jakiś Grzesiek do ciebie dzwoni - wydarła się mama. Wyszłam z pokoju i przejęłam telefon.
- Tak?
- Olivia - ulga w jego głosie.
- Żyje, mam się dobrze, na mecze w Finlandii przyjdę. Nie musicie się o mnie martwić.
- Kochasz mnie jeszcze?
- Tak. To tamci mnie wkurzyli.
- Przepraszam.
- To nie twoja wina. Widzimy się za tydzień. Pa.
Tydzień później, Finlandia, hotel
Szłam korytarzem do pokoju. Dałam znać Grześkowi, że już jestem i poszłam się odświeżyć.
Dwa pokoje dalej
- Jest? Jest tutaj? - Igła wpadł w euforie.
- Ale naprawdę? Kosa powiedz coś! - krzyknął na niego Winiar.
- Jest.
- No to na co czekamy! Idziemy do niej! - klasnął w dłonie Zibi.
Dwa pokoje wcześniej
Zdążyłam się ubrać gdy ktoś zapukał. Spodziewając się Kosy otwierałam drzwi z głową uniesioną do góry.
- Spójrz się w dół - usłyszałam głos z dolnych rejonów. Oh, to był taki słodki widok widząc klęczących facetów przed sobą. Zaczęłam się śmiać i wpuściłam ich do środka. Wcześniej jednak zostałam przez nich wyściskana, co pewnie za skutkuje tym, że będę mieć siniaki.
- Jeszcze raz nam coś takiego zrobisz, a pojedziemy do Szwecji i cię ściągniemy siłą - zagroził Dzik.
- Przecież nie będę z wami do końca życia. Co innego z Kosą.
- A czemu nie? Możemy zamieszkać wszyscy razem - palnął Zibi.
- No chyba cię pojebało - odparłam zdziwiona.
- Dobra, tak tylko mówię. Jak nie to nie.
- Ale chyba zamieszkasz z Kosą w Rzeszowie - oni kochali wprowadzać mnie w zakłopotanie.
- Dzisiaj jadę do Rzeszowa i się przeprowadzam. Krzysio, puknij się co?
- Wszystko nie i nie. Musimy pomyśleć jakby to zrobić żeby było dobrze.
Kilka miesięcy później, stolica Podkarpacia, osiedle na obrzeżach miasta
- Ostatnia walizka - spokojnie, Igła dopiął swego. Od dzisiaj mieszkam z Kosą. Czy tego chce czy nie. No pewnie że chcę. Alee tamci się postarali żeby było szybko i bezboleśnie.
- Jest nasza mała Szwedka - o wilku mowa. Wpadł do domu jak do siebie. Ale nie był sam.
- Iwona, żona Krzyśka - przedstawiła się miła kobieta.
- No chociaż jedna kobieta. Dzięki ci pani boże.
- Będę cię wspierać w tych ciężkich chwilach - zaśmiała się.
- Do roboty! Nie gadamy - czy jemu kiedyś kończyła się energia?
- Igła, ja cię proszę, daj mi chwilę spokoju. Ja się muszę ogarnąć no.
- Do wieczora masz czas - uśmiechnął się szeroko i wyszli.
- Nareszcie sami. - Romantyczny Kosa podszedł do mnie i wziął na ręce. Zaniósł do sypialni i zaczął całować moja szyję. Schodził coraz niżej doprowadzając mnie do orgazmu. Dzisiaj nikt nam nie przeszkodził, nikt nie walił w ścianę, na szczęście mieliśmy chwile prywatności. Nareszcie!
- Czuje się taka wolna, że ich nie ma - leżałam na Kosokowym torsie. Byłam rozpalona miłością i szczęściem.
- Korzystaj póki możesz. Oni długo nam nie pozwolą się nacieszyć.
- Zmieni się zamki w drzwiach.
- Zasłoni okna.
- Zmieni numery telefonów.
- Nie - powiedzieliśmy jednocześnie kilka minut później
- Damy radę.
- Musimy się zbierać bo niedługo banda wpadnie do nas.
Szybki prysznic i ubranie. Chciałam wyglądać jak mniejszy krasnal przy nich, więc założyłam buty na koturnie oraz CZARNĄ koszulę i zielone rurki. Co się ze mną działo? Kosa chyba wpływał na mnie na lepsze.
- Ulala, panno Olivio, jest pani nie do poznania.
- Gadasz sama do siebie? - wszedł Kosa do łazienki.
- Kiedyś trzeba.
- Aha, czyli dopiero jak się do mnie wprowadziłaś, to się dowiaduje, że moja dziewczyna jest wariatką?
- No tak jakby. Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Dobra, jak coś to Igła ma duży dom - zaśmiał się i przytulił mnie od tyłu. Był sporo, sporo wyższy ode mnie alee: "małe jest piękne" i "w miłości wzrost się nie liczy" prawda?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------Oddaje to dziwne coś w wasze umysły :) Jednocześnie dedykuje ROZDZIAŁ 11 Annie, która się na mnie fochnęła. Anna, wybacz mi :D
Brawa dla naszych Złotopolskich za weekend. W Spodku będzie moc! Ktoś coś się wybiera? Czy raczej spokojna opcja przed tv?
Aaa no i nie samą siatkówką żyję (chociaż czemu nie :D) ale dzisiaj Wimbledon Polski. Trzymajmy kciuki za naszych, a może się uda mieć ćwierćfinał w polskiej obstawie :)
Do następnego,
Carmen :*
- O Olivka, co tak wcześnie nie śpisz? - otworzył zdziwiony drzwi od swojego pokoju.
- Nie śpię, bo jakiś palant włączył muzykę na cały regulator!
- Oj przepraszam. - nic sobie z tego nie robił.
- Świetnie. Odegram się. Razy dwa i pożałujesz.
- Nie no Olivia, przecież już ściszam.
- Teraz to mnie możesz tutaj pocałować - odwróciłam się i wskazałam palcem na swoją pupę. Wróciłam zła do pokoju i położyłam się na łóżku. Na nic się zdało moje wiercenie na łóżku, przykrycie poduszką głowy, nawet zasłonięcie okien. I tak już nie mogłam spać, więc poszłam do łazienki się ogarnąć. Aaa dzisiaj był dzień meczu. Trzeba się jakoś ubrać, więc wyjęłam moje nowiutkie różowe rurki, białą koszulkę i UWAGA: BUTY NA KOTURNIE! Co za zmiana, wiem wiem. Wytuszowałam jeszcze rzęsy, nałożyłam odżywkę na włosy i gotowa wyszłam na śniadanie. Cała stołówka dla mnie - westchnęłam uradowana gdy otworzyłam drzwi. Naładowałam pełną tacę jedzenie, a przede wszystkim wielki kubek kawy. Wtem usłyszałam śmiechy na korytarzu i tyle z mojej samotności. Pocieszające było tylko to, że był z nimi Kosa, który na mój widok szeroko się uśmiechnął.
- Pomogę ci - zaoferował swoją pomoc.
- Olivia, co ty masz na nogach? - zapytał zdziwiony Winiar, klękając do parteru.
- Buty, nie widać?
- No ja wiem że buty. Ale na obcasie!? Czy ciebie cegła trafiła?
- To jest koturna Misiek - wyprowadził go z błędu Kuraś.
- Co to już nie można takich butów założyć?
- Można można. Ale że ty?
- O jezu, weź się odczep.
- Winiar, nie poderwiesz - klepnął go w plecy Dzik.
- Smutna prawda, ale musisz się z tym pogodzić - dołączył swoje żale Igła.
- Ja mam żonę. - zbył ich Misiek.
- Żona nie
- nie kończ - poprosił Krzysio Zibiego.
- Może zacznijmy jeść, bo za pół godziny mamy trening - Drzewo powiedział coś mądrego. Zasiadłam za stołem i zaczęłam jeść. Nie zwracałam uwagi na to, że rzucają się jedzeniem, że kłócą się o łyżeczki i widelce. Wcale. Dopóki któryś jełop nie walnął mnie dżemem we włosy.
- Ja jestem cierpliwa ale do czasu. Pakuje się i wyjeżdżam do Szwecji! Mam was już dosyć! Tego waszego zachowania! Żegnam! - wyszłam zła ze stołówki i ruszyłam do swojego pokoju. Wiem, że dzisiaj mecz, ale mnie wkurzyli. Spakowałam rzeczy i zła wyszłam z pokoju. Po drodze wpadłam na Kose, który próbował mnie zatrzymać.
- Nie Grzesiek. Ja już mam ich dosyć. Nie rozumiesz? Odezwę się jak dolecę.
Kilkanaście godzin później w domu
- Olivia, a co ty masz na nogach?
- Moja siostra jest kobietą?
- Zakochałaś się?
- A dajcie mi wszyscy święty spokój!
Rzuciłam się na łóżko i wbiłam wzrok w sufit.
Mecz, gdzieś pomiędzy drugim a trzecim setem
- Ej, ale wróci do nas prawda?
- Jak się ogarniecie to tak - krzyknął na nich Kosok.
- Guys! Come on! What is wrong with you? We have to play!
Jakiś czas później
- Mam pomysł! Kupmy jej wielki bukiet kwiatów i odwiedzimy ją w Szwecji!
- Ona nie lubi kwiatów - zrezygnowany Kosa usiadł na ławce.
- No to nie wiem. Ty ją lepiej znasz. Wymyśl coś.
- Ciekawe kurwa jak! Wy to wszystko spieprzyliście. Dajcie mi święty spokój.
- To chociaż zadzwoń do niej.
Szwecja, dom państwa Ankdalów
- Olivia, jakiś Grzesiek do ciebie dzwoni - wydarła się mama. Wyszłam z pokoju i przejęłam telefon.
- Tak?
- Olivia - ulga w jego głosie.
- Żyje, mam się dobrze, na mecze w Finlandii przyjdę. Nie musicie się o mnie martwić.
- Kochasz mnie jeszcze?
- Tak. To tamci mnie wkurzyli.
- Przepraszam.
- To nie twoja wina. Widzimy się za tydzień. Pa.
Tydzień później, Finlandia, hotel
Szłam korytarzem do pokoju. Dałam znać Grześkowi, że już jestem i poszłam się odświeżyć.
Dwa pokoje dalej
- Jest? Jest tutaj? - Igła wpadł w euforie.
- Ale naprawdę? Kosa powiedz coś! - krzyknął na niego Winiar.
- Jest.
- No to na co czekamy! Idziemy do niej! - klasnął w dłonie Zibi.
Dwa pokoje wcześniej
Zdążyłam się ubrać gdy ktoś zapukał. Spodziewając się Kosy otwierałam drzwi z głową uniesioną do góry.
- Spójrz się w dół - usłyszałam głos z dolnych rejonów. Oh, to był taki słodki widok widząc klęczących facetów przed sobą. Zaczęłam się śmiać i wpuściłam ich do środka. Wcześniej jednak zostałam przez nich wyściskana, co pewnie za skutkuje tym, że będę mieć siniaki.
- Jeszcze raz nam coś takiego zrobisz, a pojedziemy do Szwecji i cię ściągniemy siłą - zagroził Dzik.
- Przecież nie będę z wami do końca życia. Co innego z Kosą.
- A czemu nie? Możemy zamieszkać wszyscy razem - palnął Zibi.
- No chyba cię pojebało - odparłam zdziwiona.
- Dobra, tak tylko mówię. Jak nie to nie.
- Ale chyba zamieszkasz z Kosą w Rzeszowie - oni kochali wprowadzać mnie w zakłopotanie.
- Dzisiaj jadę do Rzeszowa i się przeprowadzam. Krzysio, puknij się co?
- Wszystko nie i nie. Musimy pomyśleć jakby to zrobić żeby było dobrze.
Kilka miesięcy później, stolica Podkarpacia, osiedle na obrzeżach miasta
- Ostatnia walizka - spokojnie, Igła dopiął swego. Od dzisiaj mieszkam z Kosą. Czy tego chce czy nie. No pewnie że chcę. Alee tamci się postarali żeby było szybko i bezboleśnie.
- Jest nasza mała Szwedka - o wilku mowa. Wpadł do domu jak do siebie. Ale nie był sam.
- Iwona, żona Krzyśka - przedstawiła się miła kobieta.
- No chociaż jedna kobieta. Dzięki ci pani boże.
- Będę cię wspierać w tych ciężkich chwilach - zaśmiała się.
- Do roboty! Nie gadamy - czy jemu kiedyś kończyła się energia?
- Igła, ja cię proszę, daj mi chwilę spokoju. Ja się muszę ogarnąć no.
- Do wieczora masz czas - uśmiechnął się szeroko i wyszli.
- Nareszcie sami. - Romantyczny Kosa podszedł do mnie i wziął na ręce. Zaniósł do sypialni i zaczął całować moja szyję. Schodził coraz niżej doprowadzając mnie do orgazmu. Dzisiaj nikt nam nie przeszkodził, nikt nie walił w ścianę, na szczęście mieliśmy chwile prywatności. Nareszcie!
- Czuje się taka wolna, że ich nie ma - leżałam na Kosokowym torsie. Byłam rozpalona miłością i szczęściem.
- Korzystaj póki możesz. Oni długo nam nie pozwolą się nacieszyć.
- Zmieni się zamki w drzwiach.
- Zasłoni okna.
- Zmieni numery telefonów.
- Nie - powiedzieliśmy jednocześnie kilka minut później
- Damy radę.
- Musimy się zbierać bo niedługo banda wpadnie do nas.
Szybki prysznic i ubranie. Chciałam wyglądać jak mniejszy krasnal przy nich, więc założyłam buty na koturnie oraz CZARNĄ koszulę i zielone rurki. Co się ze mną działo? Kosa chyba wpływał na mnie na lepsze.
- Ulala, panno Olivio, jest pani nie do poznania.
- Gadasz sama do siebie? - wszedł Kosa do łazienki.
- Kiedyś trzeba.
- Aha, czyli dopiero jak się do mnie wprowadziłaś, to się dowiaduje, że moja dziewczyna jest wariatką?
- No tak jakby. Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Dobra, jak coś to Igła ma duży dom - zaśmiał się i przytulił mnie od tyłu. Był sporo, sporo wyższy ode mnie alee: "małe jest piękne" i "w miłości wzrost się nie liczy" prawda?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------Oddaje to dziwne coś w wasze umysły :) Jednocześnie dedykuje ROZDZIAŁ 11 Annie, która się na mnie fochnęła. Anna, wybacz mi :D
Brawa dla naszych Złotopolskich za weekend. W Spodku będzie moc! Ktoś coś się wybiera? Czy raczej spokojna opcja przed tv?
Aaa no i nie samą siatkówką żyję (chociaż czemu nie :D) ale dzisiaj Wimbledon Polski. Trzymajmy kciuki za naszych, a może się uda mieć ćwierćfinał w polskiej obstawie :)
Do następnego,
Carmen :*
wtorek, 18 czerwca 2013
ROZDZIAŁ 10
- Hej! ho! hej! ho! do! lasu! by! się! szło! - darł sie na całe miasto Igła.
- Krzysiu, proszę cię załóż ten kapelusz bo słonko za mocno grzeje - włożył mu na głowe KAPELUSZ Zibi.
- Szła! dzieweczka! do! laseczka! i! pierd
- Igła! - wszasnęliśmy wszyscy na niego.
- ła - dokończył Krzysztof.
- A no chyba że tak - objął go ramieniem Kurek.
- Czy mi się wydaje czy oni się jakiejś choroby nabawli? - spytałam Kose. W sumie to nawet nie musiałam być cicho, bo tamci zachowywali się jak banda dzieciaków na widok cukierków.
- To przez stres.
- Cholera jasna! Kurwa jego mać! Kto stawia na środku drogi słup! - usłyszałam krzyk za sobą.
- Jutro idę do urzędu i składam skargę! - powodem, a raczej źródłem tego krzyku był Guma. Tak, Guma. Tym bardziej dziwniejszy był fakt, że zna takie słowa. Na środku twarzy miał czerwony pasek, a na czole tworzyła się wyboista górka.
- Pawełku, przyłóż twarz do szyby to ci pomoże.
Najbliższą chłodną szybą była witryna. Pawełek przyłożył twarz do niej i stał tak przez jakiś czas.
- Yy Guma - zaczął Bartosz.
- Cicho, relaksuje się - był w błogim chłodnym stanie.
- Ale Paweł..
- No daj mi spokój!
- Witam Pana - odwróciłam się słysząc dwa głosy. Mundurowi.
- Odpierdolcie się! Nie chce mieć guza na środku czoła! Jak ja na boisko wyjdę! - wydarł się na nich.
- Starszy anspirant Maciej Borkowski. Chcielibyśmy się dowiedzieć co pan robi z twarzą przyklejoną do szyby przedszkolnej.
- Co!? - odsunął się zdziwiony Pawełek.
- Wie pan, że to podchodzi o pedofilię?
- Słucham?
- Sprawa do sądu czy wystarczy mandacik? - odezwał się ten drugi z szerokim uśmiechem. Twarz Gumy robiła się tak czerwona, tak czerowna jak jeszcze nigdy nie widziałam.
- To ja panu coś powiem! - ajć, wiedziałam że będzie krucho. - Co za banda debili stawia słup na środku chodnika!? Jak pan, to ja składam skargę proszę pana! Czy pan widzi co mi rośnie na czole? Guz wielkości pałacu kultury! A pan oskarża mnie o pedofilię!? To jest śmieszne! Ma pan szczęście, że to ja teraz nie zgłaszam sprawy do sądu. Niech pan zna łaskawość Pawła Gumy Zagumnego. I nie, nie dam panu autografu - dodał na sam koniec odwracając się i maszerując gdziekolwiek byleby zniknąć im z oczu. My również dumnie wypięliśmy pierś i poszliśmy za nim.
- Guma, nie poznaje cię - przytulił go wzruszony Winiar.
- No jak małego Pawełka można oskarżać o takie coś - płakał w rękaw Michałowi.
- Już cii, jestem z tobą - POGŁASKAŁ go po głowie. Nasze miny kolejny raz wyrażały minę: "co ty odpierdalasz?"
- Olivia, zabieram cię na miasto dzisiaj - siedziałam sobie w pokoju, odreagowywałam stres związany z wyjściem na miasto z lasem, a ten mi z takim czymś wyjeżdża. Oczywiście Kosa jak się kto nie domyśla.
- Jakiś specjalny strój?
- Elegancki.
- Co!? - zrobiłam minę karpia.
- Sukienka. No chyba że nie masz.
Dzięki ci boże za tą małą czarną i obcasy które wzięłam na zasadzie: nie założę, ale nie zaszkodzi ich wziąć.
- Mam mam. Na którą?
- Dwie godziny ci wystarczą?
- Świat i ludzie.
- To ty się szykuj, a ja idę do swojego pokoju.
Na pierwszy ogień poszło moje ciało, potem włosy; umyłam się, delikatny makijaż, wyprostowałam nawet włosy i w ręczniku wyszłam do pokoju po sukienkę i buty. Pół godziny przed wyjściem zaczęłam się ubierać. Mała czarna to nie jest jakiś specjalny strój, wiadomo; ale potrafi wydobyć wszystko co piękne. A więc w małej czarnej, czarnych obcasach na platformie, makijażu i wyprostowanych włosach wyszłam z pokoju, żeby iść się czegoś napić. W połowie drogi zauważyłam, że idą za mną drzewa.
- Jaka laska - Kuraś elokwent. Zaczęli gwizdać; miałam się odwrócić gdy wtem:
- Ej, jakaś nowa. Wcześniej jej tutaj nie widziałem - Dziku.
- Chodź poderwiemy - zaśmiał się Bartman.
- Proszę pani - krzyknął Kurek. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem na myśl, że mnie poznają.
- Da się pani umówić na kawę? - Zbysiu robił słodkie oczka.
- Chłopaki.. - Dziku jako jedyny poznał.
- Misiu, nie przerywaj gdy chcemy poderwać taką piękną panią.
- Ale..
- Michał, idź zobacz czy cię nie ma w pokoju.
- To jest..
- No idź idź - popchnął go w stronę korytarza Zibi.
- Przecież to jest Olivia - dokończył ledwo co, a ja zaczęłam się śmiać.
- Olivia? No bez przesady. Jest ładna, seksowna; ale nie aż tak - wypalił Kurek.
- Wątpisz w moją kobiecość? - zapytałam.
- Ale..
- Co.. to..
- Nie..
- Tak - zakończyłam ich urywane, śliniące się wypowiedzi.
- Dziewczyno, gdzie ty ukrywałaś taką figurę - zaczęli zachwycać się moim jakże odmienionym wyglądem.
- Typowi faceci. Założyć tylko kiecke, a te lecą jak pies do kiełbasy. - wyśmiałam ich.
- O ja cię. Ale ty jesteś.. fajna - dokończył chyba nie tak jak chciał Kurek. Wtem za rogu wyszedł Kosa. Na mój widok przystanął i wziął głęboki oddech.
- Olivia - wyszeptał ledwo co.
- No tak, to ja. Co w tym dziwnego że założyłam sukienkę i wyglądam jak kobieta?
- Bo ty.. bo ty tak seksownie wyglądasz - zaczął Grzesio.
- Idziemy na to miasto czy nie? - spytałam zniecierpliwiona.
- Idziecie na miasto? Bez nas? No chyba jakieś żarty - wtrącił się Dziku.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. Jak w ogóle mogliście nas tak odtrącić! - fochnął się Zibi.
- O co chodzi? - dołączył Igła. - O Olivia. Nie poznałem cię. Gdyby nie fakt, że stoisz obok Kosy.
- Oni idą na miasto. Bez nas - powiedział zrozpaczony Dzik.
- Wolne żarty - prychnął Igła. I tak z naszej romantycznej kolacji, tudzież wyprawy na miasto bez bandy dzieci, musieliśmy iść z nimi. Dołączył jeszcze do kompletu Winiar i oczywiście Guma; Guma z lodem na środku twarzy. Co z tego, że po kilku minutach zaczął się topić. Pawłowi nie przetłumaczysz.
- Uciekamy im - pociągnęłam za rękę Grzesia i zniknęliśmy w alejce. Potem szybciutko do hotelu i w spokoju zjedliśmy tam kolację. Idąc korytarzem, pod drzwiami od mojego pokoju zauważyłam jak wszyscy stoją z założonymi rękami i obrażonymi minami.
- Tak się nie robi. A jak by nam coś się stało? A jak ktoś by nas porwał? - Winiar.
- Oj przestańcie. My tez chcemy mieć trochę prywatności - wkurzył się na całego Kosa.
- Prywatność? - zapytał z niedowierzaniem Igła. - Prywatność? Dobre, hahahahahahaha - zaczął się dziko śmiać.
- U nas nie ma czegoś takiego jak prywatność - dołączył do tego szaleńczego rechotu Zibi. Zrezygnowana oparłam głowę o ścianę, podczas gdy jeden za drugim znikali w swoich pokojach.
- Krzysiu, proszę cię załóż ten kapelusz bo słonko za mocno grzeje - włożył mu na głowe KAPELUSZ Zibi.
- Szła! dzieweczka! do! laseczka! i! pierd
- Igła! - wszasnęliśmy wszyscy na niego.
- ła - dokończył Krzysztof.
- A no chyba że tak - objął go ramieniem Kurek.
- Czy mi się wydaje czy oni się jakiejś choroby nabawli? - spytałam Kose. W sumie to nawet nie musiałam być cicho, bo tamci zachowywali się jak banda dzieciaków na widok cukierków.
- To przez stres.
- Cholera jasna! Kurwa jego mać! Kto stawia na środku drogi słup! - usłyszałam krzyk za sobą.
- Jutro idę do urzędu i składam skargę! - powodem, a raczej źródłem tego krzyku był Guma. Tak, Guma. Tym bardziej dziwniejszy był fakt, że zna takie słowa. Na środku twarzy miał czerwony pasek, a na czole tworzyła się wyboista górka.
- Pawełku, przyłóż twarz do szyby to ci pomoże.
Najbliższą chłodną szybą była witryna. Pawełek przyłożył twarz do niej i stał tak przez jakiś czas.
- Yy Guma - zaczął Bartosz.
- Cicho, relaksuje się - był w błogim chłodnym stanie.
- Ale Paweł..
- No daj mi spokój!
- Witam Pana - odwróciłam się słysząc dwa głosy. Mundurowi.
- Odpierdolcie się! Nie chce mieć guza na środku czoła! Jak ja na boisko wyjdę! - wydarł się na nich.
- Starszy anspirant Maciej Borkowski. Chcielibyśmy się dowiedzieć co pan robi z twarzą przyklejoną do szyby przedszkolnej.
- Co!? - odsunął się zdziwiony Pawełek.
- Wie pan, że to podchodzi o pedofilię?
- Słucham?
- Sprawa do sądu czy wystarczy mandacik? - odezwał się ten drugi z szerokim uśmiechem. Twarz Gumy robiła się tak czerwona, tak czerowna jak jeszcze nigdy nie widziałam.
- To ja panu coś powiem! - ajć, wiedziałam że będzie krucho. - Co za banda debili stawia słup na środku chodnika!? Jak pan, to ja składam skargę proszę pana! Czy pan widzi co mi rośnie na czole? Guz wielkości pałacu kultury! A pan oskarża mnie o pedofilię!? To jest śmieszne! Ma pan szczęście, że to ja teraz nie zgłaszam sprawy do sądu. Niech pan zna łaskawość Pawła Gumy Zagumnego. I nie, nie dam panu autografu - dodał na sam koniec odwracając się i maszerując gdziekolwiek byleby zniknąć im z oczu. My również dumnie wypięliśmy pierś i poszliśmy za nim.
- Guma, nie poznaje cię - przytulił go wzruszony Winiar.
- No jak małego Pawełka można oskarżać o takie coś - płakał w rękaw Michałowi.
- Już cii, jestem z tobą - POGŁASKAŁ go po głowie. Nasze miny kolejny raz wyrażały minę: "co ty odpierdalasz?"
- Olivia, zabieram cię na miasto dzisiaj - siedziałam sobie w pokoju, odreagowywałam stres związany z wyjściem na miasto z lasem, a ten mi z takim czymś wyjeżdża. Oczywiście Kosa jak się kto nie domyśla.
- Jakiś specjalny strój?
- Elegancki.
- Co!? - zrobiłam minę karpia.
- Sukienka. No chyba że nie masz.
Dzięki ci boże za tą małą czarną i obcasy które wzięłam na zasadzie: nie założę, ale nie zaszkodzi ich wziąć.
- Mam mam. Na którą?
- Dwie godziny ci wystarczą?
- Świat i ludzie.
- To ty się szykuj, a ja idę do swojego pokoju.
Na pierwszy ogień poszło moje ciało, potem włosy; umyłam się, delikatny makijaż, wyprostowałam nawet włosy i w ręczniku wyszłam do pokoju po sukienkę i buty. Pół godziny przed wyjściem zaczęłam się ubierać. Mała czarna to nie jest jakiś specjalny strój, wiadomo; ale potrafi wydobyć wszystko co piękne. A więc w małej czarnej, czarnych obcasach na platformie, makijażu i wyprostowanych włosach wyszłam z pokoju, żeby iść się czegoś napić. W połowie drogi zauważyłam, że idą za mną drzewa.
- Jaka laska - Kuraś elokwent. Zaczęli gwizdać; miałam się odwrócić gdy wtem:
- Ej, jakaś nowa. Wcześniej jej tutaj nie widziałem - Dziku.
- Chodź poderwiemy - zaśmiał się Bartman.
- Proszę pani - krzyknął Kurek. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem na myśl, że mnie poznają.
- Da się pani umówić na kawę? - Zbysiu robił słodkie oczka.
- Chłopaki.. - Dziku jako jedyny poznał.
- Misiu, nie przerywaj gdy chcemy poderwać taką piękną panią.
- Ale..
- Michał, idź zobacz czy cię nie ma w pokoju.
- To jest..
- No idź idź - popchnął go w stronę korytarza Zibi.
- Przecież to jest Olivia - dokończył ledwo co, a ja zaczęłam się śmiać.
- Olivia? No bez przesady. Jest ładna, seksowna; ale nie aż tak - wypalił Kurek.
- Wątpisz w moją kobiecość? - zapytałam.
- Ale..
- Co.. to..
- Nie..
- Tak - zakończyłam ich urywane, śliniące się wypowiedzi.
- Dziewczyno, gdzie ty ukrywałaś taką figurę - zaczęli zachwycać się moim jakże odmienionym wyglądem.
- Typowi faceci. Założyć tylko kiecke, a te lecą jak pies do kiełbasy. - wyśmiałam ich.
- O ja cię. Ale ty jesteś.. fajna - dokończył chyba nie tak jak chciał Kurek. Wtem za rogu wyszedł Kosa. Na mój widok przystanął i wziął głęboki oddech.
- Olivia - wyszeptał ledwo co.
- No tak, to ja. Co w tym dziwnego że założyłam sukienkę i wyglądam jak kobieta?
- Bo ty.. bo ty tak seksownie wyglądasz - zaczął Grzesio.
- Idziemy na to miasto czy nie? - spytałam zniecierpliwiona.
- Idziecie na miasto? Bez nas? No chyba jakieś żarty - wtrącił się Dziku.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. Jak w ogóle mogliście nas tak odtrącić! - fochnął się Zibi.
- O co chodzi? - dołączył Igła. - O Olivia. Nie poznałem cię. Gdyby nie fakt, że stoisz obok Kosy.
- Oni idą na miasto. Bez nas - powiedział zrozpaczony Dzik.
- Wolne żarty - prychnął Igła. I tak z naszej romantycznej kolacji, tudzież wyprawy na miasto bez bandy dzieci, musieliśmy iść z nimi. Dołączył jeszcze do kompletu Winiar i oczywiście Guma; Guma z lodem na środku twarzy. Co z tego, że po kilku minutach zaczął się topić. Pawłowi nie przetłumaczysz.
- Uciekamy im - pociągnęłam za rękę Grzesia i zniknęliśmy w alejce. Potem szybciutko do hotelu i w spokoju zjedliśmy tam kolację. Idąc korytarzem, pod drzwiami od mojego pokoju zauważyłam jak wszyscy stoją z założonymi rękami i obrażonymi minami.
- Tak się nie robi. A jak by nam coś się stało? A jak ktoś by nas porwał? - Winiar.
- Oj przestańcie. My tez chcemy mieć trochę prywatności - wkurzył się na całego Kosa.
- Prywatność? - zapytał z niedowierzaniem Igła. - Prywatność? Dobre, hahahahahahaha - zaczął się dziko śmiać.
- U nas nie ma czegoś takiego jak prywatność - dołączył do tego szaleńczego rechotu Zibi. Zrezygnowana oparłam głowę o ścianę, podczas gdy jeden za drugim znikali w swoich pokojach.
środa, 5 czerwca 2013
ROZDZIAŁ 9
- Chłopcy uwaga! - Zibuś stał na stole i wygłaszał przemowę.
- Jestem Olivier. Miło mi - wyciągnęłam do niego swoją chudą rączkę czekając aż ją uściśnie.
- Zmieniłaś płeć? - zapytał zdziwiony.
- Tak - wróciłam do bezpiecznego miejsca pomiędzy Kosą a Winiarem. No dobra, nie było tak bezpiecznie. Winiar bawił się widelcem, a Kosa chrupał jabłuszko.
- Drodzy panowie i pani - walnął kilkanaście razy łyżeczką o szklankę aż prawie rozbijając ją. - cisza ma być! Chcę coś powiedzieć!
- Ależ Zbysiu, jest cicho jak makiem zasiał - odparł znudzony Dziku jednocześnie piłując sobie paznokcie.
- No więc tak, na wstępie mojej wypowiedzi chciałbym
- Ej mecz leci w telewizji - przerwał mu Możdżon.
- NA WSTĘPIE MOJEJ WYPOWIEDZI CHCIAŁBYM - powiedział "ciut" głośniej. Ciut oznacza tyle, że krzyknął.
- Barcelona i Real Madryt grają - odezwało się jeszcze raz drzewo.
- No kurwa mać! Nie chcecie to nie. Nie mówię - zszedł Zbysio Zły.
- Ronaldo - powiedział rozmażony Winiar.
- Te, Misiek, od teraz do nigdy nie śpisz ze mną w pokoju - skrzywił się Guma.
- No ale popatrz jaki on jest przystojny. Nie to co ty. Taki...melanż brąz.
- Uuu. Ciężka artyleria - Cichy Krzysio.
- Melanż brąz? To jest bigos jeśli już. - Paweł się wkurzył, fochnął, trzasnął drzwiami i słuch po nim zaginął.
- O i kto mnie przygarnie? Jestem sam jak palec, nikt mnie nie chce - usiadł na podłodze i zaczął płakać jak malutkie dziecko.
- Może chusteczkę? - wyjął z kieszeni Dziku coś co przypominało tylko chusteczkę. Albo w jego rozumowaniu kawałek zużytego czegoś to była chusteczka? Kto tam go wie.
- Misiu, mecz jest. Nie płacz - Zibuś podszedł i go przytulił. Nasze miny były w stylu WTF!?
- To my chyba się wycofamy - zarządził Pit. Wychodziłam ostatnia i nadal siedzieli w tej pozycji. Co się działo dalej zostanie na zawsze tajemnicą. Możemy się tylko domyślać.
- Idę spać. Padam na nogi - oparłam się o Kose a ten zaczął mnie prawie ciągnąć.
- A nie na ryj? - zamyślił się Kurek.
- Ryj to masz ty i krowa - palnął go Wrona.
- A ty masz dziub - dołączył się Dziku.
- Ty to się nie wtrącaj bo sam masz ryło - na czwartego do tej jakże mądrej rozmowy przyłączył się Drzewo.
- Za to ty posiadasz korzenie - powiedziałam cicho.
- Kręcona, proszę cię nie wpadaj w rozmowe z facetami bo sama masz chłopaka który nie wiadomo co ma.
- Kultury chłopaki - znikąd pojawił się Igła.
- Krowa ma dłuższy i sie nie chwali - stwierdził Możdżon gdy pokazałam mu język. Uciekliśmy z Grzesiem do pokoju żeby nam czegoś jeszcze nie zrobił.
- Tak mi zimno tak mi źle - Grzesio leżał sobie i oglądał wiadomości, a ja w samym ręczniku wyszłam do pokoju. Odchylił dla mnie kołdrę i szybko wskoczyłam na łóżko.
- Tak mi zimno - powtórzyłam dając raczej jasno mu do myślenia czego chcę. Westchnął, zgasił telewizor i mocno mocno mnie przytulił.
- Lepiej? - zapytał tak mnie ściskając, że czułam jak moje narządy odmawiają posłuszeństwa.
- Chyba za mocno.
- Tak źle i tak nie dobrze.
- Grzesio?
- Mmm? - chyba spał.
- Nic nic. - Zamknęłam oczy i odpłynęłam. To znaczy dopóki ktoś nie zaczął sie dobijać do drzwi.
- Pawełku, wpuść mnie. To ja, twój Michałek - spojrzałam na Kose, który chciał się zacząć śmiać.
- Cii, nie ma nas - wyszeptałam do niego.
- Obiecuje, że już nigdy nie spojrze na żadnego innego. Błagam.
- Nie no przecież on tak się błażnić nie może - Kosa wstał i zamaszystym ruchem otworzył drzwi.
- Grzesio? - zadziwił się Michał.
- Tak. Pawełek śpi dwa pokoje dalej.
- Dzięki.
- Nie ta strona.
- Aha.
- Nawet się nie można spokojnie wyspać - zła odwróciłam się pupą do Grzesia i zasnęłam. Wtulił swoje wielkie umięśnione ciało w moje i odpłynęłam.
- Wstawać! - znowu walenie do drzwi.
- Udusze ich. Uduszę! - wykrzyczałam głośniej. Podeszłam i otworzyłam. Zła spojrzałam na Igłę.
- Czego?
- Gówna psiego - drzewo przeszło przez korytarz.
- Marcinku, jak ty się do kobiety zwracasz? - upomniał go Igła.
- Jest 7 rano a ty nas budzisz?
- Kosa ma trening za godzinkę. A ty za dwie godzinki idziesz z nami na wycieczkę krajoznawczą.
- Dobra, obudzę tego wielkoluda. Ale błagam nigdy więcej. Już Michał się dobijał w nocy.
- Winiar?
- Tak. Powiedział że już nigdy nie spojrzy na innego niż Pawełka.
Dziki śmiech Krzysia - nie do opanowania.
- Hahahahahaha Misiek gdzie jesteś? - popędził w stronę Michałka. Będzie siara, oj będzie.
- Grzesio, wstawaj. Masz trening - chciałam go pociągnąć za włosy, ale ostatnio dostali od Andrei bon na usługi kosmetyczne i większość wykorzystała go na fryzjera. A taki Dziku, Winiar czy Guma przeznaczyli go na jakieś maseczki. Cokolwiek to znaczy. Złapałam go za uszy i lekko pociągnęłam. Otworzył swoje powieki i spojrzał na mnie tym czekoladowym wzrokiem.
- Wstawaj - pocałowałam go w usta i zaczęłam się gramolić z łóżka żeby iść się umyć. Oczywiscie pan Kosa musiał dołączyć do mnie.
Potem on wyszedł na trening, a ja padłam na łóżko i czekałam na tą jakże obiecującą wycieczkę krajoznawczą.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę krótki i mało śmieszny ale ciężko mi się przestawić z tamtego bloga na ten.
Ten pisałam trochę dłużej nić 5 minut bo puścili na PSN ciekawy fragment
Tamdadam :) Enjoy :*
- Jestem Olivier. Miło mi - wyciągnęłam do niego swoją chudą rączkę czekając aż ją uściśnie.
- Zmieniłaś płeć? - zapytał zdziwiony.
- Tak - wróciłam do bezpiecznego miejsca pomiędzy Kosą a Winiarem. No dobra, nie było tak bezpiecznie. Winiar bawił się widelcem, a Kosa chrupał jabłuszko.
- Drodzy panowie i pani - walnął kilkanaście razy łyżeczką o szklankę aż prawie rozbijając ją. - cisza ma być! Chcę coś powiedzieć!
- Ależ Zbysiu, jest cicho jak makiem zasiał - odparł znudzony Dziku jednocześnie piłując sobie paznokcie.
- No więc tak, na wstępie mojej wypowiedzi chciałbym
- Ej mecz leci w telewizji - przerwał mu Możdżon.
- NA WSTĘPIE MOJEJ WYPOWIEDZI CHCIAŁBYM - powiedział "ciut" głośniej. Ciut oznacza tyle, że krzyknął.
- Barcelona i Real Madryt grają - odezwało się jeszcze raz drzewo.
- No kurwa mać! Nie chcecie to nie. Nie mówię - zszedł Zbysio Zły.
- Ronaldo - powiedział rozmażony Winiar.
- Te, Misiek, od teraz do nigdy nie śpisz ze mną w pokoju - skrzywił się Guma.
- No ale popatrz jaki on jest przystojny. Nie to co ty. Taki...melanż brąz.
- Uuu. Ciężka artyleria - Cichy Krzysio.
- Melanż brąz? To jest bigos jeśli już. - Paweł się wkurzył, fochnął, trzasnął drzwiami i słuch po nim zaginął.
- O i kto mnie przygarnie? Jestem sam jak palec, nikt mnie nie chce - usiadł na podłodze i zaczął płakać jak malutkie dziecko.
- Może chusteczkę? - wyjął z kieszeni Dziku coś co przypominało tylko chusteczkę. Albo w jego rozumowaniu kawałek zużytego czegoś to była chusteczka? Kto tam go wie.
- Misiu, mecz jest. Nie płacz - Zibuś podszedł i go przytulił. Nasze miny były w stylu WTF!?
- To my chyba się wycofamy - zarządził Pit. Wychodziłam ostatnia i nadal siedzieli w tej pozycji. Co się działo dalej zostanie na zawsze tajemnicą. Możemy się tylko domyślać.
- Idę spać. Padam na nogi - oparłam się o Kose a ten zaczął mnie prawie ciągnąć.
- A nie na ryj? - zamyślił się Kurek.
- Ryj to masz ty i krowa - palnął go Wrona.
- A ty masz dziub - dołączył się Dziku.
- Ty to się nie wtrącaj bo sam masz ryło - na czwartego do tej jakże mądrej rozmowy przyłączył się Drzewo.
- Za to ty posiadasz korzenie - powiedziałam cicho.
- Kręcona, proszę cię nie wpadaj w rozmowe z facetami bo sama masz chłopaka który nie wiadomo co ma.
- Kultury chłopaki - znikąd pojawił się Igła.
- Krowa ma dłuższy i sie nie chwali - stwierdził Możdżon gdy pokazałam mu język. Uciekliśmy z Grzesiem do pokoju żeby nam czegoś jeszcze nie zrobił.
- Tak mi zimno tak mi źle - Grzesio leżał sobie i oglądał wiadomości, a ja w samym ręczniku wyszłam do pokoju. Odchylił dla mnie kołdrę i szybko wskoczyłam na łóżko.
- Tak mi zimno - powtórzyłam dając raczej jasno mu do myślenia czego chcę. Westchnął, zgasił telewizor i mocno mocno mnie przytulił.
- Lepiej? - zapytał tak mnie ściskając, że czułam jak moje narządy odmawiają posłuszeństwa.
- Chyba za mocno.
- Tak źle i tak nie dobrze.
- Grzesio?
- Mmm? - chyba spał.
- Nic nic. - Zamknęłam oczy i odpłynęłam. To znaczy dopóki ktoś nie zaczął sie dobijać do drzwi.
- Pawełku, wpuść mnie. To ja, twój Michałek - spojrzałam na Kose, który chciał się zacząć śmiać.
- Cii, nie ma nas - wyszeptałam do niego.
- Obiecuje, że już nigdy nie spojrze na żadnego innego. Błagam.
- Nie no przecież on tak się błażnić nie może - Kosa wstał i zamaszystym ruchem otworzył drzwi.
- Grzesio? - zadziwił się Michał.
- Tak. Pawełek śpi dwa pokoje dalej.
- Dzięki.
- Nie ta strona.
- Aha.
- Nawet się nie można spokojnie wyspać - zła odwróciłam się pupą do Grzesia i zasnęłam. Wtulił swoje wielkie umięśnione ciało w moje i odpłynęłam.
- Wstawać! - znowu walenie do drzwi.
- Udusze ich. Uduszę! - wykrzyczałam głośniej. Podeszłam i otworzyłam. Zła spojrzałam na Igłę.
- Czego?
- Gówna psiego - drzewo przeszło przez korytarz.
- Marcinku, jak ty się do kobiety zwracasz? - upomniał go Igła.
- Jest 7 rano a ty nas budzisz?
- Kosa ma trening za godzinkę. A ty za dwie godzinki idziesz z nami na wycieczkę krajoznawczą.
- Dobra, obudzę tego wielkoluda. Ale błagam nigdy więcej. Już Michał się dobijał w nocy.
- Winiar?
- Tak. Powiedział że już nigdy nie spojrzy na innego niż Pawełka.
Dziki śmiech Krzysia - nie do opanowania.
- Hahahahahaha Misiek gdzie jesteś? - popędził w stronę Michałka. Będzie siara, oj będzie.
- Grzesio, wstawaj. Masz trening - chciałam go pociągnąć za włosy, ale ostatnio dostali od Andrei bon na usługi kosmetyczne i większość wykorzystała go na fryzjera. A taki Dziku, Winiar czy Guma przeznaczyli go na jakieś maseczki. Cokolwiek to znaczy. Złapałam go za uszy i lekko pociągnęłam. Otworzył swoje powieki i spojrzał na mnie tym czekoladowym wzrokiem.
- Wstawaj - pocałowałam go w usta i zaczęłam się gramolić z łóżka żeby iść się umyć. Oczywiscie pan Kosa musiał dołączyć do mnie.
Potem on wyszedł na trening, a ja padłam na łóżko i czekałam na tą jakże obiecującą wycieczkę krajoznawczą.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę krótki i mało śmieszny ale ciężko mi się przestawić z tamtego bloga na ten.
Ten pisałam trochę dłużej nić 5 minut bo puścili na PSN ciekawy fragment
Tamdadam :) Enjoy :*
piątek, 31 maja 2013
ROZDZIAŁ 8
- Bo wiecie, ja tak sobie myślałam. Ale całkiem serio teraz mówię - siedziałam z tymi olbrzymami w pokoju. No bo co? Ja taka samotna, przecież nie mogę siedzieć sama w pokoju nie? A nóż jakiś pająk znowu na mnie wejdzie, albo nie daj boże sufit się zawali? NIE I KONIEC!
- Tak zaczynają się najgorsze żarty- odezwał się Igiełka z nad ksiażki o wdzięcznym tytule " Wszystkie odcienie czerni".
- Te, Krzysiu, pornola czytasz? - wyrwał mu książkę Zibi i zaczął czytać - "Mam niekontrolowany orgazm. Naprawdę niekontrolowany. Jęczę dobrą minutę, a teraz po
prostu krzyczę i gówno mnie obchodzi, czy ktoś słyszy. Mam ochotę krzyczeć. Mam ochotę i to
robię. Słyszysz, świecie, nic mnie nie obchodzi, co sobie o mnie pomyślisz! Jak mnie nazwiesz.
Spadaj, schowaj się. Mam taki orgazm, że muszę to wykrzyczeć! I koniec."
- Możesz się nie śmiać z Ilony? - libero był oburzony zachowaniem Zbysława.
- Kurek łap! - krzyknął Zbysio gdy Igła chciał mu wyrwac książkę. Niestety Zbyszek tak nie fortunnie rzucił ksiażką, że ta odbiła się od szafki, wleciała do sufitu, po czym z impetem wpadła na twarz Kurka raniąc go do krwi. Nie no żartuje; Bartosz złapała ją zwinnym ruchem i rzucali nią od Bartka do Zbyszka, od Zbyszka do Bartka i tak milion razy, a nasze głowy chodziły jak podczas meczu pingpongowego. Ten najwyższy się wkurwił, przechwycił i cisnął pornola za okno.
- I co ty zrobiłeś!? - ajć, bębenki mnie zabolały od tego ryku.
- Nie wydzieraj się na mnie! - no, drzewo też ma niezły głos. Ale byłoby znacznie przyjemniej gdyby nie pluł.
- Grzesiu, kochany, zabierzesz mnie stąd? - wyszeptałam do ucha temu brązowookiemu, zabójczo przystojnemu mężczyźnie. Przerzucił mnie przez ramię i wyniósł z tego zwierzyńca. Problem był tylko taki, że to był mój pokój. No ale Olivka jest zajebiaszczo dobra i pozwoliła im zostać. W Kosokowej łazience brałam prysznic, w Kosokowym łóżku leżałam w samym ręczniku. Aj, to nie był dobry pomysł. Pan Grzegorz zapłonął z pożądania gdy wszedł pod cieplutką kołderkę.
- Ten ręcznik jest stanowczo zbędny - szybkim ruchem rzuciłam nim o podłogę i leżałam naga.
- Panie Kosok, proszę być delikatnym - wyszeptałam gdy zbliżał swoje wielki dłonie do mojego ciała.
- Tak delikatny jak uczyła mnie mamusia - jego usta wylądowały na mojej piersi.
Zaczęłam się śmiać bo to miejsce wyjątkowo było czułe na wszelkiego rodzaju czułości. Tak samo jak moje stopy. Kosa się troszeczkę zdekoncentrował, ale kontynuował dalej.
No cóż, drogie dzieci pamiętajcie: jak robicie to i owo to ZAMYKAJCIE DRZWI!
Podczas znajdowania się pewnej części ciała Grzegorza we mnie, do pokoju wpadł Winiar.
- Kochają się - zamknął drzwi i go nie było. Kosa opadł ze śmiechem na mnie.
- Zabije was! Słyszycie, zabije! - wydarłam się z całych sił.
- Kochajcie się dalej - zobaczyłam głowę Zibiego w drzwiach.
- Teraz to macie przejebane - zaśmiał się znowu w głos Grzegorz.
- Ciebie to śmieszy?
Wstałam zła jak osa z łóżka, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z pokoju. Po drodze potrąciłam kilku siatkarzy, którzy zwijali się ze śmiechu na korytarzu.
- Ja wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę - powiedziałam obrażona i trzasnęłam tak mocno drzwiami, że potem gdy spakowana stałam z walizką i chciałam je otworzyć to nie mogłam. Szarpałam, gryzłam, prosiłam i nic. Zakleszczyły się.
- Zginę tu marnie, pożarta przez nie wiem sama co.
Podeszłam do telefonu hotelowego. Nie działał. Mój mi się jak na złość rozładował, a ładowarka zaginęła. Zaczęłam walić w drzwi, ale nikogo nie było. Gdzie były te wysokie jak byli potrzebni?
Otworzyłam okno i wystawiłam nogę przez parapet. Do dołu było daleko, o w huj daleko.
- Nie zabijaj się! Już nigdy tak nie zrobimy! Obiecujemy - z dołu dobiegł mnie wrzask Dzika.
- Nie mogę otworzyć drzwi! - krzyknęłam na dół.
- Ona mówi, że nie może z tym żyć - powiedział smutny Winiar.
- Drzwi kurwa nie mogę otworzyć!
- Mówi, że czuje się jak kurwa - przetłumaczył Winiar.
- Drzwi! - już nie mogłam głośniej krzyczeć.
- Żegna się z wami - Michaś płakał.
- Otwórzcie te jebane drzwi!
- Teraz to nas obraziłaś! - odkrzyknął. Wystawiłam drugą nogę. Na dole panowało zamieszanie. Wszyscy krążyli w około i prosili, błagali na kolanach że żałują za grzechy, że to było nie chcący.
- Nie wierze wam!
- Ona nam nie wybaczyła - zwiesił Winiar głowę.
- Olivka, proszę , tylko dla mnie. Ale nie skacz- klęknął Kosa.
- Ja nie chce się zabić barany!
- Nazwała nas baranami - zasmucił się Winiar. Zrezygnowana schowałam nogi i wyjęłam jakąś kartkę i długopis, po czym napisałam im komunikat i pokazałam przez okno.
- Ona się nie chce zabić! - Igiełka był tak uradowany jak jeszcze nigdy.
- No to możemy iść na trening - Zibi wstał z kolan.
- Nie! - napisałam szybko na drugiej stronie, że nie mogę wyjść z pokoju.
- Kosa, musisz uratować swoją księżniczkę - walnął go po plecach drzewo.
- Spuść włosy o pani - skłonił się Grzesiu.
- Banda debili!
Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam na co czekać. DOPIERO po kilku godzinach ktoś zaczął się dobijać do drzwi.
- Olivia, żyjesz? - paniczny głos Zibiego.
- Nie, umarłam - wyszeptałam do siebie.
- Chłopaki, ona nie żyje! - wydarł się na cały hotel Bartman.
- Olivia! Nie rób nam tego - walenie pięściami i głos Winiara.
- Kochanie, proszę nie - rozpaczliwy głos Grzegorza. Ja, nie wzruszona leżałam sobie na łóżku nie zważając na ich głosy.
- Proszę pana, ona nie żyje - płacz Dzika, gdy jakiś facet próbował otworzyć drzwi. Zamknęłam oczy, gdy wpadli do pokoju.
- NIE! - usłyszałam kilkanaście głosów nad sobą.
- Aaaa - otworzyłam oczy i wrzasnęłam. Zaczęłam się dziko śmiać widząc ich miny.
- Ty żyjesz. Olivka, ty żyjesz - porywali mnie kolejno na ręce i ściskali.
- Idioci, nie mogłam wyjść z pokoju.
- Było powiedzieć.
- No przecież wam mówiłam.
- Ważne, że żyjesz i że nic cię nie zjadło - zaściskał mnie Kosa.
- Tak zaczynają się najgorsze żarty- odezwał się Igiełka z nad ksiażki o wdzięcznym tytule " Wszystkie odcienie czerni".
- Te, Krzysiu, pornola czytasz? - wyrwał mu książkę Zibi i zaczął czytać - "Mam niekontrolowany orgazm. Naprawdę niekontrolowany. Jęczę dobrą minutę, a teraz po
prostu krzyczę i gówno mnie obchodzi, czy ktoś słyszy. Mam ochotę krzyczeć. Mam ochotę i to
robię. Słyszysz, świecie, nic mnie nie obchodzi, co sobie o mnie pomyślisz! Jak mnie nazwiesz.
Spadaj, schowaj się. Mam taki orgazm, że muszę to wykrzyczeć! I koniec."
- Możesz się nie śmiać z Ilony? - libero był oburzony zachowaniem Zbysława.
- Kurek łap! - krzyknął Zbysio gdy Igła chciał mu wyrwac książkę. Niestety Zbyszek tak nie fortunnie rzucił ksiażką, że ta odbiła się od szafki, wleciała do sufitu, po czym z impetem wpadła na twarz Kurka raniąc go do krwi. Nie no żartuje; Bartosz złapała ją zwinnym ruchem i rzucali nią od Bartka do Zbyszka, od Zbyszka do Bartka i tak milion razy, a nasze głowy chodziły jak podczas meczu pingpongowego. Ten najwyższy się wkurwił, przechwycił i cisnął pornola za okno.
- I co ty zrobiłeś!? - ajć, bębenki mnie zabolały od tego ryku.
- Nie wydzieraj się na mnie! - no, drzewo też ma niezły głos. Ale byłoby znacznie przyjemniej gdyby nie pluł.
- Grzesiu, kochany, zabierzesz mnie stąd? - wyszeptałam do ucha temu brązowookiemu, zabójczo przystojnemu mężczyźnie. Przerzucił mnie przez ramię i wyniósł z tego zwierzyńca. Problem był tylko taki, że to był mój pokój. No ale Olivka jest zajebiaszczo dobra i pozwoliła im zostać. W Kosokowej łazience brałam prysznic, w Kosokowym łóżku leżałam w samym ręczniku. Aj, to nie był dobry pomysł. Pan Grzegorz zapłonął z pożądania gdy wszedł pod cieplutką kołderkę.
- Ten ręcznik jest stanowczo zbędny - szybkim ruchem rzuciłam nim o podłogę i leżałam naga.
- Panie Kosok, proszę być delikatnym - wyszeptałam gdy zbliżał swoje wielki dłonie do mojego ciała.
- Tak delikatny jak uczyła mnie mamusia - jego usta wylądowały na mojej piersi.
Zaczęłam się śmiać bo to miejsce wyjątkowo było czułe na wszelkiego rodzaju czułości. Tak samo jak moje stopy. Kosa się troszeczkę zdekoncentrował, ale kontynuował dalej.
No cóż, drogie dzieci pamiętajcie: jak robicie to i owo to ZAMYKAJCIE DRZWI!
Podczas znajdowania się pewnej części ciała Grzegorza we mnie, do pokoju wpadł Winiar.
- Kochają się - zamknął drzwi i go nie było. Kosa opadł ze śmiechem na mnie.
- Zabije was! Słyszycie, zabije! - wydarłam się z całych sił.
- Kochajcie się dalej - zobaczyłam głowę Zibiego w drzwiach.
- Teraz to macie przejebane - zaśmiał się znowu w głos Grzegorz.
- Ciebie to śmieszy?
Wstałam zła jak osa z łóżka, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z pokoju. Po drodze potrąciłam kilku siatkarzy, którzy zwijali się ze śmiechu na korytarzu.
- Ja wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę - powiedziałam obrażona i trzasnęłam tak mocno drzwiami, że potem gdy spakowana stałam z walizką i chciałam je otworzyć to nie mogłam. Szarpałam, gryzłam, prosiłam i nic. Zakleszczyły się.
- Zginę tu marnie, pożarta przez nie wiem sama co.
Podeszłam do telefonu hotelowego. Nie działał. Mój mi się jak na złość rozładował, a ładowarka zaginęła. Zaczęłam walić w drzwi, ale nikogo nie było. Gdzie były te wysokie jak byli potrzebni?
Otworzyłam okno i wystawiłam nogę przez parapet. Do dołu było daleko, o w huj daleko.
- Nie zabijaj się! Już nigdy tak nie zrobimy! Obiecujemy - z dołu dobiegł mnie wrzask Dzika.
- Nie mogę otworzyć drzwi! - krzyknęłam na dół.
- Ona mówi, że nie może z tym żyć - powiedział smutny Winiar.
- Drzwi kurwa nie mogę otworzyć!
- Mówi, że czuje się jak kurwa - przetłumaczył Winiar.
- Drzwi! - już nie mogłam głośniej krzyczeć.
- Żegna się z wami - Michaś płakał.
- Otwórzcie te jebane drzwi!
- Teraz to nas obraziłaś! - odkrzyknął. Wystawiłam drugą nogę. Na dole panowało zamieszanie. Wszyscy krążyli w około i prosili, błagali na kolanach że żałują za grzechy, że to było nie chcący.
- Nie wierze wam!
- Ona nam nie wybaczyła - zwiesił Winiar głowę.
- Olivka, proszę , tylko dla mnie. Ale nie skacz- klęknął Kosa.
- Ja nie chce się zabić barany!
- Nazwała nas baranami - zasmucił się Winiar. Zrezygnowana schowałam nogi i wyjęłam jakąś kartkę i długopis, po czym napisałam im komunikat i pokazałam przez okno.
- Ona się nie chce zabić! - Igiełka był tak uradowany jak jeszcze nigdy.
- No to możemy iść na trening - Zibi wstał z kolan.
- Nie! - napisałam szybko na drugiej stronie, że nie mogę wyjść z pokoju.
- Kosa, musisz uratować swoją księżniczkę - walnął go po plecach drzewo.
- Spuść włosy o pani - skłonił się Grzesiu.
- Banda debili!
Położyłam się na łóżku i nie wiedziałam na co czekać. DOPIERO po kilku godzinach ktoś zaczął się dobijać do drzwi.
- Olivia, żyjesz? - paniczny głos Zibiego.
- Nie, umarłam - wyszeptałam do siebie.
- Chłopaki, ona nie żyje! - wydarł się na cały hotel Bartman.
- Olivia! Nie rób nam tego - walenie pięściami i głos Winiara.
- Kochanie, proszę nie - rozpaczliwy głos Grzegorza. Ja, nie wzruszona leżałam sobie na łóżku nie zważając na ich głosy.
- Proszę pana, ona nie żyje - płacz Dzika, gdy jakiś facet próbował otworzyć drzwi. Zamknęłam oczy, gdy wpadli do pokoju.
- NIE! - usłyszałam kilkanaście głosów nad sobą.
- Aaaa - otworzyłam oczy i wrzasnęłam. Zaczęłam się dziko śmiać widząc ich miny.
- Ty żyjesz. Olivka, ty żyjesz - porywali mnie kolejno na ręce i ściskali.
- Idioci, nie mogłam wyjść z pokoju.
- Było powiedzieć.
- No przecież wam mówiłam.
- Ważne, że żyjesz i że nic cię nie zjadło - zaściskał mnie Kosa.
środa, 10 kwietnia 2013
WITAM :)
PRZEPRASZAM ŻE NIC NIE DODAJE PRZEZ TAK DŁUGI CZAS, ALE TO JESZCZE POTRWA PONIEWAŻ ZBLIŻA MI SIĘ KONIEC ROKU ORAZ MATURA I MUSZĘ WSZYSTKO NADGONIĆ :(
JEŚLI CHCECIE BYĆ POINFORMOWANE O TYM JAK COŚ DODAM, TO PROSZĘ WPISAĆ LINK BLOGA LUB COKOLWIEK GDZIE BĘDĘ MOGŁA WAS POWIADOMIĆ. EWENTUALNIE DAJCIE ZNAĆ NA FACEBOOKU.
JESZCZE RAZ BARDZO PRZEPRASZAM.
CARMEN :*
JEŚLI CHCECIE BYĆ POINFORMOWANE O TYM JAK COŚ DODAM, TO PROSZĘ WPISAĆ LINK BLOGA LUB COKOLWIEK GDZIE BĘDĘ MOGŁA WAS POWIADOMIĆ. EWENTUALNIE DAJCIE ZNAĆ NA FACEBOOKU.
JESZCZE RAZ BARDZO PRZEPRASZAM.
CARMEN :*
poniedziałek, 11 marca 2013
ROZDZIAŁ 7
- No co jest - obudziłam się, gdy ktoś ściągnął ze mnie kołdrę - dajcie mi spać, jest środek nocy.
- Wstawaj mała - odezwał się Igła.
- Ej jak ty tu wszedłeś? - spytałam zdziwiona.
- Się zamyka drzwi na klucz a nie. Wstawaj bo spadamy stąd.
- No to czemu mi kurde o tym wczoraj nie powiedziałeś; spakowałabym się - wstałam i przetarłam oczy, i ziewnęłam jak to określił Krzysztof: jak lew. Dostojnie no!
- Gdzie tym razem jedziemy? - wyciągnęłam spod łóżka swoje kapcie, które nie wiem czemu znalazłam z drugiej strony. A dałabym se włosy uciąć że kładłam się z tej strony.
- Aaa - zaczął drzeć się Igła.
- Co jest? - podskoczyłam wystraszona.
- Pająk, masz pająka na głowie - zaczął głośniej krzyczeć i wybiegł z pokoju.
- Aaaa - wybiegłam z krzykiem za nim.
- Co wy robicie? - wypadł z pokoju Kurek.
- Mam pająka na głowie - powiedziałam przerażona.
- Boże, nie. Ja chce jeszcze żyć - dołączył do nas Bartek.
- Zdejmijcie to ze mnie - powiedziałam błagalnie.
- Ręke mi odgryzie - piszczał Igła, zbliżając się do mnie.
- Krzysiek uważaj. - złapał go za ramię Kurek. W moich oczach pojawiały się łzy.
- Co to za wrzaski? - wyszedł Kosa z pokoju.
- Grzesiek, uratuj mnie - po policzkach leciały mi łzy.
- Grzesiek ona ma pająka na głowie. - Kurka przeraziła chyba moja śmierć bo też zaczął płakać. Kosa podszedł mężnie do mnie i spojrzał na moje włosy.
- Nie widzę żadnego pająka.
- Boże, on jest na mnie. Albo we mnie - teraz to był krzyk rozpaczy. Kosa dotknął moich losów i wyjął coś z nich.
- To nazywasz pająkiem? - powiedział do Igły.
- No a co to jest?
- Paproch, debilu - spojrzałam zdziwiona na niego i pokazał mi co miałam na włosach. Zaczęłam płakać i przytuliłam się do moje wybawcy.
- Żyje, ja żyje. Żadne owłosione stworzenie mnie nie zje - powiedziałam szczęśliwa.
- Krzysiek, co ty masz na brzuchu? - widziałam tą blada twarz Kurka więc spojrzałam na brzuszek Igły. Siedział tam pająk, wielkości mojej dłoni. Nie no przesadzam; ale ja tak go widziałam. Krzysiek spuścił powoli głowę i na widok ohydnego stworzenia zaczął się drzeć jakby go ze skóry obdzierali.
- Co to jakaś orgia? Bezemnie? - otworzył drzwi Zibi.
- Nie, ja umieram - na jego czole zaczęły występować kropelki potu.
- Ja pierdole, tarantula - osunął się po ścianie Bartman.
- Grzesiu, uratuj mnie - spojrzał błagalnie Igła.
- Idziemy na śniadanie- jak jeszcze Dzik zacznie krzyczeć to ja zwariuje.
- My tu mamy poważniejsze sprawy niż śniadanie.
- O, pająk. - powiedział gdy Igła wskazał na swój brzuch. - Chodź do tatusia - zrobił słodką minkę i zaczął się zbliżać do niego.
- Co ty robisz? - zapytał zdziwiony Kurek.
- No wezme go a co mam robić?
- Zabij go - wyszeptał Zibi. Było z nim naprawdę źle. To ja kobieta się bałam, ok. Ale żeby oni? Duzi mężczyźni?
- Dobra, ale to będzie okrutne. - zdjął z nogi buta. - Może zaboleć. - ostrzegł Igłę. Rozmachnął się i trafił prosto w pająka. Krzysiek zgiął się z bólu.
- Ała. Co ty narobiłeś?
- No chciałeś żeby go zabić nie?
- Ale nie mnie przy okazji!
Dalej poranek przebiegał całkiem normalnie. Może nie licząc tego, że Igła leżał na moim łózku w pozycji embrionalnej.
- Krzysiek, co ty baba jesteś? - wpadł do pokoju Kosa.
- To wcale nie jest śmieszne - wstał i wyszedł. Poczułam, że wielkie dłonie Grzesia, zatrzymują się na moich biodrach.
- Kosa, cwaniaku. Dzięki, że mnie uratowałeś, ale muszę się spakować.
- Oj tam - pochwycił mnie i rzucił na łóżko.
- O jezu, przepraszam - otworzył i zamknął drzwi Winiar.
- Co robią? - usłyszałam Igłe.
- Leżą na łóżku. Ona jest goła, a Grzesiek właśnie zdejmował koszulkę - powiedział tak cicho, że wszystko było słychać u nas. Czyli wcale. Kosa wstał i otworzył drzwi.
- Bo wiesz, ja wlaśnie licze ile te drzwi mają skaz. O widzisz, mam jakąś. No, to możemy spadać. - odwrócił się Kurek.
- Zboczuchy - krzyknął za nimi Kosa.
Godzine później wyjeżdżaliśmy z hotelu.
- Igła, co ci jest? - zapytał Andrea.
- Brzuch mnie boli.
- Bili się z Dzikiem - wyjaśnił Zibi.
- Nie rozumiem.
- Igła miał na brzuchu tarantule, no i Dzik go zabił. A że w butach nosi żołędzie to troche bolało - wyjaśniałam.
- Żołędzie to on nosi gdzie indziej - palnął się w czoło Pit.
- A to sory. No to nie wiem co tam miał, ale bolało.
- Do wesela się zagoi - Dzik zamachnał się na plecy Igły. Tego aż wbiło.
- Ała - wydarł się znowu.
- Sory - wyszczerzył się szeroko.
- Jak dzieci - pokręcił głową Anastasi i wrócił na swoje miejsce.
- Mama zawsze powtarzała, że jak coś cię boli to musisz to wyrwać. - powiedział inteligentnie Piotrek.
- Tak, wyrwę se brzuch i plecy. Pit, milcz.
- Dobra, jak chcesz. - odwrócił obrażony głowę do szyby i nie odzywał się przez całą drogę.
- Ej, Kurek zasnął - wyszeptał Zibi. Wyjął markera z plecaka i podszedł do niego wolnym krokiem.
- Wiesz, że jak się obudzi to cię zabije - Igła zwijał sie ze śmiechu, z bólu, sama już nie wiem z czego.
- Nie będzie źle - pokazł mu kciuka Dzik.
Widziałam jak maluje mu usta, oczy, kilka kropek na czole i na nosie. Wyglądał...prawie jak kobieta. Tylko, że umalowana na czarno. Wszyscy zaczęli się z niego śmiać, ale tak żeby się nie obudził.
- No i pięknie - zrobił mu zdjęcie Igła - ej ale to jest zmywalny nie?
- Tak tak, spokojnie - schował go z powrotem do plecaka. Wysiadając z autokaru, Kurek nie widział co ma na twarzy; za to my i mijający go ludzie tak.
- Z czego się śmiejecie? - zapytał Bartek, gdy wszyscy zaczęliśmy się zwijać ze śmiechu, gdy mijało nas kilka osób i spojrzało dziwnie na Kurka.
- Z tej pani co szła - Dzik nie mógł już mówić.
- A no chyba że tak - Bartek się uspokoił i usiadł na krześle.
- Jezu, Kurek, nie strasz - dołączył do naszego grona Olek Bandyta.
- Nie wiem o co ci chodzi - spojrzał zdziwiony.
- Twoja twarz.
- Jakoś wcześniej ci nie przeszkadzała.
- Nadal nic do niej nie mam, ale dopóki gdy się nie malujesz. Weź zmyj tę tapetę - powiedział niesmacznie.
- Jaką tapetę? - Kurek spojrzał w lustro i to był nasz koniec. Ze śmiechu bolał mnie tak brzuch, jak po uderzeniu Dzika w Igłę.
- Bartman! - wydarł się na całe lotnisko. Dopiero teraz zauważyłam, że Zibiego z nami nie ma.
- No przecież zmywalne to jest - uspokoiłam go.
Sfrustrowany spojrzał na mnie i popędził do łazienki. Kilka minut później wrócił do nas cały czerwony; market jak był tak był.
- Zmywalne!? !5 minut tarłem i nic! Zabije go tym razem!
- Oj tam, pięknie wyglądasz - dodał Ziomek. Najlepszym wyjściem było się nie odzywać.
- No i co ja teraz zrobię? Jak ja wyjdę na mecz?
- Musisz się wymoczyć w wodzie - wrócił Bartman, co też nie było najlepszym rozwiązaniem. Kurek rzucił sie na niego i zaczęli biegać jak dzieci po lotnisku.
- No to jednak nie zmywalny - skapnął się Pit i wrócił do czytania książki.
Kurek chodził umalowany jeszcze przez dwa dni, dopóki ktoś nie polecił mu rozpuszczalnika. Też był czerwony, ale lepiej niż czarny. Na mecz wyszedł w normalnym stanie. Tylko z bliska jeszcze było widać czarne ślady.
- No, to będzie co opowiadać dzieciom - zatarł ręce Zibi.
- Współczuje im - palnął go w glowę Bartek.
- Ej ej bez takich.
- Oj tam oj tam - zaczęli się śmiać i zapomnieli o sytuacji z autokaru.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Taki krótki, ale ważne że coś się ruszyło :D
Thunderstruck
- Wstawaj mała - odezwał się Igła.
- Ej jak ty tu wszedłeś? - spytałam zdziwiona.
- Się zamyka drzwi na klucz a nie. Wstawaj bo spadamy stąd.
- No to czemu mi kurde o tym wczoraj nie powiedziałeś; spakowałabym się - wstałam i przetarłam oczy, i ziewnęłam jak to określił Krzysztof: jak lew. Dostojnie no!
- Gdzie tym razem jedziemy? - wyciągnęłam spod łóżka swoje kapcie, które nie wiem czemu znalazłam z drugiej strony. A dałabym se włosy uciąć że kładłam się z tej strony.
- Aaa - zaczął drzeć się Igła.
- Co jest? - podskoczyłam wystraszona.
- Pająk, masz pająka na głowie - zaczął głośniej krzyczeć i wybiegł z pokoju.
- Aaaa - wybiegłam z krzykiem za nim.
- Co wy robicie? - wypadł z pokoju Kurek.
- Mam pająka na głowie - powiedziałam przerażona.
- Boże, nie. Ja chce jeszcze żyć - dołączył do nas Bartek.
- Zdejmijcie to ze mnie - powiedziałam błagalnie.
- Ręke mi odgryzie - piszczał Igła, zbliżając się do mnie.
- Krzysiek uważaj. - złapał go za ramię Kurek. W moich oczach pojawiały się łzy.
- Co to za wrzaski? - wyszedł Kosa z pokoju.
- Grzesiek, uratuj mnie - po policzkach leciały mi łzy.
- Grzesiek ona ma pająka na głowie. - Kurka przeraziła chyba moja śmierć bo też zaczął płakać. Kosa podszedł mężnie do mnie i spojrzał na moje włosy.
- Nie widzę żadnego pająka.
- Boże, on jest na mnie. Albo we mnie - teraz to był krzyk rozpaczy. Kosa dotknął moich losów i wyjął coś z nich.
- To nazywasz pająkiem? - powiedział do Igły.
- No a co to jest?
- Paproch, debilu - spojrzałam zdziwiona na niego i pokazał mi co miałam na włosach. Zaczęłam płakać i przytuliłam się do moje wybawcy.
- Żyje, ja żyje. Żadne owłosione stworzenie mnie nie zje - powiedziałam szczęśliwa.
- Krzysiek, co ty masz na brzuchu? - widziałam tą blada twarz Kurka więc spojrzałam na brzuszek Igły. Siedział tam pająk, wielkości mojej dłoni. Nie no przesadzam; ale ja tak go widziałam. Krzysiek spuścił powoli głowę i na widok ohydnego stworzenia zaczął się drzeć jakby go ze skóry obdzierali.
- Co to jakaś orgia? Bezemnie? - otworzył drzwi Zibi.
- Nie, ja umieram - na jego czole zaczęły występować kropelki potu.
- Ja pierdole, tarantula - osunął się po ścianie Bartman.
- Grzesiu, uratuj mnie - spojrzał błagalnie Igła.
- Idziemy na śniadanie- jak jeszcze Dzik zacznie krzyczeć to ja zwariuje.
- My tu mamy poważniejsze sprawy niż śniadanie.
- O, pająk. - powiedział gdy Igła wskazał na swój brzuch. - Chodź do tatusia - zrobił słodką minkę i zaczął się zbliżać do niego.
- Co ty robisz? - zapytał zdziwiony Kurek.
- No wezme go a co mam robić?
- Zabij go - wyszeptał Zibi. Było z nim naprawdę źle. To ja kobieta się bałam, ok. Ale żeby oni? Duzi mężczyźni?
- Dobra, ale to będzie okrutne. - zdjął z nogi buta. - Może zaboleć. - ostrzegł Igłę. Rozmachnął się i trafił prosto w pająka. Krzysiek zgiął się z bólu.
- Ała. Co ty narobiłeś?
- No chciałeś żeby go zabić nie?
- Ale nie mnie przy okazji!
Dalej poranek przebiegał całkiem normalnie. Może nie licząc tego, że Igła leżał na moim łózku w pozycji embrionalnej.
- Krzysiek, co ty baba jesteś? - wpadł do pokoju Kosa.
- To wcale nie jest śmieszne - wstał i wyszedł. Poczułam, że wielkie dłonie Grzesia, zatrzymują się na moich biodrach.
- Kosa, cwaniaku. Dzięki, że mnie uratowałeś, ale muszę się spakować.
- Oj tam - pochwycił mnie i rzucił na łóżko.
- O jezu, przepraszam - otworzył i zamknął drzwi Winiar.
- Co robią? - usłyszałam Igłe.
- Leżą na łóżku. Ona jest goła, a Grzesiek właśnie zdejmował koszulkę - powiedział tak cicho, że wszystko było słychać u nas. Czyli wcale. Kosa wstał i otworzył drzwi.
- Bo wiesz, ja wlaśnie licze ile te drzwi mają skaz. O widzisz, mam jakąś. No, to możemy spadać. - odwrócił się Kurek.
- Zboczuchy - krzyknął za nimi Kosa.
Godzine później wyjeżdżaliśmy z hotelu.
- Igła, co ci jest? - zapytał Andrea.
- Brzuch mnie boli.
- Bili się z Dzikiem - wyjaśnił Zibi.
- Nie rozumiem.
- Igła miał na brzuchu tarantule, no i Dzik go zabił. A że w butach nosi żołędzie to troche bolało - wyjaśniałam.
- Żołędzie to on nosi gdzie indziej - palnął się w czoło Pit.
- A to sory. No to nie wiem co tam miał, ale bolało.
- Do wesela się zagoi - Dzik zamachnał się na plecy Igły. Tego aż wbiło.
- Ała - wydarł się znowu.
- Sory - wyszczerzył się szeroko.
- Jak dzieci - pokręcił głową Anastasi i wrócił na swoje miejsce.
- Mama zawsze powtarzała, że jak coś cię boli to musisz to wyrwać. - powiedział inteligentnie Piotrek.
- Tak, wyrwę se brzuch i plecy. Pit, milcz.
- Dobra, jak chcesz. - odwrócił obrażony głowę do szyby i nie odzywał się przez całą drogę.
- Ej, Kurek zasnął - wyszeptał Zibi. Wyjął markera z plecaka i podszedł do niego wolnym krokiem.
- Wiesz, że jak się obudzi to cię zabije - Igła zwijał sie ze śmiechu, z bólu, sama już nie wiem z czego.
- Nie będzie źle - pokazł mu kciuka Dzik.
Widziałam jak maluje mu usta, oczy, kilka kropek na czole i na nosie. Wyglądał...prawie jak kobieta. Tylko, że umalowana na czarno. Wszyscy zaczęli się z niego śmiać, ale tak żeby się nie obudził.
- No i pięknie - zrobił mu zdjęcie Igła - ej ale to jest zmywalny nie?
- Tak tak, spokojnie - schował go z powrotem do plecaka. Wysiadając z autokaru, Kurek nie widział co ma na twarzy; za to my i mijający go ludzie tak.
- Z czego się śmiejecie? - zapytał Bartek, gdy wszyscy zaczęliśmy się zwijać ze śmiechu, gdy mijało nas kilka osób i spojrzało dziwnie na Kurka.
- Z tej pani co szła - Dzik nie mógł już mówić.
- A no chyba że tak - Bartek się uspokoił i usiadł na krześle.
- Jezu, Kurek, nie strasz - dołączył do naszego grona Olek Bandyta.
- Nie wiem o co ci chodzi - spojrzał zdziwiony.
- Twoja twarz.
- Jakoś wcześniej ci nie przeszkadzała.
- Nadal nic do niej nie mam, ale dopóki gdy się nie malujesz. Weź zmyj tę tapetę - powiedział niesmacznie.
- Jaką tapetę? - Kurek spojrzał w lustro i to był nasz koniec. Ze śmiechu bolał mnie tak brzuch, jak po uderzeniu Dzika w Igłę.
- Bartman! - wydarł się na całe lotnisko. Dopiero teraz zauważyłam, że Zibiego z nami nie ma.
- No przecież zmywalne to jest - uspokoiłam go.
Sfrustrowany spojrzał na mnie i popędził do łazienki. Kilka minut później wrócił do nas cały czerwony; market jak był tak był.
- Zmywalne!? !5 minut tarłem i nic! Zabije go tym razem!
- Oj tam, pięknie wyglądasz - dodał Ziomek. Najlepszym wyjściem było się nie odzywać.
- No i co ja teraz zrobię? Jak ja wyjdę na mecz?
- Musisz się wymoczyć w wodzie - wrócił Bartman, co też nie było najlepszym rozwiązaniem. Kurek rzucił sie na niego i zaczęli biegać jak dzieci po lotnisku.
- No to jednak nie zmywalny - skapnął się Pit i wrócił do czytania książki.
Kurek chodził umalowany jeszcze przez dwa dni, dopóki ktoś nie polecił mu rozpuszczalnika. Też był czerwony, ale lepiej niż czarny. Na mecz wyszedł w normalnym stanie. Tylko z bliska jeszcze było widać czarne ślady.
- No, to będzie co opowiadać dzieciom - zatarł ręce Zibi.
- Współczuje im - palnął go w glowę Bartek.
- Ej ej bez takich.
- Oj tam oj tam - zaczęli się śmiać i zapomnieli o sytuacji z autokaru.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Taki krótki, ale ważne że coś się ruszyło :D
Thunderstruck
poniedziałek, 18 lutego 2013
ROZDZIAŁ 6
Następny dzień zaczął się całkiem normalnie. Obudziła mnie głośna muzyka, wstałam, ubrałam się, zeszłam na śniadanie i o dziwo panów tam nie było. Zdziwiło mnie to i to bardzo. Może są na hali. No w końcu nie muszą mnie informować co robią nie? Wracałam do pokoju i usłyszałam głośne "Kurwa" z ich pokoju, więc weszłam. Typowi faceci, oglądali jakiś mecz.
- Real wygra- powiedziałam siadając w luce na łóżku. Pełne skupienie na ekranie i oglądałam razem z nimi.
- No Messi, chłopie rusz tą dupę! - wydarł się Winiar.
- No spalony przecież był - powiedziałam z wyrzutem gdy sędzia uznał gola dla Realu.
- Co ty powiedziałaś? - spytał zdziwiony Kurek.
- No spalony. Co nie widziałeś tego? Przecież ewidentnie Ronaldo był w złej pozycji.
- Jezu Olivia wyjdź za mnie - uklęknął przede mną.
- Co za okaz - tym razem zrobił to samo Dziku. Wszyscy otwierali dla mnie nie widoczne pudełeczko z niewidocznym pierścionkiem.
- Olivia, wybierz mnie. Jestem najnormalniejszy z nich wszystkich - również uczynił to samo Kosa.
- Dobre - zaczęłam się śmiać. - pomyśle nad tym którego z was wybrać na męża. Tym czasem Messi strzelił gola- wskazałam głową na ekran. Wrócili do normalnej pozycji i dalej oglądaliśmy. Darłam się bardziej od nich i sporo też wiedziałam na temat piłki nożnej i rugby. To dzięki mojemu bratu, który wszystkiego mnie nauczył. Szkoda tylko, że nie nauczył mnie siatkówki.
Po jakże wyczerpującym kibicowaniu chłopaki udali się na trening, a ja poszłam do swojego pokoju. Nie chciałam kolejny raz siedzieć i wpatrywać się w nich jak w obrazki. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam na fula Sabatona; no powiem wam, że to było skuteczne odcięcie od świata. Tak skuteczne, że nie usłyszałam jak panowie weszli i grzecznie sobie słuchali jak wyje na cały regulator. Chociaż na korytarzu i bez wchodzenia pewnie by dobrze słyszeli. Otworzyłam oczy dopiero gdy zaczęłi się tak głośno śmiać, że nawet przez muzykę słyszałam.
- Już skończyliście? - podsumowałam gdy Igła cały czerwony walał się po podłodze.
- No powiem ci, że prawie jak Edzia Górniak - zaśmiał się Dzik.
- Kto to jest Edzia Górniak? - zapytałam brakiem swojej wiedzy. Te pacany zaczęły śmiać się jeszcze bardziej.
- Nie odzywam się do was - odwróciłam się na brzuch i schowałam twarz w poduszce. W głębi ducha też się oczywiście śmiałam bo wiedziałam jak okropnie fałszuje. Poczułam, że ktoś mi kładzie dłoń na plecach i odruchowo spojrzałam.
- Może nie śpiewasz za ładnie, ale ja to przeżyje - powiedział uśmiechnięty Kosa. Jezusiczku, jakie on miał oczy. Dopiero z takiej odległości dostrzegłam, że są takie śliczne. Położyłam odruchowo dłoń na jego policzku i się w niego wpatrywałam. Miał taką delikatną skórę i takie pełne usta. Poczułam jak robi mi się gorąco.
- Ekhm - odrząknął Igła. Oderwałam się jak zahipnotyzowana od niego i spojrzałam na resztę. Wyglądali jak stado, nie pamiętam jak to się nazywa, no ale chodzi o takie duże oczy.
- Co? - warknęłam na nich. - Ja tu się zakochuje w tym człowieku, a ty mi przeszkadzasz - powiedziałam z wyrzutem do Igły.
- Ups - uśmiechnął się i wyszedł. Za nim poszła reszta. O cholera, oni to wzięli na serio. Znowu schowałam twarz w poduszkę i leżałam tak przez kilka minut. Ej, Kosa został ze mną, nie? Ja pierniczę, to się porobiło. Zaczął się śmiać i po chwili ja też dołączyłam do niego. Zobaczyłam jaka ta sytuacja była komiczna. Tak głośno ryczeliśmy, że aż wpadł Kurek z Gumą. Ło jaki cud. Gdy zobaczyli, że się śmiejemy, zmieszani wyszli. Chyba myśleli że zastaną nas w jakiejś intymnej sytuacji. Pff. Wstałam z łóżka i Kosa zrobił to samo.
- Spadamy zaraz na miasto- powiedział patrząc na mnie. Wziął delikatnie moją dłoń i podszedł bliżej. Zamarłam; dosłownie. A ten złapał mnie za brodę, uniósł lekko moją głowę i nachylił się. Pocałował delikatnie, a ja stałam jak ta idiotka. Się ocknęłam i oddałam pocałunek. Oh co to był za pocałunek, wam powiem. Grzesiu całował niesamowicie; chociaż na takiego nie wyglądał. Oderwał się ode mnie i zamglonymi oczami spojrzał w moje.
- Chodź mała - powiedział i wziął mnie za rękę. Zamknęłam drzwi na klucz i zeszliśmy do reszty. Nadal byłam w szoku po tym co on zrobił. Nie wiedziałam czy to zajdzie gdzieś dalej w najbliższej przyszłości, bo w końcu się prawie nie znaliśmy. No ale czas pokaże. Póki co uwolniłam swoją rękę, żeby nie robić sensacji.
- Ee co wy tam robiliście? - zapytał Igła.
- Prowadziliśmy konwersację - puścił do mnie oczko.
- Ta jasne. I od tego Olivia ma takie rumieńce?
- Gorąco jest jakbyś nie zauważył - powiedziałam obojętnie. Zebraliśmy się i wyszliśmy. Znowu szłam pod rękę z Kosą w razie czego.
Przegadaliśmy całe zwiedzanie, potem w pokoju też ciągle gadaliśmy; był niesamowicie zabawny i naprawdę przystojny. Co z tego, że był chyba dwa razy wyższy ode mnie. W końcu nie wiem jakim cudem, ale oboje zasnęliśmy w tym samym momencie; i obudziłam się znowu w dziwnej pozycji: nogi miałam poplątanie z nogami Kosoka i w sumie tylko one mnie przytrzymywały bo inaczej bym już leżała na podłodze. Moja głowa i tułów były poza łóżkiem. Jakoś się wygrzebałam i spadłam z głośnym hukiem na podłogę.
- Co jest? - podniósł się przestraszony Grzesiu. Zorientował się, że jest w moim pokoju i nadal w ciuchach.
- Chyba się zasiedziałem - przeczesał swoje włosy. Spojrzałam na ten jego gest i znowu mi się zrobiło gorąco. Ulala. Jakoś się zebrałam do kupy i odprowadziłam go do drzwi. Pocałował mnie w głowę i wyszedł. Sama się też umyłam i przebrałam w piżamę. Z uśmiechem na ustach zasnęłam.
----------------------------------------------------------------------------------------
no to nie poszalałam zbytnio ;/ tu będę dodawać niestety trochę rzadziej. Codziennie zacznę wstawiać jak skończę swój pierwotny blog.
a tym czasem http://www.youtube.com/watch?v=ktvTqknDobU
pozdrawiam :*
- Real wygra- powiedziałam siadając w luce na łóżku. Pełne skupienie na ekranie i oglądałam razem z nimi.
- No Messi, chłopie rusz tą dupę! - wydarł się Winiar.
- No spalony przecież był - powiedziałam z wyrzutem gdy sędzia uznał gola dla Realu.
- Co ty powiedziałaś? - spytał zdziwiony Kurek.
- No spalony. Co nie widziałeś tego? Przecież ewidentnie Ronaldo był w złej pozycji.
- Jezu Olivia wyjdź za mnie - uklęknął przede mną.
- Co za okaz - tym razem zrobił to samo Dziku. Wszyscy otwierali dla mnie nie widoczne pudełeczko z niewidocznym pierścionkiem.
- Olivia, wybierz mnie. Jestem najnormalniejszy z nich wszystkich - również uczynił to samo Kosa.
- Dobre - zaczęłam się śmiać. - pomyśle nad tym którego z was wybrać na męża. Tym czasem Messi strzelił gola- wskazałam głową na ekran. Wrócili do normalnej pozycji i dalej oglądaliśmy. Darłam się bardziej od nich i sporo też wiedziałam na temat piłki nożnej i rugby. To dzięki mojemu bratu, który wszystkiego mnie nauczył. Szkoda tylko, że nie nauczył mnie siatkówki.
Po jakże wyczerpującym kibicowaniu chłopaki udali się na trening, a ja poszłam do swojego pokoju. Nie chciałam kolejny raz siedzieć i wpatrywać się w nich jak w obrazki. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam na fula Sabatona; no powiem wam, że to było skuteczne odcięcie od świata. Tak skuteczne, że nie usłyszałam jak panowie weszli i grzecznie sobie słuchali jak wyje na cały regulator. Chociaż na korytarzu i bez wchodzenia pewnie by dobrze słyszeli. Otworzyłam oczy dopiero gdy zaczęłi się tak głośno śmiać, że nawet przez muzykę słyszałam.
- Już skończyliście? - podsumowałam gdy Igła cały czerwony walał się po podłodze.
- No powiem ci, że prawie jak Edzia Górniak - zaśmiał się Dzik.
- Kto to jest Edzia Górniak? - zapytałam brakiem swojej wiedzy. Te pacany zaczęły śmiać się jeszcze bardziej.
- Nie odzywam się do was - odwróciłam się na brzuch i schowałam twarz w poduszce. W głębi ducha też się oczywiście śmiałam bo wiedziałam jak okropnie fałszuje. Poczułam, że ktoś mi kładzie dłoń na plecach i odruchowo spojrzałam.
- Może nie śpiewasz za ładnie, ale ja to przeżyje - powiedział uśmiechnięty Kosa. Jezusiczku, jakie on miał oczy. Dopiero z takiej odległości dostrzegłam, że są takie śliczne. Położyłam odruchowo dłoń na jego policzku i się w niego wpatrywałam. Miał taką delikatną skórę i takie pełne usta. Poczułam jak robi mi się gorąco.
- Ekhm - odrząknął Igła. Oderwałam się jak zahipnotyzowana od niego i spojrzałam na resztę. Wyglądali jak stado, nie pamiętam jak to się nazywa, no ale chodzi o takie duże oczy.
- Co? - warknęłam na nich. - Ja tu się zakochuje w tym człowieku, a ty mi przeszkadzasz - powiedziałam z wyrzutem do Igły.
- Ups - uśmiechnął się i wyszedł. Za nim poszła reszta. O cholera, oni to wzięli na serio. Znowu schowałam twarz w poduszkę i leżałam tak przez kilka minut. Ej, Kosa został ze mną, nie? Ja pierniczę, to się porobiło. Zaczął się śmiać i po chwili ja też dołączyłam do niego. Zobaczyłam jaka ta sytuacja była komiczna. Tak głośno ryczeliśmy, że aż wpadł Kurek z Gumą. Ło jaki cud. Gdy zobaczyli, że się śmiejemy, zmieszani wyszli. Chyba myśleli że zastaną nas w jakiejś intymnej sytuacji. Pff. Wstałam z łóżka i Kosa zrobił to samo.
- Spadamy zaraz na miasto- powiedział patrząc na mnie. Wziął delikatnie moją dłoń i podszedł bliżej. Zamarłam; dosłownie. A ten złapał mnie za brodę, uniósł lekko moją głowę i nachylił się. Pocałował delikatnie, a ja stałam jak ta idiotka. Się ocknęłam i oddałam pocałunek. Oh co to był za pocałunek, wam powiem. Grzesiu całował niesamowicie; chociaż na takiego nie wyglądał. Oderwał się ode mnie i zamglonymi oczami spojrzał w moje.
- Chodź mała - powiedział i wziął mnie za rękę. Zamknęłam drzwi na klucz i zeszliśmy do reszty. Nadal byłam w szoku po tym co on zrobił. Nie wiedziałam czy to zajdzie gdzieś dalej w najbliższej przyszłości, bo w końcu się prawie nie znaliśmy. No ale czas pokaże. Póki co uwolniłam swoją rękę, żeby nie robić sensacji.
- Ee co wy tam robiliście? - zapytał Igła.
- Prowadziliśmy konwersację - puścił do mnie oczko.
- Ta jasne. I od tego Olivia ma takie rumieńce?
- Gorąco jest jakbyś nie zauważył - powiedziałam obojętnie. Zebraliśmy się i wyszliśmy. Znowu szłam pod rękę z Kosą w razie czego.
Przegadaliśmy całe zwiedzanie, potem w pokoju też ciągle gadaliśmy; był niesamowicie zabawny i naprawdę przystojny. Co z tego, że był chyba dwa razy wyższy ode mnie. W końcu nie wiem jakim cudem, ale oboje zasnęliśmy w tym samym momencie; i obudziłam się znowu w dziwnej pozycji: nogi miałam poplątanie z nogami Kosoka i w sumie tylko one mnie przytrzymywały bo inaczej bym już leżała na podłodze. Moja głowa i tułów były poza łóżkiem. Jakoś się wygrzebałam i spadłam z głośnym hukiem na podłogę.
- Co jest? - podniósł się przestraszony Grzesiu. Zorientował się, że jest w moim pokoju i nadal w ciuchach.
- Chyba się zasiedziałem - przeczesał swoje włosy. Spojrzałam na ten jego gest i znowu mi się zrobiło gorąco. Ulala. Jakoś się zebrałam do kupy i odprowadziłam go do drzwi. Pocałował mnie w głowę i wyszedł. Sama się też umyłam i przebrałam w piżamę. Z uśmiechem na ustach zasnęłam.
----------------------------------------------------------------------------------------
no to nie poszalałam zbytnio ;/ tu będę dodawać niestety trochę rzadziej. Codziennie zacznę wstawiać jak skończę swój pierwotny blog.
a tym czasem http://www.youtube.com/watch?v=ktvTqknDobU
pozdrawiam :*
LIEBSTER AWARD
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymywanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób ( nie możesz jednak nominować osoby, która nominowała Ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań. Ja zostałam nominowana przez http://naranja-vb.blogspot.com/
Pytania od Naranja:
1. 1. Trzy rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę? (klasyk ;D)
Piłkę do siatki, okulary przeciwsłoneczne, i książkę "Na wschód od Edenu"
Pytania od Naranja:
1. 1. Trzy rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę? (klasyk ;D)
Piłkę do siatki, okulary przeciwsłoneczne, i książkę "Na wschód od Edenu"
2. Twoje motto życiowe?
" Nie ma rzeczy nie możliwych"
3. Moim nawykiem jest... ?
Kawa, siatkówka
4. Gdy nikt nie widzi... ?
... nie wiem :)
5. Chciałabym... ?
w przyszłości pracować w kręgu siatkówki.
6. Nie znoszę... ?
dwulicowych ludzi, mięsa na słodko xd, ocenianie innych z opini drugiej osoby.
7. Gdybym mogła wybierać, byłabym... ?
siostrą Ignaczaka :D
8. W przyjaźni cenię... ?
szczerość i wspólny język z tą drugą osobą
9. Siatkówka jest dla mnie... ?
cudownym sportem w którym znalazłam swoje szczęście.
10. Trzymam kciuki za... ?
medal siatkarzy w IO w 2016
11. Moim ulubionym siatkarzem jest... ?
Grzegorz Kosok, Andrzej Wrona i Igła.
Pytania ode mnie:
1. Siatkarz do którego kompletnie nie pałasz sympatią?
2. Ulubiony siatkarski cytat?
3. Jakiemu klubowi kibicujesz?
4. Kto twoim zdaniem powinien przejąć po Igle 16?
5. Czy jest coś z czego jesteś dumna? Jeśli tak to co?
6. Jak widzisz siebie za 20 lat?
7. Ulubiony serial?
8. Co wywołuje na twoje twarzy uśmiech?
9. Bez czego nie wyobrażasz sobie swojego życia?
10. Styl muzyki której słuchasz?
11. Wygrywasz dwa miliony. Na to wydasz tyle pieniędzy?
Nominowani przeze mnie:
# http://spalawziete.blogspot.com/
# http://i-zyjmy-dlugo-i-szczesliwie.blogspot.com/
# http://szukajacszczescia-lookingforhappiness.blogspot.com/
# http://miloscwtwoichoczach.blogspot.com/
# http://co-to-jest-szczescie.blogspot.com/
# http://wlochy-to-moj-nowy-dom.blogspot.com/
# http://centymetryszczescia.blogspot.com/
# http://siatkowka-w-rytmie-rock-n-rolla.blogspot.com/
# http://my-dream-my-fucking-life.blogspot.com/
# http://spala-adventures.blogspot.com/
Subskrybuj:
Posty (Atom)